Znacie ten moment, kiedy gdzieś w okolicach półmetka studiów uznajemy, że czas wydorośleć, spoważnieć i porzucić te ciągnące się za nami dziecinne pasje, nawyki i hobby? Zdaje się nam, że nie pasują do wyobrażonego przez nas wizerunku dorosłości. Na szczęście równie powszechnym zjawiskiem, jak sztuczne odcinanie się od wewnętrznego dziecka jest powracanie do dawnych obyczajów. Przynajmniej tak było w moim przypadku, kiedy faktycznie wydoroślałam i zdałam sobie sprawę, że nie muszę być robotem w garsonce, chyba że chce umrzeć z nudów i smutku. Dorosłość jak każdy etap życia, nie jest wszak stanem jednolitym ani przewidywalnym. Tak uważam.
Reklama
Wierne trwanie przy swoich pasjach, niekiedy wydających się postronnym obserwatorom czymś dziecinnym czy wręcz śmiesznym nie jest łatwe. Szczególnie trudnym wydaje się dla facetów, od których kulturowo oczekuje się znacznie więcej powagi i stonowania niż od kobiet. Tych, którzy nie ugięli się pod presją rodziny, dziewczyny, kolegów bardzo podziwiam za samoświadomość i szacunek do nieśmiertelnego bachora, który drzemie w każdym z nas. Postanowiłam porozmawiać z kilkoma z nich, posłuchać o istocie ich zajęć, o tym, do czego ich doprowadziły i czemu są takie ważne.Ponoć kiedy byłem jeszcze w wieku becikowym, mój wózek nie zmieścił się do wagonu pasażerskiego, więc (dzięki uprzejmości motorniczego) został przewieziony lokomotywą; jednak moją pierwszą świadomą podróż odbyłem jako 4-latek, kuszetką i wtedy postanowiłem zostać kolejarzem. Pomysł spotkał się z aprobatą babci, która do tamtej pory była zmartwiona poprzednim planem – pracy w charakterze śmieciarza.Wakacje spędzałem, obserwując pociągi na dworcu, w połowie podstawówki zacząłem opuszczać lekcje, by przesiadywać na peronach, kiedy byłem nieco starszy, postanowiłem też do nich wsiadać. Pierwsze egzemplarze biletów zacząłem zbierać w wieku 7 lat. Wraz z dorastaniem, bycie kolekcjonerem hobbystą przestawało mi wystarczać, więc po ósmej klasie zdecydowałem się zdawać do technikum kolejarskiego, które przez moją wadę wzroku nie mogło mnie przyjąć.
PIOTR, ZBIERA BILETY KOLEJOWE Z CAŁEGO ŚWIATA
Reklama
Ponieważ nie brałem pod uwagę żadnej innej drogi, zdecydowałem się zakończyć edukację na poziomie podstawówki. Jak się nie trudno domyślić, nie zyskałem wielkiego aplauzu ze strony bliskich. Cudem udało mi się zwrócić uwagę dyrektora szkoły, który w efekcie stworzył z myślą o mnie nowy kierunek – budowa dróg i mostów kolejowych. Wzrok nie był tam już tak istotny. Udało się zgromadzić uczniów i stworzyć program a klasa istnieje do dziś.
Po ukończeniu edukacji pracowałem w turystyce kolejowej na trasach kolei transsyberyjskiej, przez 10 lat praktycznie mieszkałem w rosyjskich pociągach. Objechałem po wielokroć wszystko od Workuty po Ałma-Ate i od Władywostoku po Murmańsk, Kaliningrad, Sankt-Petersburg, Zabaikalsk. Zbiór biletów rozrasta się nieprzerwanie. Kiedy ostatnio robiłem inwentaryzację, było to ponad 600 sztuk, na łączną liczbę 350 000 przejechanych kilometrów. Czy mam jakiś ulubiony? Nie wiem, wszystkie są bardzo drogie i bliskie memu sercu. Oprócz Turkmenistanu i Tadżykistanu zjechałem wszystkie kraje byłego ZSRR, wszystkie kraje Europy, Afrykę południową, Stany Zjednoczone, Kanadę, łącznie 53 kraje zjeździłem koleją. Finałem mojej zawodowej wędrówki okazała się centrala PKP w Warszawie, a następnie Intercity w dziale rozkładów jazdy pociągów. Nie mam chyba jakichś specyficznych marzeń, oprócz tego, by kontynuować to, co robiłem do tej pory.
RAZEM Z AXE SPRAWDZAMY, KIM SĄ DZISIEJSI FACECI W RUBRYCE VICE GUIDE TO GUYS
Po ukończeniu edukacji pracowałem w turystyce kolejowej na trasach kolei transsyberyjskiej, przez 10 lat praktycznie mieszkałem w rosyjskich pociągach. Objechałem po wielokroć wszystko od Workuty po Ałma-Ate i od Władywostoku po Murmańsk, Kaliningrad, Sankt-Petersburg, Zabaikalsk. Zbiór biletów rozrasta się nieprzerwanie. Kiedy ostatnio robiłem inwentaryzację, było to ponad 600 sztuk, na łączną liczbę 350 000 przejechanych kilometrów. Czy mam jakiś ulubiony? Nie wiem, wszystkie są bardzo drogie i bliskie memu sercu. Oprócz Turkmenistanu i Tadżykistanu zjechałem wszystkie kraje byłego ZSRR, wszystkie kraje Europy, Afrykę południową, Stany Zjednoczone, Kanadę, łącznie 53 kraje zjeździłem koleją. Finałem mojej zawodowej wędrówki okazała się centrala PKP w Warszawie, a następnie Intercity w dziale rozkładów jazdy pociągów. Nie mam chyba jakichś specyficznych marzeń, oprócz tego, by kontynuować to, co robiłem do tej pory.
