Kim są Polacy, którzy nienawidzą NATO? Byliśmy na wszystkich demonstracjach przeciwko szczytowi

FYI.

This story is over 5 years old.

Newsy

Kim są Polacy, którzy nienawidzą NATO? Byliśmy na wszystkich demonstracjach przeciwko szczytowi

„Powstają kolejne klasy mundurowe, coraz więcej młodych ludzi jest zafascynowanych wojskiem i historią oręża. Odwraca się uwagę od problemów społecznych i kreuje atmosferę strachu" – słyszeliśmy na jednej z trzech antynatowskich pikiet

Jeżeli ktoś bardzo chciał demonstrować przeciwko szczytowi NATO w Warszawie, mógł na to poświęcić całą sobotę, od rana do wieczora. Po spokojnym, leniwym wręcz pierwszym dniu obrad, drugiego odbyły się trzy (a w porywach cztery) demonstracje antynatowskie, jedna manifestacja poparcia na Sojuszu zorganizowana przez polskich Afgańczyków oraz pikieta KOD-u. Ta ostatnia niespecjalnie nas interesowała (demonstracje KOD to już coś na kształt Mody na sukces), a tę pronatowską widzieliśmy przejazdem. Najbardziej interesowało nas, kto postanowił aktywnie oponować przeciwko szczytowi – skoro według danych tylko 4% Polaków deklaruje negatywny stosunek do Sojuszu.

Reklama

Pierwsza, największa i najlepiej rozreklamowana plakatami na mieście, była manifestacja Inicjatywy Stop Wojnie – weteranów polskiego antymilitaryzmu, których demonstracje pamiętam jeszcze z czasów amerykańskiej inwazji na Irak (w gimnazjum, jako fan Rage Against the Machine, miałem nawet ich przypinkę na plecaku). Na oko 200 osób zebrało się w alejce niedaleko zablokowanej części miasta, by wyruszyć w kierunku ambasady USA i Sejmu.

Tłum był mocno międzynarodowy – przemawiali Niemcy (o tym, że wzrost niemieckich wydatków na zbrojenia do 2% PKB – jak wymaga NATO – nie powinien cieszyć Polaków), Afgańczyk grał na gitarze, politykę swojego kraju krytykowała amerykańska była wojskowa i dyplomatka. Ja wdałem się w pogawędkę z młodym szwajcarem, który trzymał transparent z napisem „Szpitale zamiast czołgów" (jak sam przyznał, nie wiedział, co to znaczy). „Kiedy pierwszy raz przyjechałem do Polski, zauważyłem, że panuje tu o wiele większa akceptacja dla siłowych rozwiązań, inaczej niż w Szwajcarii. Przykro mi, kiedy to widzę. Chociaż nie wiem, czy w moim kraju podobna demonstracja zebrałaby więcej ludzi".

Na scenę wszedł Piotr Ikonowicz z Ruchu Sprawiedliwości Społecznej, utrzymując, że sierp i młot to symbol sojuszu chłopsko-robotniczego, a pięcioramienna gwiazda to znak oporu przeciw faszyzmowi – co brzmiało trochę tak, jak udowadnianie, że swastyka to symbol szczęścia i słońca. Wolałem jednak porozmawiać z aktywistami ze skłotu Syrena, którzy na miejsce przybyli z opóźnieniem, gdyż ich przejście zablokował policyjny kordon. „Wylegitymowali wszystkich, twierdząc, że możemy stanowić zagrożenie terrorystyczne" – powiedział mi jeden z działaczy, w czarno-czerwonej chuście na twarzy i z bagietką w ręku. Chciałem zapytać policjantów, dlaczego zatrzymali protestujących, ale nikt nie wiedział, gdzie jest dowódca.

