FYI.

This story is over 5 years old.

Film

​Filmowi ojcowie, których mógłbym mieć

Z okazji Dnia Ojca chciałem znaleźć dla siebie najfajniejszego filmowego tatę

Zdjęcie: YouTube

Kino lat 80. i 90. obfitowało w twardzieli, których ekranowe wyczyny imponowały mi, kiedy byłem jeszcze dzieckiem. Wierzę, że ich niekończące się pościgi, strzelaniny i wysadzanie rzeczy w powietrze miało duży wpływ na budowanie niektórych kręgów w moim moralnym kręgosłupie, rzeźbiąc postawę protagonisty, w świecie, gdzie jest zbyt wielu antagonistów. Bohaterowie akcji towarzyszyli mi od najmłodszych lat, więc to pewnie przez ten VHS-owy koktajl testosteronu z ołowiem, mam teraz włosy na klacie i ich brak na czubku głowy (jak Jason Statham).

Reklama

W przeciwieństwie jednak do podwórkowych kumpli, z którymi w czasach podstawówki bawiłem się w „wojnę" lub grałem w nogę, nigdy nie chciałem, by któryś z tych ekranowych herosów był moim prawdziwym tatą – nawet gdy prawdziwy tata lał pasem i wstrzymywał przepływ kieszonkowego (teraz wiem, że sobie zasłużyłem).

Dzisiaj jest jednak Dzień Ojca i z tego powodu puszczam wodzę fantazji, prezentując listę kinowych macho-ojców oraz ich zalety i wady, dzięki którym mogliby kandydować na stanowisko faceta mojej mamy (tato, proszę, nie denerwuj się, to tylko postaci z filmu. Wszystkiego najlepszego!). Zaczynamy.

John McClane

Mistrz krwawego podkoszulka w latach: 1988, 1990, 1995 oraz laureat nagrody uznania za szczere chęci w Szklanej Pułapce 4.0 (następna część się nie wydarzyła). Nowojorski policjant, etatowy zabijaka terrorystów, przeważnie pochodzących z Europy Wschodniej.

Dlaczego to byłby fajny tata:

Jak to ujął jeden z jego licznych adwersarzy, John jest jak „zegarek z tarczą w cyfrowej erze", co daje dużą szansę, że wychowałby mnie według oldschoolowego kodeksu bycia prawdziwym twardzielem. Dzięki niemu nigdy bym się nie poddawał, a myjąc zęby popijałbym pastę do zębów szklanką whisky. Myłbym zęby kilka razy dziennie! Jeżeli ja lub ktokolwiek z moich bliskich zostałby zakładnikiem terrorystów, John użyłby wszelkich dostępnych środków (w tym strącenie wojskowego myśliwca za pomocą ciężarówki), by nas uratować. Na końcu, jak zwykle, otarłby się o śmierć, cały w siniakach i plamach krwi uratowałby dzień, a Hans Gruber po raz kolejny wypadłby przez okno.

Reklama

Dlaczego to byłby niefajny tata:

John ma niesamowitą umiejętność trafiania w najbardziej nieodpowiednie miejsca o nieodpowiedniej porze. Przez to z dużym prawdopodobieństwem, podczas każdego święta (a już na pewno w Boże Narodzenie) do naszego domu wpadałaby banda terrorystów i tylko John McClane, który akurat fartownie siedział w toalecie, wsunąłby się do kanalizacji, skąd przypuszczałby kolejne ataki na złoczyńców. Imieniny mojej mamy? BAM, atak terrorystów. Wielkanoc, idziemy poświęcić koszyk? BAM, terroryści zabarykadowali się w kościele i grożą, że odstrzelą chór ministrantów. Tata, zrób coś! Poza tym John jest teraz zresocjalizowanym alkoholikiem, który rzucił fajki i dba o zdrowie. Nie ufam takim ludziom.

Terminator

„Jestem cybernetycznym organizmem, żywa tkanka na metalowym endoszkielecie. Model 101" – mówiła z austriackim akcentem maszyna przysłana z przyszłości, by chronić małego Johna Connora, który kiedyś zostanie wielkim przywódcą ludzkiego ruchu oporu. Nawet Sarah Connor, matka chłopca przez chwilę zastanawiała się, czy Terminator byłby dobrym kandydatem na ojca. A czy matki nie nie wiedzą najlepiej?

Dlaczego to byłby fajny tata:

Jak wiele powodów muszę wymieniać niż sam fakt posiadania własnego Terminatora? No dobra, poza tym: „Terminator nigdy by się nie zatrzymał, nigdy by mnie nie zostawił i nigdy by mnie nie skrzywdził. Nie krzyczałby na mnie, gdyby się upił. Byłby zawsze przy mnie i zginąłby, żeby mnie chronić". Tak przynajmniej słyszałem. Poza tym nauczyłby mnie, jak strzelać z każdego rodzaju broni. How cool is that?