Reklama
ŁUKASZ, ZBIERA LEGO I GADŻETY Z „GWIEZDNYCH WOJEN"
Reklama
KONRAD, GRA W PLANSZÓWKI
To sytuacja, która nie mogłaby zaistnieć w trakcie gry na komputerze: nawet jeżeli po drugiej stronie są inni ludzie, twoim faktycznym towarzyszem jest szklany ekran, nie widzisz mimiki, gestów, nie słyszysz głosu. Wydaje mi się to mało satysfakcjonujące.Jako dzieciak grałem zwykle z bratem lub kolegami, w czasie studiów dzięki portalom społecznościowym i forom znalazłem podobnych mi fascynatów, z którymi od blisko dziesięciu lat tworzymy pewnego rodzaju społeczność. Parę razy w tygodniu spotykamy się w różnych lokalizacjach w mieście by grać i spędzać ze sobą czas. Współorganizowałem też kilka konwentów planszowych w Warszawie i Krakowie, na które zjeżdżają się entuzjaści z całej Polski. Rozważałem przełożenie tej pasji na drogę zawodową i zajęcie się projektowaniem, ale ostatecznie jestem prawnikiem, a moje hobby pozostało w sferze prywatnej.
Reklama
Nie mam z tym związanych marzeń, upragnionej gry czy zjazdu fanów planszówek, każda nowa gra sprawia mi to radość. Niestety każda ma również ograniczony termin przydatności, bo w pewnym momencie powszednieje i trzeba szukać nowej. Zawsze chętnie jednak wracam do Magii i Miecza, jako że była moją pierwszą, mam do niej mocno sentymentalny stosunek.Kiedy byłem małym chłopcem, w naszym rodzinnym domu dość długo trwał remont, gdzieniegdzie ściany pozbawione były tynku, wystawały cegły, walały się jakieś deski, co dla małego chłopca było nieprzebraną studnią inspiracji. Okruchy betonu, garść kamyków stanowiły gotową scenografię pola bitwy, po dołożeniu paru krzaczków i żołnierzyków miałem przed oczami wojnę w mikro skali. Potem doszło składanie modeli samolotów, czołgów, transporterów i wszelkich militariów. Kiedy byłem nieco starszy, zająłem się konstrukcjami drewnianymi, budulca nie brakowało. Po 25. roku życia przeprowadziłem się do mieszkania, gdzie z racji posiadania sąsiadów, hałasy znamienne dla warsztatu były raczej wykluczone. Pojawiły się też inne priorytety, więc na pewien czas zarzuciłem realizowanie się w dziedzinie rękodzieła.Zawodowo zajmuję się sprzedażą, niczego nie wytwarzam, niczego fizycznego. Efekty mojej pracy są czymś w rodzaju abstrakcyjnej chmury danych o przychodach, a chyba każdy ma potrzebę tworzenia, kreowania czegoś namacalnego. Początkowo z wielką pasją zajmowałem się ogrodem. Moment, kiedy kończyłem pracę nad jakimś jego fragmentem (nawet jeżeli było to zwykłe zgrabienie liści) i oddalałem się, by spojrzeć na efekt z odległości, dawał mi ogromną satysfakcję i przyjemność. Do majsterkowania wróciłem na dobre, dopiero kiedy urodziły się moje córki. Większość rzeczy robię dla nich: kleję, wiercę, konstruuje domki dla lalek, mebelki, lampiony, szkatułki i skrytki. Młodsza ma teraz 2 lata, więc moje wyroby muszą być pancerne i możliwie bezpieczne.Żyjemy w czasach kiedy wszystko można kupić, wszędzie pójść, wszystko zrobić. Nie jestem zwolennikiem kupowania rzeczy, mam wrażenie, że ludzie stali się dzięki tej powszechnej dostępności produktów leniwi lub wręcz niepełnosprawni. Zapomnieli, jak proste, a zarazem satysfakcjonujące i niepowtarzalne może być stworzenie czegoś samemu. Lubię prostotę, bo pobudza wyobraźnie. Jeżeli miałbym wybierać między wypasionym karabinem z plastiku i zgiętym kijkiem, wolałbym strzelać z kijka. Kreatywność rodzica działa też świetnie na rozwój dzieci, kiedy mają szansę obserwować, jak ich zabawki tworzy człowiek, rosną w świadomości, że i one są w stanie tworzyć rzeczy.Za dwa miesiące po latach wynajmowania nareszcie wylądujemy w naszym własnym domu, więc obecnie żyję planowaniem własnego warsztatu – nie u ojca, nie u teścia, własnej pracowni u siebie. W ogrodzie stoją cztery suche drzewa przeznaczone do wycięcia, więc mam już kompletną listę rzeczy, które z tego drewna powstaną. Chyba nie ma innej rzeczy, która dawałaby mi tyle satysfakcji.