FYI.

This story is over 5 years old.

Zawody polskie

​Punk w kopalni

„Ludzie powinni walczyć nie o to, żeby odbierać przywileje innym grupom zawodowym, a o to, żeby każdy mógł się nimi cieszyć" - rozmowa z młodym górnikiem-punkiem z Górnego Śląska

Źródło: Flickr/Piotr Drabik

Górnik. Zawód, który jednym kojarzy się z bohaterską i niebezpieczną pracą w ekstremalnych warunkach, a innym z uprzywilejowaną grupą społeczną, która od lat domaga się więcej i więcej. O realiach życia pod ziemią porozmawialiśmy z młodym górnikiem z Górnego Śląska, który opowiedział nam o zagrożeniach, z którymi musi się zmagać każdego dnia. Przedstawił też swoje spojrzenie na aktualne protesty i wyjaśnił, w jaki sposób punk może w kopalni pozostać punkiem.

Reklama

VICE: Co sprawiło, że zdecydowałeś się na pracę górnika? Czy była ona Twoją aspiracją od samego początku, czy w grę wchodziła presja otoczenia, a może po prostu względy finansowe, wśród niektórych Polaków owiane wręcz legendą?
Pochodzę z rodziny o wielopokoleniowej, silnej tradycji górniczej. Każdy jej członek albo sam był górnikiem, albo był w jakiś inny sposób związany z kopalnią. Przez to już na etapie szkoły średniej wybrałem technikum górnicze, po którym miałem właściwie zagwarantowane miejsce w zakładzie. Wykształcenie średnie od pewnego czasu jest zresztą, obok wymogów zdrowotnych, jednym z podstawowych warunków przyjęcia do tej pracy. Ponadto przemówiło do mnie to, że jest to praca uczciwa i stała. Nikogo nie okradam i nie muszę martwić się o przeżycie od dziesiątego do dziesiątego, przynajmniej dopóki jestem kawalerem.

Jak na Twoją decyzję zareagowali znajomi i rodzina?
Tata na samym początku przestrzegał przed pójściem na kopalnię. Wiedział jaka to praca i nie chciał, żeby jego syn ryzykował tak jak on. W końcu jednak stanął po mojej stronie, a widząc, że sobie dobrze radzę, jest już spokojniejszy. Rodzina wciąż się jednak obawia, że mnie kiedyś zabraknie, podobnie jak ja obawiałem się o swojego ojca czy wujka. Ja sam właściwie o tym nie myślę. Idąc do tej pracy podpisujesz cyrograf, wiesz, że prędzej czy później przez nią umrzesz – jeśli nie podczas niej, to z powodu pylicy płuc. Kopalnia daje życie, ale też je odbiera. Z tego powodu pod ziemią panuje silna religijność. Chociaż ja sam jestem ateistą, z szacunkiem traktuję górnicze pozdrowienie „Szczęść Boże", samemu się tak witając z kolegami. Ludzie potrzebują otuchy i doskonale to rozumiem.

Reklama

Pod jakimi względami górnictwo jest cięższe od innych prac fizycznych?
Nie powiedziałbym, że inni mają łatwiej. Każdy zawód jest na swój sposób trudny. Zanim zacząłem fedrować dorabiałem sobie zawsze przez wakacje na budowie, i to też cholernie ciężka praca. Różnica jest taka, że tam pracujesz na świeżym powietrzu, widzisz niebo, słońce i ptaki. Zjeżdżając na dół nigdy nie wiesz, czy nie zjeżdżasz do własnego grobu. Dopóki nie wyjedziesz, jesteś uwięziony, wdychasz zużyte, pełne pyłów powietrze, bezustannie nasłuchując trzasków mogących zwiastować zwalenie ci się sufitu na głowę. Temperatury na przodku sięgają ponad 40 stopni Celsjusza, znam ludzi, którzy machają tam łopatami ubrani w same majtki. I muszą to robić zgięci w pół, bo wysokość korytarza często nie przekracza 1,60 m. Te klaustrofobiczne warunki i atmosfera ciągłego zagrożenia siadają na psychice. Bardzo wielu nie wytrzymuje pierwszego roku.

Ty sam nie masz jeszcze za sobą takiego stażu. Czy mimo to były już momenty, w których miałeś dość?
Parę tygodni temu naszemu sztygarowi zdarzył się wypadek. Wyrobiska nie zawsze są porządnie ubezpieczone, i była to jedna z takich właśnie sytuacji. W pewnym momencie rozległ się dźwięk podobny do wystrzału dynamitu, podniósł się pył i wszędzie zrobiło się ciemno. Jedyne, co było słychać, to krzyk sztygara. Okazało się, że oberwał w skroń kawałkiem sklepienia. Facet jest straszną mendą, ale w takich chwilach zapomina się o osobistych utarczkach. Opatrzyliśmy mu głowę i wysłaliśmy go z jednym z nas na górę, i od tego momentu już o nim nie słyszeliśmy. Takich tematów się nie roztrząsa, bo nikt nie chce straszyć załogi. O tym, że kopalnia mnie zabije, ja sam pomyślałem już w trzecim tygodniu swojej pracy. Poczułem koszmarny ból stopy, ale zdecydowałem się ją samodzielnie obwiązać, zacisnąłem zęby i następny miesiąc jechałem na środkach przeciwbólowych. Dopiero niedawno okazało się u lekarza, że ją wtedy po prostu połamałem.

Reklama

Dlaczego tego nikomu od razu nie zgłosiłeś?
To proste, nie przedłużyliby mi umowy. Wciąż jestem w okresie próbnym, a taka kontuzja oznaczałaby co najmniej dwa miesiące przerwy – dwa miesiące, po których nie mógłbym już liczyć na dalsze zatrudnienie. Kopalnia nie przepada za pracownikami na urlopach zdrowotnych. Ukrywanie wypadków zarówno przez zwykłych szeregowych, jak i przełożonych jest zresztą na porządku dziennym. Oficjalne statystyki to pierdolona ściema, sztygarzy dostają premię za brak wypadków, więc starają się zataić wszystkie, nawet nie swoje własne. Mojemu znajomemu urwało palca. W takim wypadku trudno już jednak po prostu zacisnąć zęby, więc to zgłosił swojemu sztygarowi. Usłyszał, że jeśli kogoś jeszcze o tym powiadomi, to straci pracę, a w najlepszym wypadku przeniosą go na powierzchnię, gdzie płace są znacznie gorsze. Poszedł więc na ugodę i wziął „nieoficjalny" urlop. Podczas kiedy on dochodził do siebie, jego kartę pracy podbijał ktoś inny, tak jakby zupełnie nic się nie stało.

W jaki sposób postrzega się Waszą pracę na Śląsku, a jak w reszcie Polski?
Na Śląsku wbrew pozorom jest w dalszym ciągu bardzo duży szacunek dla górników. Tutaj to coś więcej niż zwykły zawód, ludzie doskonale zdają sobie sprawę z tego, jaka to jest praca. Miałem kiedyś taką sytuację, że późną porą natknąłem się na ulicy na grupę szukających zaczepki gości. Byłem wykończony, oczy miałem wciąż „pomalowane" węglem, więc kazałem im się po prostu odpierdolić, bo wracam z kopalni. Zrobiło im się strasznie wstyd, zaczęli mnie przepraszać, po czym w ramach zadośćuczynienia kupili mi w pobliskiej budce kebaba. W takich chwilach człowiek czuje prawdziwą dumę ze swojej profesji. Poza naszym regionem opinie są zapewne różne. Z podobnym respektem spotkałem się na przykład w Łodzi, natomiast oskarżenia widuję wyłącznie w internecie. Mało mnie jednak obchodzą ludzie, którzy krzyczą że górnicy „mają lepiej" kosztem reszty społeczeństwa, a sami często pracują na czarno, albo w ogóle nic nie robią.

Reklama

Źródło: Flickr/Simon Harrod

Z czego w takim razie może wynikać niechęć części polskiego społeczeństwa?
Myślę, że przede wszystkim z niewiedzy. Ludzie słyszą o przywilejach górników: wcześniejszej emeryturze czy o „trzynastkach", kompletnie nie zdając sobie sprawy z tego, jaka to jest praca i z czym się ona wiąże. Mówią, że zarabiamy krocie, podczas kiedy w najlepszym wypadku dostaję 2,5 tysiąca złotych na rękę. Zresztą, mnie samemu nie zależy na tym, żeby górników wystawiano na jakiś piedestał. Uważam, że wszyscy zasługują na godziwą zapłatę za wykonywaną pracę. Ludzie powinni walczyć nie o to, żeby odbierać przywileje innym grupom zawodowym, a o to, żeby każdy mógł się nimi cieszyć. Wkurwia mnie na przykład to, że hutnicy, pracujący często w gorszych warunkach od nas, żadnych przywilejów nie dostają. Marzy mi się ogólny ruch społeczny – górnicy, kolejarze, studenci, nawet sami policjanci – razem walczący o równe, godne prawa. Obawiam się tylko, że obecna inicjatywa zdechnie jak zawsze.

O Wasze interesy walczą związkowcy, to ich najczęściej widuje się w telewizji. Czy cieszą się Waszym poważaniem?
Nie za bardzo. Traktowani są oni najczęściej jak ludzie, którym po prostu nie chciało się pracować na dole, a pobierają taką samą pensję jak wszyscy inni. To potrafi naprawdę zdenerwować człowieka. Z drugiej strony, muszę przyznać, że ta opinia może też wynikać z naszej niewiedzy, zupełnie jak ze wspomnianą wcześniej niechęcią względem nas samych. Kto wie, być może taki związkowiec narobił się nawet więcej ode mnie. Tylko w takim razie efekty jego pracy są dosyć mierne. Część z nich jest z pewnością przekupiona, inni walczą o swoje osobiste interesy, ale czymś, co moim zdaniem najbardziej utrudnia im osiągnięcie pożądanych celów, jest rozdrobnienie. Tych wszystkich związków jest po prostu za dużo, każdy ciągnie w swoją stronę. Znacznie efektywniejsza byłaby jedna, góra dwie większe organizacje.

Reklama

Co byś zrobił, gdyby to Twoja kopalnia znalazła się na liście do zamknięcia?
Kiedy usłyszałem o tym zagrożeniu po raz pierwszy, przyszło mi na myśl, że chyba bym się powiesił. Nie pracuję w tym zawodzie co prawda zbyt długo, ale zdążył mi już wejść w krew i nie wyobrażam sobie pracy chociażby sprzedawcy. Mam zresztą wykształcenie takie, a nie inne, i nie bez podstaw obawiam się, że nie znalazłbym sobie nic innego. Podobnie czują się ci, którzy teraz protestują. To ludzie doprowadzeni do skraju wytrzymałości, przerażeni wizją tego, że mogliby stracić zatrudnienie, któremu tyle już poświęcili. Stara górnicza duma jest kolejnym powodem, dla którego ta praca jest tak wyjątkowa. Wiem, że mogę brzmieć jak stary komuch, ale swego rodzaju duma klasy robotniczej potrafi naprawdę zmienić człowieka. Nie mam więc wątpliwości, że wyszedłbym na ulice i dołączył do tych, których dzisiaj widuje się w telewizji.

Mówisz o dumie górniczej. Z czego ona wynika?
Najprościej rzecz biorąc – ze świadomości tego, że na tobie opiera się właściwie cała gospodarka, że region swój dobrobyt zawdzięcza właśnie węglowi. No i z niebezpieczeństw, które czyhają na ciebie na każdym kroku. Solidarność i jedność wszystkich pod ziemią, czyli tak zwana brać górnicza, jest czymś absolutnie pięknym. Istnieje też kilka tradycji, które czynią tę pracę urokliwą. Jedną z nich jest chociażby dzielenie się tabaką, która zastępuje górnikom papierosy. Na swój sposób śmieszną sprawą jest też szacunek do kopalnianych szczurów. Niby kradną nam kanapki i roznoszą choroby, ale potrafią czasem uratować życie. Niekiedy wyczuwają niebezpieczeństwo szybciej, niż odpowiednie urządzenia, i masowymi ucieczkami z korytarzy alarmują pracujących. Niezwykle przyjemnie jest też mieć swoje własne święto, Barbórkę. Biesiady z jej okazji to naprawdę niesamowite imprezy.

Reklama

Źródło: Flickr/Piotr Drabik

Czy istnieje jakiś archetyp górnika? Cechy, które są wśród was wyjątkowo częste?
Stereotypowy górnik to misiowaty wąsacz, który kocha swoją rodzinę, ale lubi też sobie wypić. I rzeczywiście, większość moich kompanów wpisuje się w ten schemat. Bycie przy kości pomaga im przy noszeniu dużych ciężarów, a alkohol w odreagowywaniu stresów. Nie jestem tylko pewien roli wąsa w tym wszystkim. Jednak za prawdziwego górnika uważa się po prostu osobę, która przepracowała na dole przynajmniej osiem lat. Dopiero po takim czasie wykształcasz w sobie zestaw odruchów, które są w tej pracy niezbędne. Jesteś w stanie w ułamku sekundy podjąć decyzję, która może uratować ci życie. Stajesz się kopalnią. Niepotrzebny jest do tego zarost czy wydatny brzuszek. Ja sam nieco się wyróżniam, bo jestem punkiem. Śmieją się z moich tuneli, czy chociażby z tego, że jestem weganinem, ale nie czyni mnie to gorszym od reszty.

No właśnie – jesteś punkiem. Ta subkultura i muzyka kojarzona jest raczej z antysystemowością, podczas kiedy górnictwo wiąże się z religijnością i tradycjonalizmem. W jaki sposób łączysz te dwie rzeczy?
Nie mam z tym żadnego problemu. Zdziwiłbyś się zresztą, ilu punków jest przy okazji górnikami. Chodzisz na koncerty i po ryjach uwalonych węglem poznajesz, że jesteś wśród swoich, wymieniasz tradycyjne „Szczęść Boże". Żaden z nas nie widzi w tym niczego dziwnego. Nawet muzycy pracują na kopalni, chociażby wokalista zespołu Prokuratura. W moim zakładzie jest jeden sztygar, który cały dzień pilnuje górników i wypełnia książeczki raportowe, po czym w szatni przebiera się w swoje glany, spodnie w kratę i poprawia irokeza. Skończyły się już czasy, kiedy bycie punkiem polegało wyłącznie na nihilizmie. Od walenia jaboli wolę działalność społeczną i ruch Straight Edge.

Czy jest coś, co chciałbyś w górnictwie zmienić?
Oszczędności szuka się obecnie w złych miejscach. Na kopalni pełno jest sztucznego zatrudnienia, miejsc pracy, które do niczego nie są potrzebne. Mowa tutaj oczywiście o stanowiskach na powierzchni. Oprócz tego szaleje nepotyzm i kolesiostwo. Popularna jest historia o górniku, który poskarżył się w zaopatrzeniówce, że dostają beznadziejne kilofy, i usłyszał w odpowiedzi „a co ja ci poradzę, że mój kuzyn innych firm nie ma". Fatalna jest też sytuacja pracujących na zlecenie firm prywatnych – są niedopłacani i nieodpowiednio wyposażeni do pracy pod ziemią. Uważam, że powinno się zwrócić uwagę na te właśnie rzeczy, a nie uderzać w płace i przywileje górników dołowych. Kopalnie bardzo szybko stałyby się znowu rentowne.

Dane osobowe bohatera wywiadu znane redakcji.