FYI.

This story is over 5 years old.

muzyka

​GWAR – Ostatnie Starcie

GWAR wpadł w świat buszującej młodzieży niczym bomba biologiczna, przynosząc ze sobą hektolitry spermy, krwi, fekaliów i innych rozmaitych wydzielin

Zdjęcie: Flickr/Montecruz Foto

Przybyłym z odległej galaktyki barbarzyńcom, na najbardziej zapyziałej plancie w kosmosie, wytoczono proces. Proces tyleż kuriozalny co bolesny. Ojciec najpotężniejszego spośród nich — wiecznej pamięci Oderusa Urungursa – oskarżył krwawą szajkę o kradzież prochów poległego bohatera. Do „Dołu Niewolników" słał ów śmiertelnik liczne pisma, świstki — zdawać by się mogło, grożąc, iż długa, zgrzybiała ręka ziemskiej sprawiedliwości schwyci ich przechlane gardła i zakończy niczym nieskrępowaną orgię mordu. GWAR nie uląkł się jednak jadowitych słów sfrustrowanego starca i z delikatnością przez nikogo nieoczekiwaną wydał oświadczenie, jakoby ostatnim czego mogliby się dopuścić, byłoby sprzeniewierzenie się woli umiłowanego lidera.

Reklama

GWAR to kapela legenda. Święcący swe największe tryumfy w latach 90 zespół metalowy zasłynął obrazoburczą, niesmaczną, do granic przegiętą estetyką i mocnym brzmieniem. Choć pochodząca z Richmond w Virginii ekipa nagrała 13 long play'ów i do dziś ma oddaną rzeszę fanów słuchających zapamiętale ich kompozycji, to nie dzięki muzyce barbarzyńcy wryli się w popklutrowe cielsko współczesności. Krwawe ślady pozostawił ich do bólu konsekwentny wizerunek sceniczny, którego znakiem rozpoznawczym są bombastyczne, groteskowe kostiumy. Sam Oderus Urungus, a właściwie tragicznie zmarły w marcu 2014 roku Dave Brockie, został w 1992 aresztowany przez policję z tytułu obnoszenia się ze swoją „Mątwą Cthulu", czyli gargantuicznych rozmiarów uzębionym fallusem.

Zdjęcie: Flickr/Montecruz Foto

Początki kapeli sięgają zamierzchłych lat 80 (GWARowa „mitologia" oczywiście sięga eonów wstecz, gdy to zesłani za karę na Ziemie wszechpotężni awanturnicy, byli jeszcze pupilami tzw. „Władcy"), gdy heavy metal nosił jeszcze nastroszone pióra. GWAR wpadł w świat buszującej młodzieży niczym bomba biologiczna, przynosząc ze sobą hektolitry spermy, krwi, fekaliów i rozmaitych innych wydzielin właściwych rasie kosmicznych najeźdźców. Założywszy wspomniany we wstępie „Slave Pit" (studio zjawkowo-nagraniowe przywodzące na myśl warholską Fabrykę, tyle tylko, że zamiast puszek po zupce Campbella na podłodze walały się wiaderka odciętych ludzkich członków w marynacie z cracku), poczęli czerpać inspirację ze wszystkich najniższych kulturowych odpadków. Skojarzenie z popartem nie jest zresztą przypadkowe, bowiem istotnie, teatralny styl grupy mieści się w komiksowo-kreskówkowej konwencji. Prawdopodobnie tym należy tłumaczyć fakt nieunikania przez GWAR epizodycznych chałtur w mainstreemowych mediach amerykańskich. Mimo niesławy, jaką zespół (w osobie Urungusa i Beefcake'a the Mighty'ego) miał się okryć odwiedzając stuprocentowo mieszczański talk-show Joan Rivers, nie sposób zapomnieć urokliwego w swej trafności określenia, jaką prowadząca zapowiedziała swych gości, nazywając ich „Nastoletnimi Żółwiami Ninja na LSD". Zresztą, przyjęty model marketingowy to także skądinąd żelazny skutek przyjętych przez chłopaków z Richmond kreacji scenicznych. GWAR gardzi swą skupioną na konsumeryzmie ludzką publiką, z którą gdyby niewyczerpanie spowodowane przez intergalaktyczne boje, dawno by skończył. Jednak prawdziwą nienawiścią (oprócz regularnie na scenie upokarzanych polityków i celebrytów) zieje do artystów zarabiających więcej od nich.

Zdjęcie: Flickr/Montecruz Foto

Przedawkowanie heroiny przez frontmana zespołu, a zarazem ostatniego spośród jego członków-założycieli, było dla GWARu ciosem potężniejszym niż jakikolwiek z dotąd wymierzonych. Nie mniej ponadczasowi wojownicy podnieśli się i grają dalej. Rytualne spalenie kostiumu Oderusa Urungusa podczas jednego z cyklicznych GWAR B – Q miało stanowić wyraz najwyższego hołdu dla utraconego przyjaciela. Jego imieniem nazwano fundację mającą w zamyśle promować młodych artystów oraz zebrać środki potrzebne, na postawienie w Hollywood Cemetery pomnika Dave Brockiego. William Brockie – ojciec, oskarża jednak kapele i jej menagera o nielegalne przejęcie środków funduszu, praw do wizerunku syna, a także kradzież jego skremowanych zwłok. Dave nie pozostawił ostatniej woli. Nie wiadomo więc na razie, jak zakończy się sprawa „porwanych prochów".