FYI.

This story is over 5 years old.

Zawody polskie

Taksówkarz

Przeważnie gość się przymila, klepie po ramieniu, po 200 metrach już po imieniu chce sobie mówić, a potem dojeżdżamy na miejsce i zaczyna się kłótnia, że na około wiozłem. Natomiast podpite kobiety, przez całą trasę uwodzą

Podobno pasażerów korzystających z taksówek można podzielić na kilka podstawowych typów: są tacy, którzy od razu chcą się zaprzyjaźnić, bo myślą, że może coś na tym ugrają przy zapłacie za kurs, kolejni w trakcie jazdy nie powiedzą żadnego słowa, bo taksówkarz to przecież taki wynajęty na chwilę szofer, są też awanturnicy, przeważnie nocne marki. Potem jest już cała reszta, która rzeczywiście chce skorzystać z usługi taxi i dojechać z punktu A do punktu B. Podejrzewam, że w zależności od miejsca zamieszkania, proporcje mogą się różnić, ale jestem ciekaw… czy widzisz się teraz w którejś z tych grup?

Reklama

Zawód taksówkarza w Polsce niekoniecznie wiąże się z szacunkiem dla osób, które go wykonują. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że to nawet niewdzięczna robota, cały czas związana z wieloma utartymi w społeczeństwie stereotypami. Jak wiele razy w miesiącu korzystacie z taksówki? Co weekend, od imprezy do imprezy, a może częściej i w innych okolicznościach? Taksówkarz takich jak my spotyka prawie codziennie, dlatego spytałem jednego z nich, jak wygląda jego praca…

VICE: Od jak dawna jesteś taksówkarzem?
Michał: Jeżdżę po Warszawie od 15 lat, chociaż swoje początki miałem w Nowym Jorku. Tyle, że wtedy to było krótko, wtedy mi się nie spodobało.

Dlaczego?
Ten zawód często jawi się przez pryzmat filmów. No i ja też oglądałem kiedyś tego sławnego „Taksówkarza" i pomyślałem, że spróbuję. Wystarczyło zapłacić 100 dolarów i mogłeś wypożyczyć Yellow Cab, by wozić po mieście ludzi. Ale tak jak wspomniałem, pracowałem tam tylko chwilę.

Tyle, że film Scorsese pokazuje bardzo mroczną stronę tego zawodu.
Pokazuje bardzo skrajny, ale prawdziwy obraz. Dlatego ja szybko zrezygnowałem z nocek, które pod względem klienteli różnią się od siebie praktycznie wszystkim.

Zdecydowałeś się jednak wrócić do pracy taksówkarza, tyle, że w Warszawie. Dlaczego?
Wróciłem zza granicy i musiałem sobie uporządkować pewne rzeczy. Rozstałem się wtedy z żoną i zostałem sam z córką. Miałem małą firmę budowlaną, ale ze wspólnikiem też drogi mi się rozeszły. No i powstało pytanie, co dalej? Wtedy usłyszałem o nobilitacji tego zawodu, że wchodzą nowe licencje według europejskich norm, o czym szybko się przekonałem, że było tylko picem na wodę. Bo byli uczciwi taksówkarze, ale było też dużo patologii. Dlatego do dzisiaj ten zawód źle się kojarzy, a taksówkarz jest postrzegany jak cwaniak i złotówa. W porównaniu do tego, jak teraz jest, to wtedy był Dziki Zachód. Niektórzy handlowali dolarami, inni taksówkarze mieli tam jakieś swoje „dziewczyny", kiedyś nawet usłyszałem od jednego, że „jak nie oszukam, to nie zarobię". Ale ja nie po to zaczynałem, chciałem być od takich zachowań jak najdalej. Zdecydowałem, że zrobię licencje, działalność gospodarczą już przecież prowadziłem, no i tak się zaczęło.

Reklama

Jak wspominasz swój pierwszy dzień?
Pamiętam, że przy pierwszym kliencie, z roztargnienia zapomniałem włączyć taksometr. Na szczęście klientka zrozumiała mój błąd i zapłaciła, na dobry początek nawet z lekką górką.

Rozumiem, że sam kontakt z klientem i sama jazda nie były dla Ciebie już problemem?
Jestem bardzo komunikatywną osobą, spod znaku bliźniąt, więc zawsze miałem dobre relacje z ludźmi, czy to w tych usługach budowlanych, czy w taksówce. Tyle, że nie przypuszczałem, jak bardzo różni potrafią być wożeni klienci. Tak samo byłem zaskoczony samą jazdą, bo chociaż urodziłem i wychowałem się Warszawie, mapa miasta leżała pod ręką. Wtedy przecież nie było GPS-ów, Ursynów i Kabaty dopiero się budowały, więc niejednokrotnie stawały się zagadką.

Pamiętasz jakieś zabawne historie?
Tak, wyobraź sobie: jest zima, minus 20 stopni i śnieżyca, dostaję zlecenie na Ursynów. Dojeżdżam na miejsce, ale numery się nie zgadzają, próbuję wycofać, a tam jakiś kontener stoi i śmieciarka. Czas nagli, a z tego też jestem rozliczany. Mam odebrać jakąś kobietę z wiolonczelą i zawieźć ją na Dworzec Centralny. No i widzę taką, że stoi. To ja biegnę w jej stronę, przez jakieś krzaki, śnieg po kolana. Biorę jej tę wiolonczelę, ale z tego pośpiechu, w pierwszej chwili nie powiedziałem, że jestem taksówkarzem. Ona, że co jest grane? Tłumaczę więc, że to mnie zamawiała i słyszę, że mamy 25 minut, by dojechać na dworzec. No to ja tę wiolonczele na plecy, panią pod pachę i z powrotem przez krzaki i śnieg, biegiem do samochodu. Jakoś zdążyliśmy, nie było reklamacji.

