FYI.

This story is over 5 years old.

Festivals

​Pięć typów ludzi, którzy wkurzają na Openerze

Niektórzy zamiast się po prostu bawić, przychodzą tylko po to, by się polansować i wkurzać innych

Fotografia pochodzi ze wcześniejszej relacji festiwalu Kuby Kempińskiego i Pauly Sobuń

Opener to oczywiście przede wszystkim festiwal muzyczny prezentujący bogaty przegląd znanych artystów z różnych muzycznych półek. Ale czy tylko? Przez lata scena w Babich Dołach obrosła w dodatkowe atrakcje: pokazy filmów, wystawy, scenę faszyn, strefy launch rozlicznych sponsorów, stoisko hipsterskich golarzy… Wraz z rozwojem Openera, rozrósł się też festiwalowy tłum i dziś można w nim spotkać nie tylko różnorodnych fanów muzyki, lecz także ludzi, którzy zamiast się po prostu bawić, przychodzą tylko po to, by się polansować i wkurzać innych.

Reklama

1. Przyjazny „cudzoziemiec"

Przyjazd na festiwal to proces. Często wielogodzinny, męczący i okupiony żmudnym, strategicznym planowaniem i wielogodzinnym staniem w kolejce po upragnioną festiwalową opaskę. Nic dziwnego, że niektórym przyjeżdżającym do Gdyni na widok kręcącej się wężykiem kilometrowej kolejki robi się słabo. Jednak nie aż tak słabo, by nie wpaść na genialne sposoby skrócenia drogi do celu. W tym roku na Openera przyjechałam w towarzystwie znajomych z kilku różnych krajów. Trzygodzinne stanie w kolejce po opaskę umilaliśmy sobie rozmową po angielsku. W pewnym momencie zdaliśmy sobie sprawę, że nasze międzynarodowe grono nagle się poszerzyło. Tak, Polki mieszkające w New Castle i co drugie słowo wykrzykujące w powietrze okrągłe „Ohhh Really?!" mówię o was. Nie, tylko dlatego, że mówiliśmy po angielsku, nie jesteśmy idiotami. Nie znamy was. Nie jesteśmy friends. Nie będziemy happy, że wbijacie się do kolejki, udając nasze znajome. W waszym angielskim słowniku powinnyście sprawdzić znaczenie słowa asshole.


JESTEŚMY W MIEJSCACH, WIEMY O RZECZACH. POLUB NASZ NOWY FANPAGE VICE POLSKA


2. Człowiek foka

Klasyczny festiwalowy imprezowicz. Muzyka jest dla niego tylko dodatkiem do szeroko pojętej balangi. Atakuje anonimowo i znienacka. Nieważne, czy słucha właśnie koncertu rockowego, elektronicznej didżejki czy intelektualnych protest songów PJ Harvey. Mniej więcej po trzech piosenkach musi wrzucić w tłum kolorową piłeczkę. Rzucanie dmuchaną plażową piłką ponad głowami tłumu to w końcu marzenie każdego fana, który na koncert ulubionego artysty czekał z utęsknieniem czasem wręcz latami. Nic tak nie poprawia doświadczenia koncertu, jak widok kawałka kolorowego plastiku przecinającego twarz artysty mniej więcej co pięć sekund. Człowieku foko, na plażowe zabawy jedź na gdyński klif, nie na festiwal!

3. Koleś prywatka

Kolejny klasyk, którego nie może zabraknąć w zasadzie na żadnym koncercie. Super fan, który w odróżnieniu od imprezowiczów, jest tu przynajmniej naprawdę dla artystów. I tylko dla artystów. On i jego idol połączeni są niezwykłym, nierozerwalnym pokrewieństwem dusz. Kiedy piosenkarz na scenie podnosi ręce i wykonuje w powietrzu orientalne gesty dłońmi, on powtarza dokładnie to samo. Dla niego istnieją tylko oni dwoje, połączeni w tym momencie na telepatycznym poziomie, niedostępnym dla reszty maluczkich. Pół biedy, kiedy super fan kontentuje się przeżywaniem prywatnego spotkania z idolem tylko w swojej głowie. Niestety, często nie kończy na tym, lecz udoskonala wrażenia innych wyciem imienia artysty prosto w twoje ucho, nieskoordynowanym wymachiwaniem ramion przed twoją twarzą i brutalnym przeciskaniem się przez tłum w połowie koncertu. Prywaciarzu, koncert przeżywa się przyjemnie także w towarzystwie reszty publiczności.

4. Bywalec salonu golarskiego

Przychodzi na festiwal głównie po to, by przystrzyc swoją hipsterską brodę. Może dodać baczki? Podkręcić wąs? Napomadować się? Rozumiem, że brodę można mieć i aby dobrze wyglądać, trzeba też pielęgnować. Ale dlaczego akurat tu i teraz??? Czy siedzieć na fryzjerskim fotelu trzeba akurat wtedy, kiedy obok grają największe gwiazdy współczesnej muzyki? Do tego na widoku tysięcy ludzi i za drogie, festiwalowe pieniądze? Więcej mam tu pytań niż odpowiedzi. Chciałabym wejść do ufryzowanych głów i zobaczyć co się w nich kryje. Czy bez wypomadowanej brody nie mogą się po prostu bawić?

5. Faszyn gerl

Festiwal to dla niej wielki wybieg mody. Nawet jeśli pada, pojawi się ubrana w białe zwiewne szaty, perfekcyjny makijaż i nierzadko buty na obcasie. Najczęściej spotkasz ją w strefie launch H&M, postującą swoje zdjęcia z dzióbkiem na Instagramie, Snachacie i Facebooku na raz. W tym roku, jak co roku, ostatnim krzykiem mody są wianki na głowie. Od skromnych opasek ze sztucznych kwiatów, do profesjonalnych dzieł sztuki florystycznej. Jak bystrze zauważył ktoś w kolejce po opaskę, w tym roku kwiaciarnie trójmiejskie nieźle się obłowiły. Często moda na dany gadżet wiąże się ze stylem wykonawcy występującego danego dnia. Po pladze dziewcząt skąpanych w brokacie i kwiatach oglądających wczoraj Florence and the Machine, aż strach się bać, co założą na siebie fani Red Hot Chili Peppers. Skarpetki?