FYI.

This story is over 5 years old.

Varials

Spock pomógł mi zaakceptować siebie

Przez większość życia czułam się jakbym była z innego świata. Obcej planety, na której funkcjonują zupełnie inne obyczaje i których nikt oprócz mnie nie pojmuje. Myślałam, że coś jest ze mną nie tak i powinnam się zmienić

Ilustracja Andrew Neal

Minęło właśnie 50 lat, od kiedy Star Trek: The Original Series pojawił się na małym ekranie. Był innowacyjnym serialem pod względem tematyki i obsady. Pierwszym, który pokazał obsadę różnego pochodzenia narodowościowego i etnicznego. Coś, co dzisiaj jest normalne, w latach 60. było nie do pomyślenia. Nie wspominając o pierwszym międzyrasowym pocałunku w historii telewizji. Zagadnienia naukowe, jakie podejmował scenariusz, pozostają aktualne również dzisiaj. Czarne dziury, podróże w czasie, sztuczna inteligencja, teleportacja, podróże międzygalaktyczne. Cokolwiek zobaczycie we współczesnych filmach i serialach sci-fi, na pewno było już w oryginalnym Star Treku.

Reklama

Dlatego pomimo upływu lat serial jest ciągle aktualny pod wieloma względami, a główni bohaterowie stali się kultowymi postaciami. W tym przede wszystkim Spock, który swoją innością zdobył serca milionów fanów na całym świecie. A mi, pomógł zaakceptować siebie.

Stworzony przez fana sci-fi Gene'a Roddenberry'ego serial Star Trek początkowo chłodno odebrany, ledwo załapał się na drugi sezon przez średnią oglądalność i mieszane recenzje krytyków. William Shatner – odtwórca roli Kapitana Kirka – był przekonany, że serial zniknie z anteny po drugim sezonie. Star Treka uratowały jednak demograficzne statystyki oglądalności, kiedy okazało się, że serial w dużej mierze ogląda wykształcona klasa średnia (serial poruszał ważne kwestie społeczne i naukowe w przeciwieństwie do innych seriali sci-fi z tego okresu, które były dosyć kiczowatymi produkcjami). Dziesiątki tysięcy listów od fanów przesłanych do stacji NBC – producenta serialu – uratowały go. Wysyłali je m.in. naukowcy, lekarze, psychiatrzy, dyrektorzy muzeów i profesorowie akademiccy. Już wtedy Star Trek uznawany był przez wielu za najlepszy serial w historii albo przynajmniej najbardziej wpływowy serial sci-fi. Po odwołaniu przez NBC po trzecim sezonie (co zostało uznane za jedną z najgorszych decyzji w historii telewizji amerykańskiej) Star Trek żył jeszcze wiele lat na antenach lokalnych mniejszych stacji telewizyjnych, przyciągając coraz młodszych widzów, a franczyza Star Treka rozprzestrzeniła się na książki i komiksy. Później powrócił w licznych filmach, serialach i ostatnio nowej wersji kinowej, która wykorzystuje teorię równoległej rzeczywistości.

Reklama

Oryginalny Star Trek w dużej mierze opierał się na przyjaźni Spocka i Kirka. Ale to Spock – pół człowiek, pół Wolkanin (rasa nie okazująca uczuć, kierująca się jedynie logiką) – budził zawsze większe zainteresowanie. Pomimo iż to Kapitan Kirk jest idealnym charyzmatycznym bohaterem – czarującym i przystojnym. I jako zawadiacki dowódca statku U.S.S. Enterprise idealnie wpisuje się w modnego w tamtym okresie (końca lat 60.) buntownika z autorytetem (Bullit, później Brudny Harry i Shaft). Robi to, co uważa za słuszne bez względu na możliwe konsekwencje. Spock z drugiej strony przeczy wszystkim stereotypom konwencjonalnego bohatera. Przede wszystkim nie spełnia klasycznych (ziemskich) norm społecznych ze względu na swoje wolkańskie dziedzictwo, jest chłodny, wykalkulowany, nie rozumie żartów Kirka, a pokładowy lekarz Dr McCoy mocno krytykuje jego „brak emocji". Często porównując go do komputera, co Spock uznaje zawsze za komplement. Logicznie. Pomimo tego lojalność Spocka, jego inteligencja i uczciwość sprawiają, że to on jest najbardziej cenioną i popularną postacią w Star Treku. I jako jedyny bohater serii pojawił się we wszystkich produkcjach tej franczyzy.

