Reklama
Noel Biderman: Cała historia, co w samo w sobie jest dość dziwne, zaczęła się w samolocie. Czytałem magazyn [biznesowy], w którym omawiano pęknięcie bańki internetowej. Pewna dziennikarka pisała, że bańka internetowa już pękła, ale świat zdążył się w związku z tym zjawiskiem zmienić. Zmienił się nieodwracalnie sposób, w jaki oglądamy pornografię. W jaki słuchamy muzyki. I wtedy [dziennikarka] dodała, że zmienił się też sposób, w jaki randkujemy – nie musisz już czekać aż twoja mama czy znajomi poznają cię z kimś albo liczyć na to, że spotkasz kogoś na uczelni czy na uniwersytecie. Teraz możesz szukać w całym kraju – na całym świecie – i znaleźć dokładnie taką osobę, jaką chciałbyś poznać.
Reklama
Myślę, że przede wszystkim należy się przyjrzeć genezie monogamii. Są tak naprawdę dwa źródła, które można wskazać. Pierwszym są przekonania judeochrześcijańskie, liczące sobie ponad 2000 lat. Żeby się od nich odciąć, może być potrzebna przeciwwaga czasu. Ale… zbudowanie tego apartamentowca naprzeciwko (pokazuje palcem okno) zajmie im lata, jednak odrobina trotylu sprawi, że zniknie w jedną noc. Nawet jeśli coś trwało 2000 lat, odcięcie się od tego może nam zabrać tylko 20 lat, jeżeli będziemy gotowi.
Reklama
Reklama
Myślę, że poliamoria to ostatni bastion w tym procesie, bo dotyczy największej ilości ludzi. W jakiejś mierze dotyczy po prostu każdego z nas. Gdy przyjrzymy się tradycyjnym mediom, można nabrać wrażenia, że łączy nas przeświadczenie o tym, iż dowolny element społeczeństwa da się zmienić. To, jak zdobywamy wykształcenie, jak żyjemy, jak się odżywiamy, jaki mamy stosunek do równości, nasze prawa. Jednak z jakichś przyczyn moralność musi pozostać statyczną koncepcją.Zdaje się, że seksualność to właśnie ostatni bastion, a poliamoria jest jego absolutnym szczytem. Wpierw musimy poczuć się swobodnie w kontakcie z każdego rodzaju apetytem czy wzorcem postępowania. Dopiero potem może powstać takie społeczeństwo, w którym normalna osoba będzie w stanie oświadczyć: możemy się umawiać, możemy się kochać, możemy mieć dzieci, ale związek seksualny z drugą osobą nie różni się w żaden sposób od uściśnięcia sobie dłoni.Jesteś żonaty?
Tak, tu mnie masz, 12 wspaniałych lat.Co żona sądzi o twoim biznesie?
Spójrzmy na to tak. Najpierw idę do mojej wtedy jeszcze partnerki i mówię: „Słuchaj, mam taki pomysł i chciałbym się nim zająć". I myślę, że trzeba się tu spodziewać kilku możliwych reakcji. „Oszalałeś" – zresztą to właśnie powiedziała. Mogłaby stwierdzić „nie ma mowy", „nie ufam ci", „nie wierzę w ciebie", czy „nie podoba mi się to". Większość ludzi przyznałaby jej rację, jeśli padłaby któraś z tych odpowiedzi. Ale ona przemyślała to, potem spojrzała na mnie i powiedziała: „Naprawdę chcesz to zrobić? W takim wypadku wierzę w ciebie. Zrób to". Tak więc, w pewnym sensie, raczej utrwaliło to moją wiarę w nasze wybory, wiarę w siebie nawzajem. Odkąd zająłem się tym interesem, moja żona stoi przy mnie murem i była moją największą cheerleaderką, moją największą obrończynią.
Reklama
Tak, wedle mojej najlepszej wiedzy.Kiedy twoje dzieci podrosną, zamierzasz wytłumaczyć im czym się zajmujesz?
Tak, wyjaśnię im to. Po pierwsze, uważam, że bagatelizujemy inteligencję naszych dzieci. Skoro same są w stanie zorientować się w różnych sprawach, czemu by z nimi o nich nie porozmawiać? Po drugie, szczerość to zawsze najlepsza strategia, zwłaszcza wobec własnych dzieci. Po trzecie: mam absolutną pewność, że będą mnie oceniać na bazie tego jakim mężem jestem, jakim ojcem będę, a moja kariera zawodowa to sprawa drugorzędna w kontekście naszego prywatnego życia.Mam młodą córkę. Czy nie obawiam się, że pewnego dnia wpadnie z płaczem do mojego biura i powie mi, że zdradził ją chłopak? Czy nie martwię się, że będzie mnie w jakimś stopniu za to winić, bo wcześniej opowiedziałem jej na czym polega działalność AshleyMadison? Tak, boję się, że coś takiego mi się przytrafi. Jednak wiem też, że podobna sytuacja mogłaby się jej z dużym prawdopodobieństwem przytrafić nawet, gdyby portal AshleyMadison w ogóle nie zaistniał.Od dwóch lat jestem zamężna. Czy mógłbyś się może podzielić jakimiś radami dla osób takich jak ja, które dopiero zaczynają swoje małżeństwo?
Kiedy spoglądam wstecz na moje wchodzenie w związek i jego sformalizowanie, nasuwa mi się pewna obserwacja. Otóż nigdy nie dyskutowaliśmy w żaden sposób o monogamii. Nie usiedliśmy razem, żeby stwierdzić: dobra, to od teraz jesteśmy monogamiczni. A tak przy okazji, jak w ogóle definiujemy monogamię? Co wolno mi robić? Mogę oglądać filmy pornograficzne? Czy uznajesz, że to jest w porządku? Czy przeciwnie? A czy pójście do klubu ze striptizem postrzegasz jako coś innego? Czy mogę dotykać innych ludzi? Oczywiście, romansik w pokoju hotelowym na pewno nie wchodzi w grę, ale gdzie przebiega granica? Sądzę, że większość par o tym nie rozmawia. I możliwe, że zdrowo jest przeprowadzić taką rozmowę. Może cię też zaskoczyć, gdzie tak naprawdę przebiegają granice, zarówno tego, czego nie wolno, jak i dotyczące tego, co jest dozwolone.
Reklama