Weterani metalu na koncercie Iron Maiden

FYI.

This story is over 5 years old.

Foto

Weterani metalu na koncercie Iron Maiden

To prawdziwi metale. Choć nie są już tymi dzikimi dziećmi co kiedyś, a Bruce Dickinson wygląda jak czyjś tata, nikomu się tu nie spieszy na emeryturę

Artykuł pierwotnie ukazał się na VICE Spain.

Pierwsi fani rozłożyli się przed wejściem do Palacio de Deportes w Madrycie na 24 godziny przed otwarciem bramek. Grupa młodych dziewczyn zaopatrzona w koszulki i flagi Iron Maiden. „Spaliśmy tu chyba w dziesięć osób" – powiedziała nam jedna z nich, zanim pomknęła pod scenę. Śpieszyło im się – pewnie pierwszy raz w życiu miały na własne oczy ujrzeć Bruce'a Dickinsona i jego załogę. Tymczasem ich starsi koledzy, prawdziwi weterani metalu, podchodzą do wszystkiego z większym spokojem.

Reklama

Wiedzą jak to działa. Jedna para opowiada nam, że pierwszy raz zobaczyli Iron Maiden właśnie tutaj, ponad 25 lat temu. Nie potrafią zliczyć, na ilu ich koncertach byli od tamtej pory. Wiedzą jednak, że zawsze jest zajebiście. Stanowią część zbiorowego rytuału oczekiwania na widowisko: siedzą na zewnątrz, sączą piwo i rozmawiają z innymi fanami, którzy tak jak oni zjedli zęby na metalu, o Iron Maiden, o koncertach, które przegapili, o tajnej setliście, która mimo wszystko niedawno wyciekła, o tym, jak wypadł występ na Resurrection Fest w Viveiro w zeszły weekend, a także jak członkowie zespołu znoszą trudy związane z trwającą ogromną trasą koncertową zatytułowaną The Book of Souls.

Zbiorowy, spokojny botellón, czyli hiszpańska wersja piwa pod chmurką, pomału obejmuje cały Plac Filipa II, rozlewa się po barach i sklepikach spożywczych, w których zaczyna brakować zimnego piwa. Ci bardziej przemyślni przynieśli ze sobą styropianowe lodówki turystyczne i worki z lodem. Profeska.

To samo można powiedzieć o konikach, którzy osaczają spóźnialskich i wciskają im bilety po mocno zawyżonych cenach, bo w tłumie da się słyszeć co chwila złowieszcze słowo: „wyprzedane". Jednak prawdziwe kokosy zbije dziś oficjalne stoisko z akcesoriami zespołu. Z koszulek za 30 euro sztuka złowrogo szczerzy się maskotka zespołu Eddie, umieszczony na tle różnych okładek albumów Iron Maiden i listy miast, które grupa ma jeszcze odwiedzić w ramach trasy.

Reklama

Wszyscy przyszli tu z własnymi koszulkami z logiem zespołu (niektóre z nich mocno już nadgryzione zębem czasu), jednak nikt nie jest w stanie się oprzeć pokusie powiększenia swojej kolekcji. To przecież szczyt metalowego szyku, zaraz obok nieodzownej dżinsowej kurtki z obciętymi rękawami upstrzonej tyloma naszywkami, że tworzy coś w rodzaju mozaiki na ołtarzyku Gigantów Rocka, takich jak Metallica, Anthrax, Motorhead, Scorpions, Kiss…


Dla młodych i starych. Polub nasz nowy fanpage VICE Polska


Po kurtkach widać, że mają za sobą tysiące bitew, a ich właściciele to prawdziwi metale: tacy, którzy pokochali solówki w The Number of the Beast wygrywane na szpiczastych gitarach. Pozostają wierni swoim idolom, choć nie są już tymi dzikimi dziećmi co kiedyś, a Bruce Dickinson wygląda jak czyjś tata. Jednak, gdy wejdzie na scenę, wciąż potrafi pokazać, na co go stać. Również pośród widzów widać rodziców z dziećmi. Miłość do heavy metalu nie patrzy na wiek i przechodzi z pokolenia na pokolenie.

Zbliża się 21, niedługo rozpocznie się koncert, a plac wciąż jest pełen ludzi, którym najwyraźniej donikąd się nie spieszy.

Weterani metalu dopijają swoje piwa, pozują nam do zdjęć i polerują ćwieki na swoich pieszczochach i pasach. Koncert zaraz się zacznie. Lada chwila usłyszymy ryk bestii. Po trzech godzinach w towarzystwie fanów Iron Maiden i zimnego piwa dochodzimy do wniosku, że jest w nich coś urzekająco normalnego, a także, że heavy metal nieprędko się przeterminuje. W każdym razie nikomu się tu nie spieszy na emeryturę.

Reklama