Reklama

Widzę, że miło to wspominasz. Są jednak pewnie rzeczy, których nie lubisz w swojej pracy?
Dla mnie najgorsze jest oddalenie od rodziny, bo chcąc zarobić trzeba być aktywnym, obecnym na mieście. Dlatego wyznaczyłem sobie jeden dzień w tygodniu na „dzień ojca z dzieckiem". Inna kwestia, to że jesteś uzależniony od swojego samochodu – on nie może się psuć, a czasem tak się dzieje. Jesteś gotowy do pracy, a tu zamiast po klienta, jedziesz do warsztatu. Po za tym Warszawa jest bardzo nieprzyjaznym miastem dla taksówkarzy.

Dlaczego?
Bo często nowe biurowce nie mają podjazdów, a Straż Miejska tylko czyha, by nas ukarać. Z resztą o nich to na oddzielny temat mógłbym się wypowiadać. Raz jeden taki cały kondukt pogrzebowy chciał ukarać, bo nie mieli czasowego postoju. Wyobrażasz sobie? Ludzie w żałobie płaczą, a ten im mandaty chciał wystawiać, samochody im odholowywać. On by swoją matkę nawet pewnie ukarał. Tacy ludzie tam pracują, leczą swoje kompleksy.

Jaką masz klientelę?
Zawsze największą niewiadomą jest klient z tzw. „łapki", czyli ten machający na taxi. Bo taki to „no name" jest. Nigdy nie wiesz, kto wsiada do samochodu. Największe ryzyko zawsze jest w nocy. Przeważnie kończy się tak, że przez całą trasę gość się przymila, klepie po ramieniu, po 200 metrach już po imieniu chce sobie mówić, a potem dojeżdżamy na miejsce i zaczyna się kłótnia, że np. na około wiozłem. Podobną taktykę mają podpite kobiety, przez całą trasę uwodzą, kokietują, a na koniec marudzą, że za duży rachunek. Natomiast w żadnych przepisach nie jest powiedziane, jak postąpić z klientem, który się awanturuje lub nie chce zapłacić.

Reklama

Co więc możecie robić w takiej chwili?
Mamy przycisk „alarm", który informuje, że coś jest nie tak lub jesteśmy w niebezpieczeństwie i pokazuje, gdzie jesteśmy. Kto z kolegów jest najbliżej to podjeżdża, a jak podejdzie ich trzech lub czterech to łatwiej przekonać zatrzymanego delikwenta, że powinien zapłacić za kurs. Natomiast kilka dni temu była u nas taka sytuacja, że pijany klient nie chciał zapłacić, więc taksówkarz wsadził go do bagażnika i chciał zawieźć na komisariat. W międzyczasie jednak trafiła mu się jeszcze pasażerka, która usłyszała tego faceta w kufrze. Oczywiście ten taksówkarz już u nas nie pracuje, będzie miał też sprawę. Podobno zachował się tak, bo już kilkakrotnie ktoś go oszukał za kurs. Większość jednak woli odpuścić, bo co się będą bić o 30 zł.

Też miałeś kiedyś niefajne sytuacje?
Naprawdę zagrożony poczułem się, jak wiozłem kiedyś do Łomianek dwóch karków i jeden nagle powiedział „a co jeśli ci, kurwa, nie zapłacimy i samochód spalimy?". Bandziory. Zatrzymałem się i wyszli, nie płacąc. Różne były sytuacje. Swego czasu obsługiwaliśmy gejowski klub „Utopia". Bardzo grzeczni ludzie, ułożeni, chętnie zabierałem, tylko nie chciałem by przesadzali na tylnym siedzeniu. Raz tylko, kiedy zgarnąłem stamtąd jednego faceta, ten zaczął się do mnie przystawiać. Powiedziałem, żeby przestał, bo jestem hetero. Zapytał więc, czy mogę chociaż rozpiąć rozporek, to sobie popatrzy. Śmieję się z tego teraz.

Co Cię boli w tym zawodzie?
Krzywdzące jest to, że uważa się nas za złodziei. Taki stereotyp utarł się przez lata. Nawet, kiedy chce pomoc klientowi, bo znam to miasto i jego przepustowość w określonych godzinach, to nie mam pewności, że później nie będę miał awantury, że nie pojechałem inną trasą, nawet jeżeli podróż trwałaby dłużej.

No to zmierzmy się się z kolejnym stereotypem, że podkręcacie liczniki.
Czasem się tacy zdarzają. Dlatego radzę Ci się wystrzegać nieoznakowanych postojów… Kolumna Zygmunta, Rotunda, Dworzec Zachodni, ale kolejowy, nie od strony autobusów. Tam nieraz stoją samochody, które mają tylko szachownice przylepioną do szyby i tyle.

To czemu nic z tym nie można robić, wskazać kanciarzy?
To istna walka z wiatrakami, z resztą bardzo wielu jeździ byłych policjantów, tych niezweryfikowanych. Całe lotnisko jest obstawione tymi klepakami, na hali przylotów. To jest dopiero proceder. I tylko wyłapują tych nieświadomych. Tacy nieuczciwi taksówkarze psują opinię pozostałym. A ja chciałbym, by ludzie nas szanowali, tak jak szanuje się nas w Wielkiej Brytanii. Dlatego trzeba się starać i uczciwe robić swoje.