Dlaczego uwielbiamy się torturować ostrym jedzeniem

FYI.

This story is over 5 years old.

jedzenie

Dlaczego uwielbiamy się torturować ostrym jedzeniem

Okazuje się, że wszyscy mamy psychiczne i fizjologiczne predyspozycje do kulinarnego masochizmu

Artykuł pierwotnie ukazał się na MUNCHIES

„To przypomina haj”.

„Czuję, że coś mnie omija, kiedy tego nie mam”.

„Lubię przekraczać swoje granice, aby osiągnąć idealny poziom pikantności”.

„Nie wiem, to po prostu jest uzależniające”.

„Dzięki temu wszystko lepiej smakuje”.

„Lubię to uczucie mrowienia”.

To wszystko są odpowiedzi, które dostałam od (raczej) trzeźwych, rozsądnych i niemających skłonności masochistycznych osób, kiedy zapytałam ich, czemu uwielbiają jedzenie sprawiające im ból.

Reklama

Chili oraz wasabi, jak również mentol i napoje gazowane, zawierają związki chemiczne, które pobudzają receptory bólowe w naszych komórkach nerwowych. To właśnie dlatego po ich spożyciu mamy wrażenie, jakby ktoś rozpalił ogień w naszych ustach. W chili za ostry, piekący smak papryki odpowiada kapsaicyna. W wasabi, musztardzie i mentolu występują izotiocyjaniany, który powodują ból głowy i zimne oparzenie, które czujesz nawet w swoim nosie. Jak ujął to jeden z użytkowników Reddita: „To tak, jakby ktoś ciągnął mnie za skórę głowy i wsadzał do nosa pałeczki”.

Rośliny wytworzyły te substancje w taktycznym, ewolucyjnym ruchu, aby uchronić się przed byciem zjedzonym przez zwierzęta. Ale my, ludzie, nauczyliśmy się lubić właśnie to, co miało nas odstraszyć. Do cholery, przecież nie bez powodu jesteśmy na szczycie łańcucha pokarmowego! Według Paula Blooma, psychologa i autor książki How Pleasure Works: The New Science of Why We Like What We Like (Jak działa przyjemność: Nowa nauka o tym, dlaczego lubimy to, co lubimy), „Filozofowie często próbowali znaleźć definiującą cechę ludzi: język, racjonalność, kulturę itd. Ja jednak mam własną definicję: człowiek jest jedynym zwierzęciem, które lubi sos Tabasco”.

Ta dziwaczna praktyka nie dotyczy tylko kulinarnych wyrzutków. Od setek lat ludzie dobrowolnie poddają się tej formie tortury: nakładając na sushi wasabi, łącząc papryczki Scotch Bonnet z jamajską marynatą Jerk, wrzucając do tom yam garście piri-piri, dorzucając kimchi do bibimbap, używając sambalu jako dressingu do sałatki gado-gado, dodając do gulaszu wołowego ognistą, etiopską przyprawę berbere, posypując płatkami chili spaghetti all'arrabbiata, a nawet podając sałatki owocowe z sosem chili lub sproszkowanymi papryczkami.

Reklama

Ale dlaczego z własnej woli szukamy smaków, które parzą nasz język i sprawią, że zaczynamy pocić się jak świnia? Uwielbiamy bolesne doznania, przez które nasze usta zajmują się ogniem, język i gardło zostają poparzone do żywego mięsa, wargi zamieniają się w pulsujące, bolące obwarzanki, a oczy zaczynają nam łzawić – a wszystko to, gdy nasz mózg panicznie stara się ugasić pożar w naszym ciele.

Gdyby wiązało się to z jakąś przewagą ewolucyjną, miałoby to więcej sensu. Ci, którzy namiętnie dodają pikantne dodatki do jedzenia, twierdzą, że „wzmacnia to smak potraw”. Faktycznie, częściowo tłumaczy takie zachowanie: człowiek wyczuwa kilka smaków – słodki, słony, kwaśny, gorzki, umami – ale rejestruje również takie rzeczy jak zapach, estetykę czy związane z potrawami wspomnienia. Kiedy zwiększasz intensywność doznań, jednocześnie zwiększasz intensywność smaku. Właśnie z tego powodu producenci żywności są gotowi wydać mnóstwo szmalu, aby ustalić optymalny poziom chrupania w chipsach i bąbelków w napojach gazowanych.

Nawet naukowcy mają problem ze zrozumieniem, czemu w tych krótkich chwilach hedonizmu odrzucamy reguły ewolucji i rezygnujemy ze zdrowego rozsądku. Jak się jednak okazuje, mamy fizjologiczną i psychiczną skłonność do masochistycznych upodobań kulinarnych.

Daje ci to haj

Na sygnały związane z pieczeniem i bólem nasz mózg reaguje uwalnianiem naturalnych środków przeciwbólowych, czyli endorfin. Endorfiny stymulują w mózgu te same receptory, co opiaty. Działają one przeciwbólowo i uspokajająco, tym samym zmniejszając nasze odczuwanie bólu. Sprawiają one również, że doświadczamy chwilowej euforii i czujemy się szczęśliwi.

Reklama

„Endorfiny mają zablokować ból związany z nagłym gorącem. Organizm wytwarza je w odpowiedzi na ciepło, które odbiera jako coś nieprzyjemnego” – powiedział Paul Bosland, współzałożyciel i dyrektor New Mexico State University's Chile Pepper Institute.

Między przyjemnością a bólem istnieje wiele stanów pośrednich

Od dawna uważano, że ból i przyjemność są przeciwstawnymi odczuciami, które powodują różne reakcje układu nerwowego. Jednak ostatnie badania sugerują, że mają one wiele wspólnego i istnieją w pewnego rodzaju kontinuum bólu i przyjemności. „W kilku strukturach mózgu neurony reagujące na ból i przyjemność leżą bardzo blisko siebie” – wyjaśnił John McQuaid, autor Tasty: The Art and Science of What We Eat. (Smaczne: sztuka i nauka tego, co jemy).


OBEJRZYJ: Odkryj świat profesjonalnego jedzenia na czas


Bolesne odczucia wywołane przez papryczki chili i wasabi powodują uwalnianie się w mózgu substancji odpowiedzialnych za odczuwanie przyjemności, w tym dopaminy. Pobudzają one „hedonistyczne obszary”, które zasadniczo przypominają punkty G mózgu. To dzięki nim odczuwamy przyjemność, motywację i pożądanie (w dużej mierze odpowiadają one również za uzależnienie). Chociaż zazwyczaj kojarzymy je tylko z używkami wywołującymi błogość, takimi jak czekoladowe ciasto, pocałunki, heroina, hazard (oczywiście, kiedy wygrywamy), muzyka, sztuka czy altruizm, teraz już wiemy, że do tej listy należy dodać również ból. Niestety związek między przyjemnością a bólem wciąż pozostaje bardzo złożony i tajemniczy.

Reklama

Lubisz łagodny masochizm

My, ludzie, jesteśmy mistrzami alchemii doznań. Nauczyliśmy się, jak zamieniać nieprzyjemne doświadczenia w coś przyjemnego i ekscytującego. Jedzenie papryczek chili nie jest jedynym tego przykładem. Psycholog kulturowy doktor Rozin twierdzi, że odczuwanie bólu i stresu sprawia ludziom przyjemność.

W „Journal of Motivation and Emotion” napisał: „Ludzie lubią strach i podniecenie wywołane przez takie rzeczy jak jazda na kolejce górskiej, skakanie ze spadochronem czy oglądanie horrorów. Lubią płakać przy smutnych filmach, a niektórzy czerpią przyjemność z wchodzenia do gorącej wody w wannie czy wskakiwania do lodowatego morza”.


Polub fanpage VICE Polska i bądź z nami na bieżąco


Rozin nazywa te działania „łagodnym masochizmem”, ponieważ sprawiają one nam ból, ale nie wiążą się z żadnym poważnym niebezpieczeństwem.

Jeśli zaintrygowało cię to, co właśnie przeczytałeś, ale masz problemy z czerpaniem przyjemności z pikantnych past, przypraw i sosów, nie martw się – możesz nauczyć się je lubić. Z chemicznego punktu widzenia, wszyscy tak samo reagujemy na chili i wasabi, ale nasze odczucia zależą od tego, jak często po nie sięgamy. Najlepsza jest metoda małych kroczków. Powoli wspinaj się po skali Scoville 'a – najpierw zjedz tosta z awokado, którego posypiesz pierzem cayenne, albo dodaj do sushi trochę wasabi. Zanim się zorientujesz, będziesz jadł surowe papryczki habanero na kolejce górskiej, uprawiał seks w wannie wypełnionej wrzątkiem i mył zęby pastą wasabi.

Reklama

Więcej na VICE:

Jedz wszystko na ostro, żyj dłużej!

Bólgazm: Grymasy twarzy podczas sesji tatuażu