FYI.

This story is over 5 years old.

Varials

Kolęda tuż tuż

Parę dobrych lat temu, kiedy cienkie głosy kolędników rozbrzmiewały z ulicy i klatki schodowej, dało się czuć lekkie zdenerwowanie; co ksiądz powie na brak kilku kartek w zeszycie do katechezy? Czy sprawdzi ostatnią stronę z namazianymi fallusami? Co...

Parę dobrych lat temu, kiedy cienkie głosy kolędników rozbrzmiewały z ulicy i klatki schodowej, dało się czuć lekkie zdenerwowanie; co ksiądz powie na brak kilku kartek w zeszycie do katechezy? Czy sprawdzi ostatnią stronę z namazianymi fallusami? Co jeśli ministranci będą mieć dwie puszki a mama da tylko piątaka?

Fuj, za to ich zawodzenie, z corocznie niezmiennym "Przybieżeli", niech się cieszą, że ktoś w ogóle chce ich wysłuchać. Nowym zwyczajem zapowiadają się dzień wcześniej, a my mamy szansę tego uniknąć i świadomie wybrać sobie świątynię z najlepszym chórkiem i organistą.

Reklama

Jak mówi najmniej rzeczowe ludowe powiedzenie: "święta, święta i po świętach". Jest już po jasełkach, noworoczne koncerty chórów przykościelnych zebrały już na tacę hajs potrzebny na ogrzewanie przez pozostałą część zimy, a żywe matki różańcowe stoją w gotowości, by pozamiatać igły z ołtarza na Matki Boskiej Gromnicznej. Z okolicznych świątyń słychać już tylko dzwony żałobne, częściej niż chóralne "Tryumfy Króla Niebieskiego", skądinąd jednej z najciekawszych kolędo-pastorałek. Wszechobecna radość, doniosłe repetycje na koniec wersów z charakterystyczną zmianą wysokości, takie rzeczy tylko od święta. Narodzone dzieciątko nie powinno ryczeć.

Jakoś tak jest, że po święcie Trzech Króli w kalendarzu liturgicznym wyznania katolickiego następuje czas "zwykły", później niezwykły, bo narodzony 33 lata wcześniej Jezus umiera, jakieś fajerwerki, znów zwykły, i tak na okrągło. Wiem to, choć religia jeszcze wtedy nie liczyła się do średniej, ale chciałem sprawdzić wiedzę o porządku obrad mszy świętej i tym podobnych w praktyce. Wiadomo, po jakimś czasie uczęszczania w niedziele o jedenastej po diskorelaksie trochę się nudzi.

Nie było zapewne w historii zbyt wielu przypadków, kiedy naraz królową i królem byli matka i syn. W narodzie wybranym natomiast, w Polsce, takie rzeczy są na porządku dziennym, a Święta Maria z niepokalanie poczętym Chrystusem kwitnie na każdym kilometrze kwadratowym, przybierając gdzieniegdzie monstrualne rozmiary. Świebodzińska figurka już po roku od postawienia została przebita, przez równie bogobojną Amerykę Łacińską, na której zresztą była wzorowana. Jakby ktoś jednak go nie zauważył (nieszczęśliwie A2 omija teraz tę mieścinę), to parafianie zostawiają posąg trwalszy niż ze spiżu w postaci pieśni. Co prawda jest nieśpiewalna dla przeciętnych wierzących, ale patos tenora dorównuje wykonującym "'O Sole Mio" Pavarottiemu i "Time To Say Goodbye" Bocellemu.

Reklama

Wracając do sedna, małomiejska kultura rządzi się swoimi prawami, a ja owszem, wyganiany na obligatoryjny kościółek przed pierwszą komunią z początku stawiałem opór. Z biegiem czasu jednak przywykłem, a to przyglądałem się śpiewającym "Abba Ojcze" dziewuszkom w sukienkach do kolan i cielistych rajstopkach, a to nasztachałem się kadzidła, było spoko. Sounds like panienki i koks, w wersji nieco bardziej dorosłej. Sentymenty, a z tego wszystkiego mimowolnie pstryczek w korze mózgowej przełącza się na pozycję "śpiew". Każdemu komunikowanemu powinno w głowie świtać "Oto jest dzień". To z kolei największa trauma. Organista, lat szesnaście, niepełny drugi stopień szkoły muzycznej załącza bicik z demo organków casio i przy równie sztampowej linii melodycznej chórek trzecioklasistek zaczyna zawodzić. Weselcie i radujcie się. Btw, ten motyw jest skądś zerżnięty, ale teraz już nie pamiętam. No i szkoda, że nie było wtedy jutubów, wodzirej nie musiałby się tak nadymać.