W telewizji i filmach długo nie było w ogóle postaci przypominających Spocka. Introwertyczny mądrala, który nie zna się na żartach nie był oczywistym komercyjnym everymanem, z którym widzowie mogliby się identyfikować. Współcześnie jest wprawdzie moda na nerdowate niezręczne postacie jak w Teorii Wielkiego Podrywu, ale przez lata, kiedy było się kimś podobnym do Spocka, było się po prostu outsiderem. A ludzi przypominających go – logicznych introwertyków, którzy zachowują emocje dla siebie i nie zawsze wiedzą jak się zachować w towarzystwie jest całkiem sporo. Temple Grandin – doktor zootechniki i wysokofunkcjonująca osoba z autyzmem, która popularyzuje wiedzę na temat tego „zaburzenia", po śmierci odtwórcy Spocka w 2015 – Leonarda Nimoya – napisała o nim krótki tekst. Opisała, jak Spock pomógł jej zrozumieć swoją inność dzięki temu, że mogła się identyfikować z jego postacią i jego logicznym podejściem. Podobne przemyślenia mogą mieć osoby z całego spektrum neuroróżnorodności, niekoniecznie autystyczne, które wykazują podobne cechy. Unikają grupowych aktywności i kierują się rozumem.

Reklama

Moje pierwsze doświadczenie, kiedy zrozumiałam, że wyrażam emocje inaczej niż inni, miało miejsce na początku podstawówki. Zimą przed szkołą na boisku robiono lodowisko i na wuefie jeździliśmy na łyżwach. Pamiętam, że którejś takiej zimy, może w trzeciej klasie podczas zabawy na lodowisku z koleżankami, jedna z nich przewróciła się. Starając się uniknąć zderzenia, podskoczyłam nad nią. Moje łyżwy były może kilka centymetrów nad jej dłońmi, ale nikomu nic się nie stało. Uniknąwszy wypadku odjechałam, żeby zrobić kolejne kółko, co spotkało się z niezrozumieniem wszystkich dziewczynek, które rozemocjonowane przeżywały niedoszłą stłuczkę. Przez następny tydzień jeszcze wypominały, że nie miałam żadnej emocjonalnej reakcji na całe zdarzenie. Co wydało mi się zupełnie nielogiczne, bo przecież nic się nie stało. Po latach kiedy po raz pierwszy oglądałam Star Treka, zrozumiałam w końcu całą tę sytuację i inne, podobne: po prostu jestem Spockiem! A Dr McCoy, który wypomina mu, że jest bez serca zachowuje się jak koleżanki z podstawówki.

Przez długi czas myślałam, że coś jest ze mną nie tak i powinnam się zmienić. Dostosować się do norm zachowania innych – opowiadać w szczegółach o swoich życiu, plotkować, dużo się spotykać z ludźmi, przebywać w dużych grupach. Ale wychodziło mi to wyjątkowo niezdarnie. Kiedy jest się młodszym – szczególnie nastolatką lub nastolatkiem, cały świat krąży wokół emocjonalnych relacji i kiedy nie spełnia jakichś „norm" zachowania, jest się na marginesie.

Reklama

Dlatego do dwudziestego-któregoś roku życia czułam się jakbym była z innego świata. Obcej planety, na której funkcjonują zupełnie inne obyczaje i których tutaj nikt nie pojmuje. Dopiero terapeuta uświadomił mi, że nie ma w tym nic złego i te światy mogą istnieć równolegle obok siebie.

Wszyscy ludzie czasem kierują się logiką, innym razem emocjami, wynika to z ich natury. Niektórzy po prostu częściej zostają przy logice, bo to w niej znajdują komfort i tak funkcjonuje ich mózg. Są osoby, które energię czerpią z samotności i pozyskiwania wiedzy, a niekoniecznie ze stałych aktywności grupowych, które są tak naprawdę społecznymi rytuałami. Nie wszyscy potrafią zagadywać tym bardziej, jeśli nie widzą w tym sensu. Ma to swoje towarzyskie konsekwencje – ludzie często mylą powściągliwość z nieuprzejmością i wywyższaniem się, a logiczne podejście jako docinki.


Najlepsi w kosmosie. Polub nasz nowy fanpage VICE Polska


Spock według psychiatrów jest idealnym wzorem do naśladowania dla osób o podobnych nieneurotypowych cechach jak on. Jest także pozytywnym przykładem dla osób, które mogą mieć problem ze zrozumieniem takiego zachowania. No i pozwala takim introwertycznym wszystkowiedzącym sztywniakom i sztywniarom jak ja, pokazać się w bardziej pozytywnym świetle. To ważne szczególnie dla tych, którzy mają problemy ze znalezieniem swojego miejsca w społeczeństwie i rezygnują celowo z jakiejkolwiek partycypacji w lęku przed niezrozumieniem swojego wolkańskiego zachowania. Dzięki Spockowi wiemy jak „żyć długo i pomyślnie".