Reklama

Dlaczego to byłby niefajny tata:

Martwi mnie, że jeżeli maszyna z przyszłości ma dbać o mój komfort życia, to gdzieś tam musiałby czaić się ten drugi robot, próbujący to życie jak najszybciej zakończyć. Taka transakcja wiązana niestety. To natomiast prowadziłoby do permanentnych potyczek z coraz nowszymi modelami cyborgów – przysłanych przez Skynet, Google lub coś jeszcze innego – których jedynym celem byłoby nabić mój łeb na lancy z płynnego metalu. Nigdy też nie miałbym pewności, czy rozmawiam przez telefon z moją dziewczyną, czy to T-1000 udaje jej głos, próbując namierzyć, w którym bunkrze się teraz chowamy.

Darth Vader

Czy tego pana trzeba przedstawiać? Nikt w całej galaktyce nie prezentuje się tak świetnie w za dużym nazistowskim hełmie i czarną peleryną przypiętą do pleców. Facet w pojedynkę spopularyzował chorowanie na astmę. Poza tym to jeden z nielicznych śmiertelników, który może pochwalić się własnym mieszkaniem na gwieździe. Gwieździe Śmierci, człowieku!

Dlaczego to byłby fajny tata:

„Witaj chłopcze. Twój tata to mistrz Sithów. Pokaż mu, które dzieci dokuczają ci w szkole, a on przyjdzie i zmiażdży im grdyki potęgą Ciemnej Strony Mocy" – powiedziałby mój dyrektor szkoły, zanim szturmowcy odstrzeliliby mu laserem japę (pod warunkiem, że by trafili). Razem z tatą władalibyśmy galaktyką, a jeżeli ktoś sprzeciwiłby się naszym rządom, tata wysadzałby ich planetę Promieniem Śmierci. Poza tym obaj jesteśmy łysi, szanuję to.

Dlaczego to byłby niefajny tata:

Zabawa zabawą, ale Darth Vader to pieprzony maniak, masowy morderca i tyran – a zło ma to do siebie, że trawi samo siebie, niszcząc wszystko i wszystkich, konsumując szczęście, zostawiając tylko rozpacz i ból. W końcu Imperium znowu dostałoby solidny wpierdol, Rebelianci wysadziliby mój pokój razem z resztą bazy, a ja utknąłbym w szalupie z dyszącym ojcem i hologramem wujka Imperatora. Zresztą Vader już raz miał okazję sprawdzić się jako ojciec. Jak mu poszło? Córce wysadził planetę, na której mieszkała, a synowi odciął mieczem rękę. Tak mu, kurwa, poszło – celująco jak na mistrza Sithów.

Reklama

Henry Jones senior

Facet spłodził najsławniejszego archeologa na świecie i chociaż na tle reszty ojców, daleko mu do strzelania i wysadzania rzeczy w powietrze, potrafi strącić nazistowski samolot stadem mew i jako tako radzi sobie z prowadzeniem niemieckiego czołgu z czasów II wojny światowej.

Dlaczego to byłby fajny tata:

Życie z tym tatą byłoby niesamowitą przygodą… w bibliotece. Ktoś mógłby zapytać, co w tym fajnego. Otóż wiedza, człowiecze. Najfajniejsze dziewczyny lubią inteligentnych gości, a ja z pewnością miałbym silną piątkę z historii. Poza tym nie mam wątpliwości, że im więcej siedziałbym nad książkami, tym bardziej ciągnęłoby mnie do przygód w terenie. Tak to działa. Nie wierzysz? Spytaj Henry Jones Juniora.

Dlaczego to byłby niefajny tata:

Kwestia braku jakiejkolwiek komunikacji mogłaby stać się tu kością niezgody. Pasja Henry Jones seniora do świata z przeszłości sprawiłaby, że nie potrafiłby docenić tego, co otacza go w danej chwili. Poza tym dochodzi jeszcze kwestia sypiania z tymi samymi kobietami – tak tato, myślałeś, że zapomniałem o Elsie? Co z tego, że okazała się nazistowskim szpiegiem!?

John Matrix

Łudząco podobny do maszyny przysłanej z przyszłości – prawdziwy Commando, który na własnych barkach nosi ledwo co ścięte drzewa, w wolnych chwilach karmi w lesie dzikie sarny (serio, poszukajcie sobie zdjęć w sieci. To się wydarzyło) i w jedno popołudnie potrafi zabić małą armię terrorystów.

Dlaczego to byłby fajny tata:

Patrz wyżej. Czy to nie jest spoko?

Dlaczego to byłby niefajny tata:

Jeżeli przyjmiemy, że miarą człowieka są jego przeciwnicy, to co o Matrixie świadczyłby jego największy przeciwnik – typ z wąsami, który ubiera się w średniowieczną kolczugę? Nie dziękuję, ale ja zostaję przy swoim tacie.