Reklama

W oczy rzucił mi się transparent „Ani Moskwa, ani Waszyngton". Poprosiłem jedną z organizatorek, Elę z Pracowniczej Demokracji, by to rozwinęła – przecież większość Polaków popiera NATO właśnie jako ochronę przed agresją ze strony Rosji. Jak Polska miałaby sobie poradzić, bez oparcia w większej strukturze? „Na razie członkostwo w NATO wplątało Polskę w wojny, które bynajmniej nie były obronne: Jugosławia, Afganistan, Irak. My musimy zbudować oddolny ruch antywojenny, obniżyć wydatki na zbrojenia – to skandal, że Polska jest 2. krajem w Europie, jeśli chodzi o takie wydatki". No tak, ale jeżeli my ograniczymy zbrojenia, a np. Rosja nie? Ela odpowiada: „I tak USA wydaje 9 razy więcej na zbrojenie niż Rosja. Ja nie jestem zwolenniczką Putina – ale strategia obrony, którą przyjmujemy, jest niebezpieczna: tak naprawdę Polska staje się celem ataku. Ta «obrona» to obrona interesów zamożnych i władnych tego świata. Trzeba zbratać się przeciwko wojnie pomimo granic – tu na demonstracji jest bardzo wielu Rosjan, którzy nie chcą wojny".

Odłączyliśmy się od tłumu, aby trafić na kolejną manifestację – której ulotkę dostaliśmy na demonstracji Stop Wojnie. Na demonstrację współorganizowaną przed Federację Anarchistyczną i akcję Wojna Wojnie składały się dwa główne punkty – „Latawce zamiast dronów", czyli akcja puszczania latawców w hołdzie dla cywilów zabitych przez drony (inicjator akcji mówił o trzech tysiącach niewinnych ofiar dronów na Bliskim Wschodzie) oraz „Jedzenie zamiast bomb", czyli akcja rozdawania wegańskiego jedzenia w pozytywnym proteście przeciw militaryzmowi.

Reklama

Solidna porcja ryżu i fasoli zapewnia energię potrzebną do dalszego demonstrowania – oraz wzdęcia. Fot. Maciek Piasecki

Organizatorzy podkreślali, że kryzys migracyjny, z którym zmaga się dziś Europa, wynika przede wszystkim z agresywnej, militarystycznej polityki Zachodu. „NATO powstało jako odpowiedź na rosnącą potęgę ZSRR: Sojusz miał bronić kapitalizmu i demokracji przed spodziewaną sowiecką agresją. Taka była teoria. W praktyce Sojusz od samego początku wspierał reżimy, które mordowały przeciwników politycznych, popełniały ludobójstwa, zwalczały reformy społeczne" – mówił jeden z anarchistów. „Wojny toczone w kolejnych krajach napędzają przemysł zbrojeniowy NATO, Rosji, Chin, Indii i innych potęg – armie testują swoje zabawki na Ukrainie, w Syrii, Jemenie, na Morzy Południowochińskim. Polska daje się w to wciągnąć i może stać się areną kolejnych wojen toczonych przez obce armie. Powstają kolejne klasy mundurowe, coraz więcej młodych ludzi jest zafascynowanych wojskiem i historią oręża. Odwraca się uwagę od problemów społecznych i kreuje atmosferę strachu, który ma uzasadnić kolejne wydatki na armię".

Doszła do nas informacja o kolejnej demonstracji, tym razem pod Zamkiem Królewskim, gdzie trwała część obrad szczytu. Miała wyrażać niechęć do stacjonowania obcych wojsk na terenie Polski (a przybycie m.in. 1000 Amerykanów przypieczętowano na szczycie) – więc mieliśmy nadzieję spotkać wreszcie jakąś Młodzież Wszechpolską lub innych narodowców. Nic bardziej mylnego! Pod hasłem „Nie dla obcych wojsk" wystąpiła dobrze nam znana prorosyjska partia Zmiana, której członkini na łamach VICE twierdziła, że „Stalin był dobrym przywódcą".


VICE Polska dla Polaków. Polub nasz fanpage, żeby być na bieżąco


Podszedłem do grupki zgromadzonej przy transparencie „Przyjaźń polsko-rosyjska" (jeden z jej członków miał koszulkę Zjednoczenia Patriotyczno-Robotniczego Grunwald – nacjonalistycznej i antysemickiej organizacji działającej za przyzwoleniem władz PRL) by zapytać, czy stacjonowanie wojsk rosyjskich w Polsce byłoby dla nich do przyjęcia. Tomasz Jankowski ze zmiany zapewnił mnie, że demonstracja tyczy się wszelkich wojsk, a opinia, że mają pozytywny stosunek do Związku Radzieckiego jest tylko plotką. Wszystkiemy przysłuchwał się gość w tiszercie z napisem „Polska Ludowa". Odpuściłem sobie dalszą dyskusję i odjechaliśmy w stronę zachodzącego słońca, z bardzo mieszanymi uczuciami względów protestów.