Spowiedź łajdaka

FYI.

This story is over 5 years old.

Varials

Spowiedź łajdaka

Jak Muhammad Ali robisz unik przed łamaniem kości, ołowianą głową i zawartymi w tkance mięśniowej kilogramami

Idziesz ulicą. Przychodzi taka sekunda, a za nią kolejna, gdy wiesz, że musisz coś rozpierdolić, bo inaczej coś rozpierdoli ciebie; połamie ci kości, wypełni głowę ołowianym ciężarem, rzuci kilkudziesięciokilogramowe truchło na ziemię jak worek z cementem. Wtedy poczujesz się jak upadający koń bitewnego bohatera, któremu złamano ducha, którego bohater wojenny upada razem z nim. Dlatego postanawiasz coś rozpierdolić. Jak Muhammad Ali robisz unik przed łamaniem kości, ołowianą głową i zawartymi w tkance mięśniowej kilogramami. Robisz ten unik i rozpierdalasz.

Wyprowadzasz pierwszy cios w bariery zapoznawcze. Postanawiasz zaprzyjaźnić się z elementami miejskiej infrastruktury. I widzisz, że ten wagon na peronie jest taki oporny, że się nie dogadacie i w ogóle. Bierzesz kawałek gruzu, rzucasz ze świstem. Padają dwa wrogie obozy, bo z dwóch okien sypie się skruszona szyba. Kolejne uderzenie trafia w drzwi. Estetyka wgięcia wydaje ci się nieatrakcyjna. Nuda. Zaczynasz odchodzić. Wybiegasz. Kontrolnie rzucasz okiem na monitoring. Kamery eksplorują każdą oś. Widzisz, że ten film ma już kilku widzów, kino się wypełnia. W reżyserce szukają kolejnych aktorów, ale tobie będzie dziś po prostu łatwiej uciec samotnie. Oddalasz się w głębokim mroku, z daleka słysząc stukot kroków strażników biegnących po płycie dworca.

Uświadamiasz sobie, że adrenaliną się nie nakarmisz, zwyczajnie nie została ci przed chwilą dostarczona. Nie ma wstrzyknięcia. Jej głód to twój silnik. Zamykasz oczy i teraz czujesz się, jakbyś był w tajdze, a twój jedyny rynsztunek to psi zaprzęg i wysuszone wiewiórki. Dosiadasz zaprzęgu. Wydajesz z siebie atawistyczne jęki, psy podłapują korbę. Zapierdalasz przed siebie, przegryzając wiewiórkę. Lodowaty śnieg masakruje ci skórę, patrzysz do przodu, żeby znaleźć cel nocy.

Otwierasz oczy. Suche od miejskiego kurzu powieki wznoszą się powoli. Dostrzegasz stojący pod starą stacją benzynową automat z napojami. Jego blask oślepia cię, zawłaszcza twoją koncentrację jak silny narkotyk. Idziesz tam, wrzucasz dwójkę. Zabierasz puszkę coli, wręczasz ją spragnionej życia stojącej kawałek dalej pani od obwarzanków. I taki byłby koniec epizodu.