Bóg na odwyku: spytałam ludzi, którzy wyleczyli się z nałogów o rolę religii w ich terapii

FYI.

This story is over 5 years old.

Varials

Bóg na odwyku: spytałam ludzi, którzy wyleczyli się z nałogów o rolę religii w ich terapii

Praktykowanie religii widzę jako manifestacje pragnień i emocji często wynikających z lęku przed nieuchronną karą za „grzechy" i poczuciem winy. To dalekie od działania, jakim jest miłość wprowadzana w czyn, a tego żaden obrządek nie zastąpi

Przez całe swoje dotychczasowe życie znałam paręnaście osób – z czego bliskich może trzy – które zatraciły się w używkach i w efekcie jakiegoś dramatycznego wydarzenia zdecydowały się poddać terapii. Wiele z nich dziś nie żyje, głównie ci, którzy gustowali w narkotykach. Głównym bohaterem tego materiału miał być Paweł, mój dawny kolega, który w wieku 19 lat uciekł z rodzinnej dziury, by grać na gitarze w stołecznym mieście. Kiedy szukałam do niego kontaktu, bo parę lat się nie widzieliśmy, okazało się, że Paweł nie żyje.

Reklama

Przypomniałam sobie wtedy, jak po 8 latach nieutrzymywania kontaktu, odnalazł mnie we Wrocławiu i zaprosił na piwo, którego sam nie pił. Był po 4 latach odwyku w jakimś lesie pod Warszawą i chciał mi o tym wszystkim opowiedzieć. Tłumaczył, że wiódł przez parę lat hulaszcze życie dilera, że założył jakiś mini gang z kolegami i czerpali dodatkową kasę z zaciągania kredytów na dowody ćpunów z Centralnego, które kupowali za dwie działki. Mówił, że kochał jakąś dziewczynę i że to była wielka miłość, ale w efekcie uzależnienia ona poroniła. Bardzo to przeżyli i zdecydowali się od tego uwolnić. Poszli na odwyk osobno, bo razem było zabronione i jak łatwo się domyślić więcej do siebie nie wrócili. Paweł wylądował w Monarze w okolicach stolicy.

W rozmowie powiedział mi, że podstawą terapii jest „rozjebanie psychiki petenta na okruszki, wyjęcie z ich stosu jądra osobowości, które pozwoliło na uzależnienie, a następnie z pomocą Boga i wszystkich świętych poskładanie tego bajzlu na nowo". Bóg i religia były tam odpowiedzią na większość pytań. Nie było to chyba fatalne rozwiązanie, bo jak mówił „psychikę ćpuna cechuje nieodpowiedzialność". Kiedy więc zapatrzył się któregoś dnia w okno na dwie godziny i pozwolił, by wstawiona przez niego patelnia z olejem doprowadziła do pożaru kuchni, „za karę" musiał ułożyć przed budynkiem ścieżkę z małych kamyków. Zajęło mu to trzy tygodnie życia. Po każdym ułożonym metrze „mógł się pomodlić, pogadać z Bogiem, zapytać, czy warto było się zagapić?".

Reklama

Bardziej go wtedy słuchałam w osłupieniu, niż uczestniczyłam w dyskusji. Przyglądałam się tikom nerwowym, jąkaniu i zastanawiałam, czy to z powodu dragów, czy to coś innego.

Miałam wtedy 23 lata, spociłam się ze stresu i uznałam, że to dla mnie za wiele. Nigdy więcej go nie widziałam. On miał iść na realizację dźwięku i wszystko miało być dobrze. Po 6 latach coś ewidentnie szło nie tak, bo wrócił do ćpania i zmarł. Postanowiłam porozmawiać z tymi, którzy lepiej pokierowali swoim życiem po odwyku. Wszyscy, którzy zdawali mi relacje ze swojego pobytu w ośrodkach, wspominali o silnej obecności religii w ich terapii.

Krzysiek, Wrocław

7 lat leczenia z uzależnienia od heroiny w ośrodkach katolickich i Monarach w pobliżu Warszawy i Szczecina.

VICE: Jaki jest twój stosunek do religii?
Religia nie odgrywa w moim życiu żadnej roli, ale szanuję przekonania innych, dopóki nie próbują mnie umoralniać mnie na siłę. Uważam też, że jako konstrukt religia jest przydatna w wielu sprawach. W sumie też często określam się jako deista, czyli osoba wierząca w jakiś tam absolut, który jednak nie ma wpływu na to, co robimy ze swoim życiem.

