FYI.

This story is over 5 years old.

Varials

Kobiecy dotyk w więzieniu

Wizyta ambulatoryjna ma jeden plus: większość personelu to kobiety. Gdy opuszczam świat zdominowany przez mężczyzn i wkraczam do królestwa kobiet, nienaturalna równowaga więzienia na chwilę wraca do normy – poznaj wyznania więźnia

Osadzony (nie autor) podczas badania przeprowadzanego przez pielęgniarkę w Więzieniu Stanowym San Quentin w Kalifornii, 2007 (AP Photo/Eric Risberg)

„Żarcie za pięć minut" – dobiegający z megafonu głos strażnika więziennego budzi mnie z erotycznego snu.

Zamykam oczy i myślę o postaciach z bajek Disneya w nadziei, że sceny z dobranocki choć trochę przytłumią nieposkromione żądze. Wyobrażam sobie, jak Donald daje po pysku Myszce Miki. Goofy próbuje ich rozdzielić. Potem pojawia się Myszka Minnie, ma na sobie krótką spódniczkę i kabaretki i…

PRZESTAŃ.

Reklama

Podnoszę rękę, włączam telewizor i zaczynam oglądać prognozę pogody, żeby trochę się uspokoić. Prezenterka wypowiada okrągłe zdania swoimi pełnymi, czerwonymi ustami, prognoza na dziś: gorąco. Wyłączam telewizor.

Wdech, wydech, głęboko, coraz wolniej. Centymetr po centymetrze krew przepływa gdzie indziej.

Wielu więźniów co dzień walczy, by nie postradać zmysłów.

Jak zwykle, Stary Bobby (to nie jest jego prawdziwe imię) wciąż jeszcze śpi na dolnej pryczy. Ma 55 lat, za kratami od ponad 20. Spoko się z nim siedzi, niestety nakładają nam się grafiki. Budzi się po mnie, idzie do kuchni gotować obiad, ale potem wraca do celi w tym samym czasie, co ja. Rzadko kiedy mam chwilę dla siebie.

Dzisiaj zaraz po śniadaniu mam wizytę u lekarza, więc muszę się pospieszyć. Jeśli się spóźnię, zaczną wywoływać moje imię przez głośniki. Jeśli nie odpowiem, każą wszystkim wrócić do swoich cel, żeby mnie znaleźć. Wszystko po to, żebym dotarł na czas do ambulatorium, gdzie kilka godzin poczekam na wizytę, w końcu usłyszę, że nic mi nie dolega i zostanę odesłany z powrotem do Starego Bobby'ego, piętrowej pryczy i kosmatych snów o Myszce Minnie. Nie cierpię zatłoczonej poczekalni i tego całego tańca, ale idę poskarżyć się znowu na zmęczenie, suchość w ustach, niskie ciśnienie, skurcze w stopach i dziwne ruchy jelit.

Wizyta ambulatoryjna ma jeden plus: większość personelu to kobiety. Gdy opuszczam świat zdominowany przez mężczyzn i wkraczam do królestwa kobiet, nienaturalna równowaga więzienia na chwilę wraca do normy.

Reklama

Uważałem obecność kobiet za coś oczywistego. Jak powiedział kiedyś Nas: „Tracisz hajs w pogoni za dupami, nigdy na odwrót". Nie ceniłem kobiet. Tym samym nie ceniłem samego siebie. Tęsknię za miłością. Tęsknię za tym uczuciem, gdy wiesz, że ktoś się o ciebie troszczy.

Badania pokazują, że wizyty małżeńskie świetnie wpływają na resocjalizację, lecz surowy wyrok, w połączeniu z regułami odbywania kary dożywocia w Kalifornii, oznacza, że o kojącym dotyku kobiety mogę sobie najwyżej pomarzyć. Gdyby któraś zechciała mnie pokochać, decydowałaby się na karę dożywotniego pozbawienia bliskości. Wielu więźniów co dzień walczy, by nie postradać zmysłów. Niektórzy śledzą każdą kobietę pracującą w więzieniu. Inni, heteroseksualni osadzeni, w więzieniu zmieniają orientację. Jeszcze inni stają się zimni i agresywni.

Po drodze do stołówki na otwartych drzwiach jednej z cel widzę plakat przedstawiający Latynoskę w bikini. Nie mogę oderwać oczu od jej pełnych kształtów. Sam wolę nie otaczać się wizerunkami półnagich kobiet, żeby do reszty nie zwariować, ale nie mogę tego zakazać innym.

Kolejka po żarcie posuwa się dość szybko. Jedna ze strażniczek ma długi warkocz i usta wprost stworzone do całowania. Odwracam wzrok i powtarzam sobie, że jej usta nie myślą o mnie, więc ja nie powinienem myśleć o nich.

