FYI.

This story is over 5 years old.

Newsy

Taryfa strajkowa

Taksówki kontra przewozy - ich konflikt o panowanie w mieście trwa dalej, a my porównujemy komfort przejazdu

Trwa wojna. Bardziej jednostronna frustracja, ale nadal wojna. Przynajmniej według strony poszkodowanej. Chęć walki wzrasta z każdym nowo przybyłym wrogiem. Mimo tego, że ów wróg nie miał do agresora żadnego problemu, zanim ten nie zaczął sporu. Dzieje się to w środowisku taksówkarskim. Spór pomiędzy „Cierpami" a Przewozami (a dokładniej problem taksówkarzy do przewozów) rozrósł się do rozmiarów strajku rolników przed Ministerstwem Rolnictwa w Warszawie.

Reklama

Efekt tych akcji był oczywisty — przewozy zaczęły przedstawienie, parodiujące zachowania taksówkarzy. Na Facebooku odbijają oni zgrabnie piłeczkę poprzez dodawania zdjęć, na których ładnie widać jak taksówkarze łamią przepisy itd.

Co widzimy jak słyszymy „taksówkarz"? Jasne, że pana około 56 lat, z wąsem, w kamizelce z mnóstwem kieszonek (taka rybacka trochę), w "wygodnych" butach, z mnóstwem Wunder-Baumów i odświeżaczy za lusterkiem i przy dmuchawach. Samochód? Stary Mondziak combi lub Nubira. Najczęściej granatowa lub wiśniowa. W środku capi koralikowymi nakładkami na siedzenie i wcześniej wypalonym szlugiem, z którego dym stopniowo wsiąka w siedzenia samochodu od 10 lat. A nad wszystkim, niczym wyrocznia, widnieje tabliczka: 2,20 zł/km. Ok, wsiadamy, jedziemy, cierpimy wraz z naszym kierowcą. Rozglądamy się po samochodzie, upewniamy się, czy choinka jest cytrynowa, czy "morska". Szyby zaparowane, śmierdzi, duszno a kierowca do tego ciężko sapie. Przez chwilę przechodzi przez naszą głowę wątpliwość, czy istnieje coś takiego jak kontrola czystości. I się zaczyna: "Bo te przewozy to nam kurna robotę zabierają". I od razu mamy nadzieję, że droga w niewytłumaczalny sposób skróci się do minimum. Gdzieś pomiędzy narzekaniem na pogodę a prywatnymi wywodami odnośnie do polskiego prawa nieśmiało pytamy, czy możemy uchylić okno. "Uchylaj pani!". No bardzo miło i sympatycznie. Dojeżdżamy i słyszymy: „34 wyszło". Dajemy mu cztery dychy a on na to, że nie ma wydać. No i co zrobisz, jak nic nie zrobisz — zostawiasz mu te pieprzone 6 złotych, z których równie dobrze mógłbyś kupić sobie ciastko na pocieszenie.

Przewóz jest bardziej tajemniczy. Nigdy nie wiesz, jaki samochód po ciebie podjedzie, jaki będzie kierowca, i czy to w ogóle będzie kierowca, a nie ktoś podszywający się pod niego, mający zamiar "ukraść" cię na organy. Istnieje jeszcze ten moment, jak dzwoni do ciebie z nieznanego numeru i słyszysz tylko: "Czarna Vectra, 5 minut, od klatki" Adrenalina trochę skacze… Zaraz po wejściu widzimy aplikację na widocznym telefonie i już czujemy się trochę bezpieczniej. Kierowca, zazwyczaj młody łepek spod Warszawy/Łodzi etc., słucha Eski, jeździ tanim samochodem i czuje się trochę jak prywatny kierowca całego miasta. Taki cwaniaczek. Samochód czasem zadbany, czasem nie. Czasem wygodny, a raz rzęch. Tylko kiedy płacisz 1,20 zł za km, to sytuacja, kiedy podjeżdża Tico, jest po prostu zabawna, a nie dramatyczna, jak to w przypadku koralików na siedzeniach.

Taksówka musi mieć licencje, żeby być taksówką. Przewóz nie musi, żeby być przewozem. Jest na to kilka sposobów. Wystarczy oznajmić, że założyłeś centrum psychoterapii mobilnej czy firmę chroniącą mienia. Taki kierowca w momencie, gdy zada pytanie klientowi: "Jak panu minął dzień?" staje się psychoterapeutą. Paranoja? Tak. Ale kruczek polega na tym, że ów psychoterapeutą może być każdy (Inna sprawa z psychologami czy psychiatrami). Z ochroną mienia sprawa jest tak samo nonsensowna. Wystarczy, że masz gotówkę przy sobie, a twój kierowca staje się twoim ochroniarzem. Wychodzi na to, że jeżdżąc codziennie przewozami, masz szansę się wyleczyć z chorób psychicznych i z panicznego lęku przed otaczającym cię światem. Bosko. To może rower?