Obejrzeliśmy nowego „Predatora”, żebyście wy nie musieli
Predaktor Mączewski w trakcie masakrowania nowego filmu Shane'a Blacka

FYI.

This story is over 5 years old.

Film

Obejrzeliśmy nowego „Predatora”, żebyście wy nie musieli

Jakaś część mnie wierzy, że ten film to zemsta Shane'a Blacka za to, że postać, którą grał w oryginalnym „Predatorze”, zginęła jako pierwsza

Tekst nie zawiera spoilerów

Shane Black wie, jak kręcić filmy, które trzymają w napięciu. Jak mało kto potrafi też balansować pomiędzy wartką akcją a poczuciem humoru. Można więc chyba zapytać: Shane, jak to się stało, że tak bardzo zmasakrowałeś nowego Predatora? Czy doszedłeś do wniosku, że w 2018 roku nikt nie potraktuje na serio historii kosmicznego łowcy, który czerpie przyjemność z polowania na najgroźniejsze gatunki we wszechświecie (na błękitnej planecie jest to oczywiście człowiek)? A może chodzi o to, że występowałeś w pierwszej części tej filmowej serii i grałeś jednego z komandosów, który jako pierwszy został zaszlachtowany, obdarty ze skóry i powieszony na drzewie do góry nogami — a ten film jest twoją zemstą po latach? Zapewne nigdy się nie dowiem, chociaż z przyjemnością obejrzę pierwszy z (zapewne wielu) wywiadów z tobą, gdzie któryś z dziennikarzy w końcu odważy się zapytać: WTF?

Reklama

Predaktor Mączewski w trakcie zastanawiania się: co poszło nie tak?

Wydawało mi się, że filmu o Predatorze nie da się spierdolić, wszakże fanbaza tego stwora już dawno dała do zrozumienia, czego potrzeba, by to się udało: dobrze skompletowanej grupy straceńców, którzy kolejno będą rozczłonkowywani przez kosmitę z dredami. Tyle. Dodajmy do tego szczyptę tajemnicy i przerażenia dorosłych mężczyzn, którzy wiedzą, że są łowną zwierzyną — i film gotowy. Ta sztuczka udała się za pierwszym razem, kiedy w 1987 roku oryginalny Predator wszedł do kin, a zagubiony w dżungli, umazany w błocie Arnold Schwarzenegger krzyczał pamiętne „Get to the choppa!”. Trzy lata później powstała kontynuacja, akcje przeniesiono do miasta, a głównym bohaterem został znany z Zabójczej broni Danny Glover. Nie było już tak fajnie, jak za pierwszym razem, ale nikt nie neguje istnienia tego filmu. Wszystko co wydarzyło się potem w uniwersum Predatora było już równią pochyłą.

I podobnie jest tutaj.

The Predator przypomina krążący po sieci obrazek konia, którego część jest narysowana z niesamowitą precyzją i dokładnością, a druga jest bazgrołem na kartce, bo nie starczyło czasu na dokończenie rysunku. Film skupia się głównie na akcji i humorze, pojawiające się postaci, nawet te, które są tu tylko na chwilę, obdarowują nas śmieszkowatymi gagami, sam potwór natomiast nie straszy jak kiedyś. Bo nieważne ile pięter wysokości będzie miał morderczy kosmita, jeśli wiemy, że to wszystko tylko czary CGI.

Reklama

Predaktor Mączewski krzyczy w niebo niezrozumiałe przekleństwa

Po skończonym seansie wraca sentyment do pierwszej części, filmu z epoki twardzieli na VHS-ach, gdzie pewnego razu grupa komandosów weszła do dżungli i spotkała w niej coś z nie z tego świata, co poluje i zabija dla sportu, ale potrafi też krwawić — więc można to zabić.

Śledź autora na jego profilu na Facebooku

Czytaj też: