Życie w strefie skażenia w Czarnobylu

FYI.

This story is over 5 years old.

podróże

Życie w strefie skażenia w Czarnobylu

Po 30 latach od katastrofy Czarnobyl stał się ponurą atrakcją turystyczną i gorzką lekcją, jak wiele może nas kosztować zadufanie władzy. Dziś to również dom dla garstki upartych osadników

Rankiem 26 kwietnia 1986 roku nagły wzrost mocy doprowadził do awarii reaktora w elektrowni atomowej w Czarnobylu w ówczesnej Ukraińskiej Socjalistycznej Republice Radzieckiej. Eksplozja, jaka chwilę później wstrząsnęła okolicą, wyzwoliła promieniowanie stokrotnie silniejsze niż to w Hiroszimie i Nagasaki, a także gigantyczną chmurę promieniotwórczego skażenia, której ślady wykryto nawet w Irlandii.

Reklama

Radioaktywny opad skaził powietrze, glebę, zwierzęta i ludzi, powodując wady wrodzone i raka tarczycy u dzieci, a u kolejnych pokoleń żywego inwentarza wywołując makabryczne mutacje. Po trzydziestu latach od katastrofy Czarnobyl stał się swego rodzaju ponurą atrakcją turystyczną oraz lekcją, jak wiele ludzkiego życia może kosztować zadufanie władzy. Dla około 140 osób stał się też domem.

Fotografka Esther Hessing i pisarka Sophieke Thurmer udały się do strefy zamkniętej w Czarnobylu (obszaru najbardziej spustoszonego przez promieniowanie), by spotkać się z „samosiełami" ‒ ostatnimi członkami niegdyś kwitnącej społeczności. Wielu osadników to starzy ludzie, którzy ukradkiem wrócili do swoich dawnych domów wbrew zaleceniom ukraińskich władz. Inni osiedlili się tu z desperacji ‒ skłotują nielegalnie w tysiącach opuszczonych budowli i żyją z uprawy skażonej ziemi.

Wszystkie zdjęcia Esther Hessing

W swojej nowej książce Bound to the Ground (Przywiązani do ziemi) para dokumentalistek ukazuje codzienne życie mieszkańców strefy zamkniętej. Zbierają relacje z pierwszej ręki, a także opowieści obecnych pracowników Czarnobylskiej Elektrowni Atomowej. Gdy zapytałem Esther o projekt, wyjaśniła mi, dlaczego tak wiele osób powróciło w to nieprzyjazne miejsce: „Po pierwsze, w tych okolicach istnieje długa tradycja biedy i cierpienia" ‒ powiedziała. „Od lat 30. XX wieku panował tu głód spowodowany najpierw przez nieludzką reformę rolną Stalina, a potem przez zniszczenia drugiej wojny światowej. Ludzie przywykli, że ciężko tu się żyje".

Reklama

„Pieniędzy było mało, każdy polegał na tym, co sam zebrał ze swojej ziemi. Władze przesiedliły większość rolników do specjalnie dla nich przygotowanych blokowisk w Kijowie. Uznali jednak, że lepiej szybko umrzeć w strefie skażenia, niż zestarzeć się w nieszczęściu i biedzie w stolicy. Oprócz tego wierzyli, że będą mogli spotkać swoich bliskich zmarłych, tylko jeśli zostaną pochowani w tej samej ziemi".

Ofiary Czarnobyla przez całe lata po katastrofie były narażone na dotkliwą dyskryminację ze strony reszty ludności. Samozwańczy osadnicy często powracali do strefy zamkniętej pieszo, maszerując z odległego o 130 km Kijowa. Co zrozumiałe, po drodze potrzebowali odpoczynku. Jednak mieszkańcy napotykanych miejscowości często odmawiali im pomocy i noclegu z obawy przed promieniowaniem.

Esther opowiada, że nawet dzieci z okolic Czarnobyla były naznaczone niezmywalnym piętnem. „Dzieci z Prypeci nazywano » czarnobylskimi świniami«. To uwłaczające określenie na dzieci, które zostały napromieniowane. Nie pozwalano im bawić się z rówieśnikami. Prześladowania zakończyły się dopiero wraz z powstaniem Sławutyczy w 1988 roku, do której wprowadziły się całe rodziny pracowników elektrowni atomowej".

Na miejscu Esther i Sophieke z zaskoczeniem odkryły, że w czarnobylskiej elektrowni jądrowej pracuje obecnie ponad 2000 osób. W odróżnieniu od Samosiełów, którzy zasiedlają opuszczone wsie wokół Prypeci, pracownicy elektrowni mieszkają w specjalnie dla nich zbudowanym mieście zwanym Sławutycz.

Reklama

„Rodzice wielu dzisiejszych pracowników byli zatrudnieni w elektrowni, gdy doszło do katastrofy" ‒ wyjaśniła Esther. „Wychowali się w Prypeci, a dziś ich dzieci, które dorastały w Sławutyczy, pracuje w elektrowni".

Za ich decyzję o zatrudnieniu w dużej mierze odpowiada brak innych możliwości. „Na Ukrainie jest za mało pracy. Bezrobocie szaleje, a ośrodki zdrowia i edukacji są przeważnie tragicznie niedofinansowane" ‒ powiedziała Esther. „Czarnobylska Elektrownia Atomowa wciąż oferuje dobrze płatną pracę, a w Sławutyczy są porządne szkoły i przedszkola. To bezpieczne miasto i całkiem dobre miejsce dla rodzin z dziećmi. Zapewnia dodatkową opiekę medyczną i badania dla ofiar promieniowania aż do trzeciego pokolenia".


Historie, które trzeba opowiedzieć. Polub fanpage VICE Polska i bądź z nami na bieżąco


Oprócz rozmów z Samosiełami i pracownikami elektrowni Hessing i Thurmer przemierzyły też opuszczoną Prypeć, osadę pierwotnie stworzoną dla załogi Czarnobyla. Dziś Prypeć to miasto duchów ‒ kiedyś przez ukraińskie władze była nazywana „miastem nadziei". Nadziei na przyszłość zasilaną przez potęgę atomu.

Pod nieobecność człowieka natura odzyskała panowanie nad sporymi obszarami Prypeci, okrywając szare budowle i podmiejskie uliczki tętniącą życiem zielenią. „Zamiast strachu, grozy, śmierci i utraconej ziemi znalazłyśmy piękną krainę pełną drzew i kwiatów porastających żyzną glebę. Poznałyśmy też gościnnych ludzi, którzy otwierali przed nami swoje domy za każdym razem, gdy wpadałyśmy z niezapowiedzianą wizytą" ‒ opowiadała Esther.

Reklama

„Odkryłyśmy społeczność, która wciąż pracuje w nieczynnej elektrowni z niewzruszoną wiarą w przyszłość. Napotkałyśmy ludzi, którzy mieli dość odwagi, by pracować w tym nieprzyjaznym miejscu. Dzięki nim świat staje się pomału bezpieczniejszy. Pokazali nam niesamowitą siłę ludzkości i natury".

Jeśli Samosiełów czekała jakakolwiek przyszłość, została ona do reszty przekreślona przez niedawne rozporządzenie władz, zgodnie z którym w okolicy nie wolno będzie się osiedlać przez następne 1000 lat od śmierci ostatniego z obecnych osadników.

Chęć uwiecznienia tej ukrytej i tymczasowej społeczności stanowiła główną inspirację dla pracy Esther. „Ważne, by opowiedzieć tę historię, bo wszyscy osadnicy są już bardzo starzy" ‒ powiedziała. „Babuszkom ze strefy zamkniętej przybywa lat, a nowych mieszkańców brak przez zakaz osiedlania. Spodziewamy się, że za dziesięć lat ich historie pójdą w zapomnienie. Chcieliśmy pokazać twarze tych ludzi i udzielić im głosu, nim zamilkną na zawsze".

Książkę „Bound to the Ground" możesz kupić na stronie wydawnictwa The Eriskay Connection

Tłumaczenie: Jan Bogdaniuk


Więcej na VICE: