FYI.

This story is over 5 years old.

Newsy

Gaz dla Pana Boga

Marysia Kołakowska nie jest nadzieją przyszłych pokoleń, tak samo, jak „Golgota Picnic" nie jest obowiązkową sztuką do obejrzenia

Uliczne protesty katolików wobec czytania „Golgota Picnic". Czerwiec 2014. Fot. Mikołaj Maluchnik.

18-letnia Marysia Kołakowska, córka radnej PiS Anny Kołakowskiej i dr. Andrzeja Kołakowskiego, wykładającego na Uniwersytecie Gdańskim sprawiła, że jest postrzegana jako postać tragiczna. W jednej z wypowiedzi porównała się nawet do harcerzy walczących z niemiecką propagandą. Czy wykazała się niebywałą odwagą? Może mądrością lub zaangażowaniem w ważnej sprawie? Nie, Marysia rozpyliła śmierdzący dezodorant w siedzibie Krytyki Politycznej w Gdańsku.

Dlaczego? Odpowiedź jest prosta, to znowu „Golgota Picnic". Odczyt tekstu sztuki odbył się w wielu miastach w całej Polsce. Był to sprzeciw wobec odwołania spektaklu z programu festiwalu teatralnego Malta w Poznaniu. Sztuka autorstwa argentyńskiego dramatopisarza Rodrigo Garcii jest kontrowersyjna. Nikt temu nie zaprzecza. Przedstawiona zderzenie współczesnego konsumpcyjnego świata i kulturę przemocy, która według autora została odzwierciedlona w obrazie Męki Pańskiej. W całym kraju zorganizowane zostały protesty i rozpoczęła się wielka, choć mało merytoryczna dyskusja na temat cenzury i wartości sztuki. Podział został stworzony w dość oczywisty sposób. Lewaki i prawilniaki rozstrzygali co warto zobaczyć, a czego nie.

Protestowała (słusznie lub mniej słusznie) cała Polska jednak tylko Marysia Kołakowska zdecydowała się na drastyczny ruch: rozpyliła substancję o nieprzyjemnym zapachu. 26-letni Jan, który wspierał „akcję" dziewczyny wyraził się dosadniej niż oskarżenie: „był to zapach kupy". Gówniana sprawa Marysi toczyła się w sądzie w Gdańsku. Obwinionej wymierzono karę nieodpłatnej pracy na cele społeczne w wymiarze 40 godzin. Dziewczyna przyznała się do użycia śmierdzącego dezodorantu, ale mimo to zaskarżyła wyrok. Wielokrotnie powtarzała, że odczyt sztuki rani jej uczucia religijne. Udział w wydarzeniu był dobrowolny i uczestniczyły w nim osoby, które się wcześniej na nie zapisały. Zatem jak bezpośrednio dotknęło to Marie?

Aby lepiej poznać winowajczynię, weszłam na jej Facebooka. Chciałam zadać jej kilka pytań dotyczących motywów, poglądów i samopoczucia. Niestety moja wiadomość została skierowana do spamu (Marysiu, jeśli czytasz ten tekst, proszę odpisz!). Na szczęście nie powstrzymało mnie to od poszperania w jej publicznie dostępnym profilu. Co określa człowieka na portalach społecznościowych? Oczywiście lajki! Co lubi dziewczyna, która została określona jako „ostania szansa Polski" w komentarzach na profilu swojej matki, Anny Kołakowskiej? Harcerze, handmade'owe świąteczne bombki, Marsz Niepodległości, a także 1000 filmów, które każdy katolik powinien znać. Banalne i oczywiste. Zrobiło się ciekawie i dość dramatycznie, gdy zobaczyłam także takie strony jak: Najokrutniejsze narzędzia tortur (ciekawe, czy ta strona zainspirowała ją do użycia śmierdzącego dezodorantu), czy Najseksowniejsze u mężczyzny jest dobre serce. Nie wiem jak powinien wyglądać wykaz lajków prawilnej obrończyni wierzeń religijnych, ale Marysia chyba jest na dobrej stronie (no może powinna odlajkować Nirvane).

Marysia Kołakowska nie jest nadzieją przyszłych pokoleń. Nie jest moją nadzieją. Smucę się, jak o niej myślę. Zaangażowała się w partyzancką walkę swojej rodziny i partii. Po co to wszystko? „Golgota Picnic" nie jest obowiązkową sztuką do obejrzenia, nie jest też w kanonie szkolnych przedstawień teatralnych. Jest po prostu kontrowersyjnym tworem, który mogą obejrzeć lub wysłuchać ci, którzy tego chcą. Marysia nie chciała, a mimo to postanowiła zawitać w siedzibie KP i zrobić syf.