FYI.

This story is over 5 years old.

Varials

Sprawdziłem, ile tak naprawdę wydajemy na alkohol

Poprosiłem ludzi, którzy regularnie piją, aby podliczyli swoje miesięczne wydatki na alkohol. Oto wyniki

Fot. Wikipedia

Jeśli swoje autobiograficzne wątki znaleźliście w Żółtym szaliku, Pod Mocnym Aniołem, albo Wszyscy jesteśmy Chrystusami, z pewnością nieraz zastanawialiście się, czy wasze miesięczne wydatki na alkohol nie są czasami zbyt wysokie. Według TVP, Polacy w ciągu roku wydali na alkohol prawie 25 mld złotych. Robi wrażenie. Biorąc pod uwagę, że dorosłych Palków jest prawie 25 mln (załóżmy, że ci, którzy nie piją równoważą się z pijanymi nastolatkami), wychodzi nam okrągłe 1000 zł przepijanych rocznie na osobę.

Reklama

Statystyka statystyką, postanowiłem ją zweryfikować i spytać ludzi, którzy regularnie piją o miesięczne koszty związane z tym zwyczajem. Wygląda na to, że wspomniany 1000 może być znacznie zaniżony.

Basia (27 lat)
wydaje 300-600 zł miesięcznie

Nie wyznaczam sobie miesięcznego budżetu na alkohol, to dzieje się samoistnie i zawsze przekraczam pierwotne założenie – zresztą moje koleżanki mają podobnie. Ale nie jesteśmy już nastolatkami, kace są coraz bardziej drastyczne i mniej nam trzeba żeby się urżnąć niż chociażby 5 lat temu. Tanie i skuteczne jest picie wina, na które wydajemy około dwóch dych. Średnio jedno wino na głowę starczy, więc w przypadku domówek czy plenerowych posiadów picie nie kosztuje aż tak dużo.

Najgorzej jest w klubach, gdzie procenty łatwo uderzają do głowy i można łoić do rana. Są na to oczywiste sposoby, czasami wystarczy odsłonić kawałek cycka i kolesie sami chętnie kupują drinki, jednak zazwyczaj trunki kupuję sobie sama. Najwięcej na jedno posiedzenie w barze wydałam jakieś dwie stówy, czyli tragedii nie ma.

Do budżetu alkoholowego muszę doliczyć też taksówki – mieszkam za miastem i każdorazowy powrót wiążę się z dodatkowymi kosztami. Uważam, że wydaję na alkohol zdecydowanie za dużo. No, ale niestety, na picie zawsze potrafię znaleźć kasę, nawet gdybym potem do końca miesiąca miała wpieprzać tylko gotowany ryż.


Piszemy nie tylko o używkach. Polub fanpage VICE Polska, żeby być z nami na bieżąco


Marcin (32 lata)
wydaje ok. 2 tys. miesięcznie

Reklama

Moje wydatki na alkohol rosły wprost proporcjonalnie do moich zarobków, jednak zawsze stanowiły dość sporą część mojego budżetu. W czasach studenckich ładowałem głównie nalewki i tanie browary, dziś pracuję w poważnej firmie i zarabiam całkiem poważne pieniądze, więc nie liczę się specjalnie z kosztami. Browary i wino piję praktycznie codziennie – nawet gdy nigdzie nie wychodzę, uwielbiam przed komputerem zrelaksować się po robocie. Staram się jednak nie przesadzać; trzy piwka albo jedno wino to przecież nie tak dużo.

Często mówię o sobie, że jestem alkoholikiem funkcyjnym, bo z pewnością regularne wypijanie takiej dawki dla wielu może mieć znamiona alkoholizmu, ale nie szukam problemów na siłę. Nieco inaczej jest w weekendy, kiedy idę do knajp odreagować stresujący tydzień pracy w korpo. Zazwyczaj nie biorę wtedy jeńców, zapijam wódkę browarem powtarzając tę czynność przez całą noc. Czasami potrafię siedzieć sam przy barze i niczym ta ćma zwiększać stężenie alko we krwi.