Nie widzę, kto nakłada mi jedzenie. Wpatruję się w niewielką porcję jajecznicy z fasolką i wspominam mój ostatni posiłek na wolności. Wstała wcześnie. Spod koca na podłodze w salonie patrzyłem, jak w krótkim szlafroczku krząta się po kuchni. Chwilę później do drzwi zaczęła dobijać się policja. Skuli mnie i wyprowadzili, nie zdążyłem nawet pocałować jej na pożegnanie ani spróbować śniadania. Teraz dostaję jedzenie gotowane przez kogoś, kogo zupełnie nie obchodzę i spożywam je w wielkiej stołówce pełnej spiętych facetów.

Reklama

Rozprawiam się z rzadką jajecznicą w pięciu szybkich kęsach i wychodzę.

Przechodząc obok wejścia do więziennej biblioteki widzę, że automat z prezerwatywami jest w połowie pusty. Zgodnie z nową ustawą uchwaloną we wrześniu 2014 Departament Więziennictwa i Resocjalizacji Stanu Kalifornia (ang. California Department of Corrections and Rehabilitation, CDCR, przyp. tłum.) musi udostępniać osadzonym prezerwatywy. Możemy mieć przy sobie trzy kondomy, pomimo że CDCR nie aprobuje aktywności seksualnej pośród osadzonych. Logika podpowiada jednak, że skoro ludzie i tak uprawiają seks, to lepiej, żeby się zabezpieczali; ogranicza to rozprzestrzenianie chorób w więzieniu i ostatecznie poza nim.

Przeglądam się w oknie biblioteki. Wszystko w porządku — mogą mnie oglądać.

Strażniczka za biurkiem przy wejściu do przychodni ma zielone oczy i włosy pofarbowane na ciemny róż. Nasze spojrzenia się spotykają. Spokojnie mówię: „Thomas na badanie" – wręczając jej mój identyfikator i skierowanie. Patrzy na mnie bez zainteresowania. Rzuca okiem na papiery i chłodno rzuca: „Na prawo".

CZY MOGĘ TRAFIĆ DO WIĘZIENIA ZA MEMA?

Idę na prawo, przy kolejnym biurku oddaję mój identyfikator i siadam. Minie pewnie parę godzin, zanim mnie wywołają. Nie mogę się napatrzeć na przechodzące obok mnie pielęgniarki.

„Thomas. Thomas" – wywołuje mnie drobna pielęgniarka azjatyckiego pochodzenia; jej skóra ma głęboki karmelkowy odcień.

Reklama

„Tutaj" – odpowiadam, zaskoczony tak szybkim obrotem spraw.

Wchodzę za nią do niewielkiego gabinetu, gdzie każe mi usiąść, zakłada rękawiczki i zabiera się za pomiar ciśnienia.

„Pierwszy raz cię tu widzę, jesteś nowa?" – pytam.

„Nie – odpowiada – byłam dwa lata na zwolnieniu, ale właśnie wróciłam".

„Aha, a ja mniej więcej tyle jestem w San Quentin. Ej, chwila moment – czy my w ogóle powinniśmy przyjmować cię z powrotem? Zostawiłaś nas na dwa lata!".

„Co ty powiesz?" – odpowiada. – „A kto inny wywołałby cię tak szybko? Może masz ochotę wyjść i poczekać jeszcze parę godzin?".

Opaska na moim ramieniu zaciska się jak imadło, po czym ciśnienie zaczyna opadać. Na małym wyświetlaczu pojawiają się liczby 85/60. Nie zwracam na nie uwagi.

„Wiesz, więźniowie często cierpią na syndrom opuszczenia. Jak mamy ci z powrotem zaufać?" – droczę się z nią.

„Nawet cię tu nie było, kiedy odeszłam".

„Fakt, ale to znaczy, że cały ten czas byłem pozbawiony twojego przyjemnego towarzystwa. Za każdym razem, gdy musiałem czekać dwie godziny na wizytę, to była twoja wina".

„Nie gadaj, tylko ciesz się, że już nie musisz tak długo czekać" – śmieje się.

Jedną rękę kładzie lekko na moim barku, drugą ściąga opaskę ciśnieniomierza. Dotyk jest przelotny, niewinny,a zarazem przeszywający. Z bliska czuję, że pachnie mydłem.

Rahsaan Thomas ma 45 lat, jest osadzony w Więzieniu Stanowym w San Quentin w Kalifornii. Odbył 15 lat ze swojego wyroku – 55 lat do dożywocia za morderstwo drugiego stopnia i dodatkowe 35 lat za przestępstwo z użyciem broni palnej. Zastrzelił dwóch uzbrojonych mężczyzn, których, jak mówi, przyłapał na kradzieży swojego mienia.