(kliknij w zdjęcie aby powiększyć)

MARYJA ZAWSZE DZIEWICA/JAN PAWEŁ II

Na spotkania do bierzmowania, też chodziło się z celem wypicia piwa pomszalnego i pogaduchy, więc z równie niemałą chęcią (o ile oczywiście ktoś załatwił lewy dowód). Wiosna w zenicie, chwalimy łąki umajone, jak to w miesiącu maryjnym. Zresztą, skoro Panią Bozię chwalono już pod Grundwaldem, to i korona jej z głowy nie spadnie, kiedy i my w równie bojowej atmosferze uderzymy w tango po sakramentalnej spowiedzi. Co do Maryi, musiała ona także celebrować pierwsze ciepłe dni na zewnątrz, o czym świadczą obrazy Matki Boskiej Opalonej. O tej częstochowskiej, a także jej odpowiednikach jakaś mądra głowa napisała pieśń, bardzo wzruszającą, zwłaszcza kiedy popatrzeć na wspólnotowe tańce babinek z klipu. Przejście do refrenu i sylabizowanie "Madon-no" to jeden z najlepszych momentów sakralnych pieśni, które słyszałem pod Jezusowym krzyżem.

Reklama

Pamiętam, jak swego czasu wersja "Pater Noster" w wykonaniu Jana Pawła II, w swojej szczytowej jeszcze formie, utrzymywała się na liście 30 Ton w Dwójce. Nawet oporni w czasie mszy, nauczyli się Ojczenasz i do tego po łacinie, plus u księdza po błogosławieństwie. Papież umarł, a poza płaczem i wolnym w dniu pogrzebu, społeczność smuciła się nucąc na zmianę "Barkę" wspomaganą przez Krzysia Krawczyka na zmianę z piosenką dumnie zatytułowaną "Moje miasto Wadowice". Wadowice, cztery domy, dwie ulice. Trochę na modłę hymnu szkolnego w okolicach gimnazjum. Karol Wojtyła, postać najbardziej znana i lubiana w Polsce, zjednał sobie ogromne rzesze ludzkości. Na wieść o jego odejściu, kibice Lecha zgodzili się na podanie dłoni szczecińskiej Pogoni i obopólnie wymusili przerwanie meczu zwaśnionych drużyn. Przez jakiś czas na stadionach można było zaobserwować spuściznę JP2, a hymny czwartoligowych zespołów poprzedzało wspomnienie błogosławionego.

ELEGIE/KRZYŻACY

Pogrzebowe pieśni mają to do siebie, że śpiewa się je w tym jednym konkretnym przypadku. Są jednak czasami na tyle nośne, że nie mogę odmówić sobie nucenia ich do śniadania, bądź też przed wieczornym paciorkiem. Muszę robić to w odosobnieniu gdyż nieraz zostałem stłamszony oburzeniem "nie śpiewaj bez okazji" czy "uważaj bo wykraczesz". Jedno drugiemu przeczy. Słuchając "Anielskiego orszaku" na niezbyt przebojowych uroczystościach rzeczywiście wyobrażam sobie otwieranie bram niebios, zbliżenie do tego jaskrawego światła na końcu ponurej otchłani. Zupełnie odwrotnie jest z najbardziej znanym singlem Szopena (z tych lepszych lektur). Przesiąknięty ponuractwem żałobny marsz nie oczyszcza i nie sprawia, że z nadzieją spoglądamy na przejście z trzeciego, do drugiego świata. Pościelówa jak się patrzy, dyskoteki nie ma, a gdy przychodzi co do czego, to z naszej dumy narodowej znamy tylko to.

Reklama

Każde cierpienie ma sens. To tak, jakby wmawiać, że jest dobrze, tylko najpierw poutrudniajmy sobie życie to efekt będzie lepszy. Postne kawałki krzyżowe posiadają jakiś tam podskórny niepokój, ale rozpacz jaka promieniuje ze "Zbawienie przyszło przez krzyż", jest nie do przebicia. Kiedy trafiłem w kościele na tę pieśń, już nie wróciłem. Skończyło się mizantropią, bólem egzystencjalnym i stanami lękowymi. Podobno po wielkanocy wszystko mija, a śmierć jest pokonana prawym prostym z przytupem. I jak co roku, znowu to samo, zmieniliby płytę.

PAN JEZUS POWIEDZIAŁ:"JEŻELI PRZY POŚWIĘCENIU FIGURY CHRYSTUSA KRÓLA LUDZIE ZŁOŻĄ PRZYSIĘGĘ - INTRONIZACJĘ TO JA ODPUSZCZĘ WSZYSTKIE WINY POLSCE."

zobacz też:

Wigilia w Radomiu
Najlepsze z najgorszych, czyli co słychać na YT
Disco Polo jest zajebiste