Oprócz tego często stawiam alko znajomym, którzy gorzej zarabiają. Przy barze zazwyczaj biorę shoty dla wszystkich pijących ze mną danego dnia: to dla mnie całkiem normalna chęć dzielenia się tym, co najlepsze. Czasami aż boję się po takich akjach spoglądać na konto – podczas czarnego grudnia, gdy okazji do chlania jest bardzo dużo a pogoda sprzyja wyłącznie siedzeniu w knajpie przechlałem grubo ponad 2 tysiące. Ale to też nie jest tak, że staram się snobować na drogie trunki. Równie dobrze bawię się przy dwóch czteropakach Harnasia co przy whiskey za trzy stówy.

Reklama

Wojtek (23 lata)
wydaje 1000 zł miesięcznie

Ogólnie staram się nie zaczynać pić, bo kiedy zaczynam to przepijam wszystkie pieniądze, które mam, a czasami nawet zdarza mi się pożyczać kasę od znajomych. Upijam się przynajmniej trzy razy w tygodniu. Najbardziej boję się czwartków, bo wtedy zaczyna się trzydniówka. Średnio przez weekend przepijam jakieś 200 złotych, w skali miesiąca daje to coś koło tysiaka.

Powoli oduczam się samotnego chlania w chacie. Za małolata najczęściej wypijałem połówkę przed komputerem, wypalałem paczkę papierosów i słuchałem muzyki. Dziś jestem bardziej społecznym pijakiem, bo nawet kiedy mam dołek to idę do knajpy, gdzie sam wypijam pół litra, pogadam z barmanem, a po trzech godzinach wracam do domu. Zdarzają się sytuacje, kiedy mam ochotę lekko się podchmielić – kupuję wtedy butelkę białego wina, ale to tylko dodatek do moich maratonów.

Piotrek (30 lat)
Wydaje 350-400 zł miesięcznie

Obecnie zdecydowanie piję częściej niż powiedzmy 5-10 lat temu. Średnio wychodzi tak z 20-25 razy w miesiącu, nie ma zmiłuj dla wątroby. Ale piję zdecydowanie mniej teraz niż w tamtych latach. Często jest to piwko, czasami dwa dziennie. Weekend to wiadomo, inna liga. Wypijam około sześciu piwek, plus najczęściej wjeżdża do tego jakaś wódeczka czy drinki.

Jakość alkoholu oraz miejsca w których go piję także się zmieniły. Na studiach najważniejszy był koszt, wiec czteropak Żubra stanowił normę. Obecnie potrafię bez większego problemu wydać na jedno piwo więcej niż kiedyś na cały tydzień – kupując cztery rzemieślnicze browary i trzy pięćdziesiątki w knajpie zostawiam tam koło stówy. W czasach studenckich, jeżeli wychodziło się na miasto, bifor na czyjejś stancji był rzeczą naturalną. Obecnie często zaczynam i kończę wieczór w knajpie, co się wiąże ze zdecydowanie większymi kosztami.

Jakoś nie przykuwam specjalnej uwagi na to ile wydaje miesięcznie na alkohol, ponieważ jest to naturalny, wliczony w budżet wydatek.

Magda (26 lat)
Wydaje ok. 200 zł miesięcznie

Pewnie jacyś terapeuci mogliby powiedzieć, że mam problem z alkoholem – piję praktycznie co weekend, do tego zdarza mi się sięgnąć po butelkę w tygodniu. Kupuję wyłącznie wino, czasami jakieś delikatne drinki. Piwo mi nie smakuje a wszelkie wysokoprocentowe alkohole źle na mnie działają. Mam bardzo słabą głowę i moje spożywanie jest niezwykle ekonomiczne, do tego mam też wielu znajomych, którzy chętnie zapraszają mnie na miasto.

Czasami żeby czuć się pijaną wystarczą mi trzy lampki wina, więc zupełnie nie rozpatruję tego w kwestiach ekonomicznych. Chyba nigdy wcześniej nie zastanawiałam się nad moimi miesięcznymi kosztami picia – to nie są duże pieniądze, zwyczajny wydatek w stylu wyjścia do kina czy obiadu.