FYI.

This story is over 5 years old.

jedzenie

Panowie, spokojnie: od soi nie urosną wam piersi

Według ekspertów możemy bez obaw zajadać się tofu, oczywiście w granicach rozsądku

Fot. Jamie Lee Curtis Taete

Zostałem weganinem stosunkowo niedawno, więc soja stanowi dla mnie źródło nieustannego niepokoju. To roślina, wszędzie jej pełno, a ja muszę coś jeść, ale prześladuje mnie to uczucie w rodzaju „chyba gdzieś kiedyś czytałem", że z jakiegoś powodu bez soi żyje się lepiej, albo zdrowiej (poza tym, że dość często wywołuje ona alergie). Przypomina mi się raport Greenpeace sprzed 10 lat, w którym można było przeczytać, że uprawa soi niszczy amazońską puszczę. Z drugiej strony ta sama organizacja niedawno ogłosiła, że problem wylesiania został w większości zażegnany.

Reklama

O wiele bardziej naglącym i osobistym powodem, by unikać soi – jeśli jesteś mężczyzną – jest to, że podobno ma ona wywoływać u panów ginekomastię, przypadłość potocznie znaną jako „męskie cycki".

W każdej dyskusji, czy to na forach kulturystów, czy na Reddit, wszystkim chcącym pozbyć się niechcianej tkanki piersiowej zaleca się, by unikali soi jak ognia. Artykuły w takich czasopismach jak „Men's Health" opowiadają koszmarne historie mężczyzn z wrażliwymi, pulsującymi piersiami i powiększonymi sutkami, którym ukryta, mroczna strona soi złamała życie. A jeśli o mnie chodzi, nie marzą mi się miseczki D.

Czy muszę zatem na dobre odstawić soję?

Nie, nie muszę – zdaniem dr. Richarda J. Santena, profesora medycyny na Uniwersytecie Virginii, specjalizującego się w hormonach. Wyjaśnił mi, że nie ma żadnego powodu, by panowie, którzy mają ochotę na wielką michę soi, a nawet stosują stałą dietę opartą na tej pełnej białka fasolce, mieli z niej rezygnować w obawie, że ich męska klata zmieni się w obfity biust. Dr Santen przez całą swoją karierę badał działanie hormonów i nigdy nie zaobserwował jednoznacznego związku pomiędzy soją a feminizacją. „Jeden jedyny raz trafił mi się pacjent, u którego podejrzewaliśmy wywołaną przez soję ginekomastię, ale zmierzyliśmy poziom produktów przemiany soi w jego moczu i okazało się, że nie było związku przyczynowego" – powiedział mi.

Przegląd literatury medycznej opublikowany w 2010 roku przez Marka Messinę, badacza z Wydziału Zdrowia Publicznego Uniwersytetu Loma Linda (Loma Linda University School of Public Health), potwierdza tezę dr. Santena. Związki chemiczne w soi, które rzekomo mają przyczyniać się do wzrostu piersi u panów, zwane izoflawonami, występują też w ciecierzycy i orzeszkach ziemnych. Wszystkie podejrzenia wobec sojowych izoflawonów biorą się stąd, że należą do fitoestrogenów – występujących w przyrodzie związków chemicznych, które mogą być przetwarzane przez ludzkie ciało podobnie do estrogenu. Jak wiadomo, estrogen to główny hormon odpowiedzialny za zmianę płci z męskiej na żeńską, jednak jak dotąd nic nie wskazuje na to, by kobiety trans mogły zamienić terapię hormonalną na fitoestrogeny obecne w soi.

Reklama

W publikacji Messiny można również przeczytać, że wszystkie badania laboratoryjne przeprowadzone na izoflawonach pod kątem ich potencjalnego feminizującego działania wykazały, iż: „izoflawony nie wywołują żadnych efektów feminizujących u mężczyzn, zarówno na normalnym poziomie spożycia, jak i przy dawkach znacznie przekraczających dietę typową dla mieszkańców Azji".

Ostatnia uwaga znalazła się w tekście, ponieważ obiegowy sąd, a także szczegółowy raport opublikowany w 2003 roku w czasopiśmie „Environmental Health Perspectives" głosi, że konsumenci z pewnych krajów Azji spożywają o wiele, wiele więcej białka z soi niż Amerykanie czy Europejczycy – np. Japończycy dziennie jedzą jej 8,7 razy więcej. W takiej sytuacji można by się spodziewać, że mężczyzn z Japonii ginekomastia dotyka częściej niż Amerykanów, jednak podczas pracy nad tym artykułem nie natrafiłem na badania, które by potwierdzały lub obalały tę tezę. Odkryłem za to kilka doniesień z 2013 roku, jakoby Japończycy płci męskiej wykazywali rosnące zainteresowanie noszeniem staników – nie wiem, jak dalece jest to przydatna informacja.

W literaturze medycznej można znaleźć jedno godne uwagi studium przypadku, w którym spożycie soi było powiązane – w mniej lub bardziej potwierdzony sposób – z męskimi piersiami. Pewna publikacja z 2008 roku opowiada historię 60-letniego pacjenta płci męskiej cierpiącego na ginekomastię, spadek libido i zaburzenia potencji. Okazało się, że dziennie wypijał niemal 3 litry mleka sojowego – około 1200 kalorii. „Po odstawieniu mleka sojowego, jego nadwrażliwość piersi ustąpiła, a poziom estradiolu wrócił do normy" – można przeczytać w artykule.

Reklama

Polub nasz fanpage i trzymaj formę razem z VICE Polska


Virginia Miller, która zajmuje się badaniami estrogenu w The Mayo Clinic powiedziała mi, że mężczyzna z pewnością spożywał „nadmierne ilości" mleka sojowego i igrał z fitoestrogenami. Dodała jednak, że „ilość fitoestrogenów w różnych produktach sojowych jest zmienna i zależy od metod wytwarzania". Jej zdaniem „tofu raczej nie zaszkodzi".

„Związki chemiczne zakłócające działanie receptorów estrogenu można spotkać w zanieczyszczeniach środowiska i plastikach – prawdopodobnie tym należałoby się bardziej martwić" – zwróciła uwagę Miller.

Zdaniem dr. Santena faktycznie mogą istnieć podstawy do podejrzeń, że, biorąc pod uwagę to, co wiemy o soi, jej hurtowe dawki mogą prowadzić do powstawania męskich cycków. Nie to jednak najbardziej powinno martwić nałogowych sojożerców. „U szczurów soja czasem powoduje powstawanie nowotworów piersi, podobnie jak estrogen, co może budzić słuszne obawy" – powiedział mi dr Santen.

Jednak ogólnie rzecz biorąc, zapatrywał się raczej optymistycznie na moją sojową dietę: jego zdaniem mogę bez obaw zajadać się tofu i edamame, oczywiście w granicach rozsądku.

Podsumowując za dr. Santenem: „Nie sądzę, by w praktyce mężczyźni powinni się tym przejmować".