Po prywatnych i bardzo emocjonalnych „33 scenach…” i społecznikowskim „Sponsoringu” zrobiła film będący niemalże heglowską syntezą jej twórczości: dzieło zarazem wstrząsające i intymne, jak i dotykajacę bardzo poważnych problemów polskiego kościoła, polskiej prowincji i przede wszystkim polskiego ducha.Ponieważ film Szumowskiej jest obfity w zwroty akcji i bardzo niejednoznaczny, przedstawię historię w najmniej spoilerujący i najkrótszy sposób.Ksiądz Adam (Andrzej Chyra) pracuje w mazurskim ognisku dla chłopaków z poprawczaka. Ewidentnie tam nie pasuje, uprawia jogging, ma iPoda i czyta Thomasa Mertona, choć na codzień z chłopakami gra w gałę, nosi cegły, przeklina i pije browara pod sklepem. Możnaby powiedzieć: socjalista, teolog wyzwolenia, otwarty katolik, emanacja „Tygodnika Powszechnego”. Wszystko ma się świetnie, dopóki nie pojawi się nowy wychowanek, demoniczny i fascynujący zarazem blond zawiadiaka i gej.Nie jest tajemnicą, że film opowiada o księdzu homoseksualiście, ale Szumowska myli tropy, trzyma widza na reżyserskiej smyczy, kontroluje nasze emocje i podsuwa kolejne tropy.By nie psuć widzom przyjemności (tak jak Alfred Hitchcock prosił widzów by nie zdradzali tajemnicy „Psychozy”) powiem tylko, że nic nie jest takie jakie się wydaje.Zostawiając wam przyjemność z oglądania tego nietuzinkowego i zaskakującego filmu, opowiem o niebywałym warsztacie autorki „Sponsoringu”, fantastycznej grze aktorskiej całej obsady i świetnych dialogach.Szumowska dowodzi nie tylko biegłości reżyserskiej (potrafi w jednym filmie korzystać z konwencji thrillera, teledysku i dramatu), ale też wykazuje się wybitną erudycją. Dla miłośników filmu i histori sztuki ten film będzie orgią. Aktorzy w pozyjcach rzeźb Michała Anioła, cytaty z Felliniego, grafiki M.C. Eschera w tle, książki w scenografii, muzyka, to wszystko buduje zarówno atmosferę, jak i daje bardziej spostrzegawczym widzom satysfakcję (ja nawet dopatrzyłem się słynnego „Gunmo”) i interpretacyjną rozkosz. Sceny z krzykiem małpy na polu kukurydzy, torturowaniem chłopca na rozbitych i zamszałych macewach i pijanym tańcem z obrazem papieża, po prostu musicie zobaczyć.Wszyscy aktorzy są świetni. Po prostu. Olgierd Łukaszewicz - jako biskup - zagrał najlepszą rolę od „Brzeziny” Wajdy, Maja Ostaszewska jako wiecznie pijana i sfrustrowana mieszczanka zamknięta na wsi, pokazuje dramat kobiety jak nikt inny, i jeszcze doskonała rola siostry Adama (świetna kwestia ze skype’a: „Mów głośniej! Nie rozumiem!”). Ale to Mateusz Kościuszkiewicz w roli Dyni, kradnie film. Nic nie mówiąc, grając tylko ciałem upośledzonego nastolatka, jest tak naprawdę sensem i metaforycznym widzem tego filmu. Niewinnym i nieświadomym widzem, który musi sam zdecydować, co sądzi i jak zinterpretować.Nie można pominąć dialektycznej odwagi Szumowskiej: potrafi pokazać zarazem piękno gejowskiej miłości, jak i piękno ludycznego katolicyzmu. Dramat człowieka, który chce dobrze, ale system i społeczeństwo mu nie pozwala.Jednak najciekawsza w tym filmie, pomijając problematykę homoseksualizmu, pedofilli i władzy w kościele, konfliktów w mikrospołeczności i napięcia na lini miasto-prowincja, jest wielka miłość i szacunek Szumowskiej do polskiej biedy. Nie tylko nie estetyzuje jej, ale zatrudniła wręcz trenera much, by w każdej scenie nam przypominała o brudzie i realiźmie. Nawet podczas premiery, pochwaliła się, że zaprowadziła naturszczyków grających chłopców z ogniska na obiad do orientalnej restauracji. Nie dość, że wybitna reżyserka, to jeszcze dobra osoba, która zrobiła dobry film.BŁAGAM, NIE IDŹCIE NA TEN FILM.JIMMY KIMMEL SIĘ Z NAS ŚMIEJEKIM JEST KLAUN Z NORTHAMPTON?POLKA, KTÓRA CHCE ZALICZYĆ 100 TYSIĘCY FACETÓW
Reklama
Reklama