Czy obecność religii na terapii pomagała, czy przeszkadzała ci w leczeniu?
Osobiście mi przeszkadzała, bo obowiązek chodzenia na mszę w niedzielę był okropny. Od dziecka mam tak, że w kościele bardzo często mdleję i to samo miałem podczas pobytu w ośrodku. Drobiazgi w stylu modlitwy przed posiłkiem jakoś mnie tam nie bolały, to taki sam zabieg jak np. umycie rąk lub przebranie się z ciuchów roboczych, rutyna. Nie było katechezy jako takiej.

Reklama

Co mogłoby pójść lepiej lub gorzej, gdyby religii nie było w terapii?
Nie wiem, co mogłoby pójść lepiej lub gorzej, to zbyt złożony problem, na który nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Uzależnienie jest sprawą mocno indywidualną, dlatego też jedne rzeczy działają w przypadku pewnych osób, a dla innych te same metody będą powodem załamania się i porzucenia leczenia, wyjazdu z ośrodka. W ciągu kilku miesięcy terapii jedni zaczynają kochać sport, inni pracę, jeszcze inni wiarę. Nie ma w tym nic dziwnego, bo tak naprawdę w ośrodku budujesz się na nowo – nie chodzi o zerwanie z tym, czy innym środkiem lub substancją, a o stworzenie innej osoby, która będzie traktowała rzeczywistość tak jak normalna większość: praca, związek, dzieci, kredyt itp.

Zapytaliśmy kilka młodych osób, czy po obejrzeniu tego filmu przestaną brać koks

Czy styczność z wiarą w trakcie leczenia wpłynęła na twoje późniejsze życie?
Dla mnie kontakt z wiarą był odstręczający od leczenia. Ośrodek katolicki wybrałem, kierując się historiami o tym, jak strasznie jest w Monarze. Okazało się, że trafiłem z deszczu pod rynnę, a surowe i jednocześnie laickie zasady Monaru pozwoliły mi na o wiele lepszą terapię. Choć znam oczywiście osoby, którym tego rodzaju ośrodek, oparty o religię, pomógł.

Grzesiek – Kraków

25 lat leczenia z uzależnienia od heroiny, 8 ośrodków w pobliżu Warszawy i Częstochowy

VICE: Jaki jest twój stosunek do religii?
Czuje się osobą wierzącą. Świat, otaczająca nas przyroda, złożoność wszystkiego, co żyje oraz skomplikowana; wykraczająca daleko poza granice mojej wyobraźni zależność pomiędzy każdym elementem tego, co widzę wkoło siebie, utwierdza mnie w tym, że istnieje jeden projektant i Stwórca tego wszystkiego. Religie postrzegam natomiast jako system wierzeń i rytuałów związanych z kultem w określonej wspólnocie, które wynikają bezpośrednio z potrzeb ludzi i niekoniecznie mają wiele wspólnego ze Stwórcą i miłością w działaniu, którą uważam tożsamą z wiarą.

Praktykowanie religii widzę jako manifestacje pragnień i emocji często wynikających z lęku przed nieuchronną karą za „grzechy" i poczuciem winy (co kojarzy mi się z np. Kościołem Katolickim). To dalekie od działania, jakim jest miłość wprowadzana w czyn, a tego żaden obrządek nie zastąpi.

Reklama

Jaki wpływ na ciebie miała religia w trakcie leczenia?
W moim przypadku religia nie miała wpływu na wychodzenie z uzależnienia, ale wiem, że w leczeniu najważniejsza jest motywacja, a wiara może być jej istotnym elementem. Może, ale nie musi, bo z powodzeniem można ją zastąpić np. chęcią uniknięcia kary więzienia, odzyskania zdrowia, rodziny. Dla osoby wierzącej może być to religia, ale tylko pod warunkiem, że już wcześniej tego rodzaju obrzędy miały dla niej znaczenie. Nigdy się nie spotkałem z przypadkiem, by w wyniku kontaktu z księdzem lub pastorem ktoś się nawrócił, a wręcz przeciwnie. Nie chciałbym opisywać postaw i zachowań księży, których spotkałem w ośrodkach, ponieważ nie moją sprawą jest ich osądzać.

Poznaj „Narko"– polski komiks o ćpaniu

Co mogłoby pójść lepiej lub gorzej, gdyby religii nie było w terapii?
To trudne pytanie, żeby udzielić odpowiedzi na nie, trzeba by było być co najmniej „Jasnowidzącym Pawełkiem" z Kiepskich lub samym telewizyjnym „Wróżem Maciejem"… Jest tak wiele zmiennych, że nie ma prostej i jedynie słusznej odpowiedzi.

Czy styczność z wiarą w trakcie leczenia wpłynęła na twoje późniejsze życie?
Sama obrzędowość religijna nie wpłynęła na moje dzisiejsze rozumienie siebie, świata czy życia. Może z wyjątkiem niezbyt dobrych wspomnień tego, jak w tamtym czasie księża funkcjonowali.Na pewno zmieniło się moje wcześniejsze, dość naiwne wyobrażenie pełnych empatii księży, którzy pomagają osobom uzależnionym. Po ukończeniu terapii miałem okazje wysłuchać wywiadu dla telewizji, jakiego udzielił jeden z księży pracujących w moim ośrodku i zrozumiałem, że (mówiąc eufemistycznie) działalność tych księży była jedynie budowaniem dobrego wizerunku kościoła, marketingiem.

Reklama

Stary fanpage VICE przestanie działać 1 kwietnia. Już teraz polub nowy

Wierzę, że każdy z nich ma dobre serducho, ale jakoś nie potrafią się nim dzielić… myślę, że ze stratą dla nich samych. Mogliby dużo zyskać w kontaktach z pacjentami ośrodka i nauczyć się czegoś o samych sobie, czym może być religia a przede wszystkim tego, że prawdziwa wiara to „Miłość w działaniu", a nie w słowie, hymnach pochwalnych, czy nawet w najcudowniej wyrażonym na antenie telewizji zamiarze…

Kacper, Warszawa

2 lata leczenia z uzależnienia od alkoholu, ośrodek państwowy we Wrocławiu.

VICE: Jaki jest twój stosunek do religii?
Myślę, że jestem typem człowieka naprawdę wolnym od religii. Interesuje mnie wyłącznie jej aspekt folklorystyczny – lubię oglądać, jak ludzie zachowują się podczas mszy, którą ja nazywam gimnastyką, bo ciągle klękają i siadają. Myślę o religiach w sposób „OK, a więc takie coś jest ważne dla tych ludzi".

Jak na ciebie wpływała obecność religii na terapii?
Na różnych etapach było różnie. Bardzo mi przeszkadzało na odwyku w państwowym ośrodku, że szwenda się tam ksiądz. Problemem było dla mnie to, że nie ma od niego ucieczki – ja nie mogę ani wyjść, ani gdzieś pójść, a on chodzi między nami tyle, ile chce i w dowolnym momencie może wyjść na zewnątrz. Wybrałem się raz na meeting AA i nie mogłem zaakceptować tej ściemy, kazano mi łapać obcych ludzi za ręce i śpiewać piosenki do Pana Boga. Oczywiście tłumaczono mi, że mam sobie wyobrazić, że to nie jest katolicki Bóg, tylko uniwersum, ale moja wyobraźnia nie chciała tego przetrawić.

Reklama

DOWIEDZ SIĘ, JAK WYGLĄDAJĄ NARKOTYKI Z NAPRAWDĘ BLISKA

Jak twoim zdaniem, potoczyłaby się twoja terapia bez udziału religii?
W czasie terapii przeszedłem setki warsztatów grupowych. Codziennie trzy sesje z grupą bardzo różnych ludzi. Większość z nich bardzo się rozklejała na myśl o sprawach rodzinnych. Często wspominali nieudane komunie dzieci i śluby, na które nie zostali zaproszeni, samotne Wigilie. Terapeuci pozwalali pacjentom płynąć w te rewiry uniesień, włączał się do użytku słownik słów jak: odkupienie, odpuszczenie, wybaczenie…

Bardzo mi to przeszkadzało i powodowało bunt, wyłączenie, odrzucenie całej dyskusji. Najgorsze jednak były sesje przed Świętami – siekające mózg i rujnujące emocje. Wszyscy mówili o samotności w tak wyjątkowym, rodzinnym dniu i odpływali w uniesienia. Sam miałem z tym ogromny problem, bo Święta to taki pusty czas, którego nie umiem zagospodarować. Ta świąteczno-rodzinna egzaltacja podszyta religijnym uniesieniem sprawiły, że odrzucałem całość treści, które próbowano mi włożyć do głowy.

Czy styczność z wiarą w trakcie leczenia wpłynęła na twoje późniejsze życie?
Jeśli w ogóle to tak, że nie wierzę w żadną skutecznie laicką działalność instytucji publicznych.

Dane bohaterów znane redakcji. Osoby w artykule nie wyraziły zgody na publikacje ich zdjęć.