FYI.

This story is over 5 years old.

muzyka

​Whiplash według muzyka cz. 3

"Gra się dla dziewczyn! Jak dziewczyn nie ma na widowni, nie ma koncertu"

Zdjęcie via

„Whiplash" cały czas bije rekordy popularności, wywołując jeszcze więcej kontrowersji, budzi emocje i zadaje pytania o istotę grania muzyki. Co prawdziwego, lub zafałszowanego przedstawia film? Kto lepiej odpowie na te pytania niż muzycy…

Gdzie są granice poświęcenia?

Ocena zachowania Andrewa jest bardzo złożona. Nie do końca wiemy, czy to miłość do perkusji determinuje jego zachowanie, czy może bycie najlepszym wypływa z postawy otoczenia. Cokolwiek to jest, może doprowadzić do szaleństwa. Mirza Ramic, połowa bostońskiego duetu Arms and Sleepers, całe życie obserwował motywację muzyków. Jego matka jest nauczycielką gry na fortepianie. Zna skrajne przypadki, wie, że bycie muzykiem to nieustanne zaangażowanie, mnóstwo pracy i częstych poświęceń. Ale… zna ten świat od podszewki, a to nie pozwala mu zaakceptować postawy bohatera:

„Jeśli 'najlepsi' w prawdziwym życiu mogą mieć dziewczyny, żony i rodziny, to na pewno Andrew w Whiplash także mógł mieć".

Reklama

Kolejny problem w filmie, stanowi odrzucenie przez muzyków „normalnego" świata. Skąd wziąć siłę do tworzenia muzyki, jeśli dla niej poświęcamy relację rodzinne, partnerskie – gdzie wtedy szukać inspiracji? Scena zerwania z dziewczyną wydaje się najbardziej naciągana. Z perspektywy wielu muzyków jest zupełnie odwrotnie. Jan Młynarski bardzo szczerze i otwarcie przyznaje się, że w obronie jej prawdziwości, może pójść na każdą słowną wojnę:

„Ten wątek jest bardzo archetypiczny i jestem w stanie w każdej dyskusji tego bronić. Każdy kto się z tym nie zgadza, nie jest w stanie sam, przed sobą przyznać się, a co dopiero przed innymi. Gra się dla dziewczyn! Jak dziewczyn nie ma na widowni, nie ma koncertu. Ten chłopak robi coś wyjątkowego. Wyobraź sobie trzech szesnastolatków – jeden z nich gra na perkusji, dwóch pije piwo, chodzi na imprezy i nie wie co będzie robiło za 4 lata. Ten, który bębni jest postrzegany przez laski jako wyjątkowy i on o tym wie. Wie też, że jego dziewczyna jest wspaniała, uwielbia ją i wie, że może każdy chciałby ją mieć. Tylko ma to poczucie, które ja miałem milion razy w życiu - przez co rozpadały mi się młodzieńcze związki – będąc z nią ma poczucie traconego czasu. I cały czas ją zdradza z instrumentem".

Tego samego zdania jest Robert Alabrudziński, niejednokrotnie słyszał o takich historiach, które stanęły na drodze do bycia doskonałym muzykiem:

„Nieudane związki przez pasje nie są oderwane od życia. Nie chodzi nawet o muzykę, bo to może być w świecie sportu, ale każdy słyszał o takich historiach. To jest życiowe. Często takie osoby mają inne proporcje w życiu, inaczej je dzielą z pasją, mają różne aspiracje. Zrozumienie takiej osoby i jej decyzji nie jest łatwe. Znalezienie w tym wszystkim kompromisów jest kluczowe. Często te związki rozpadają się, bo taki człowiek nie jest w stanie dzielić swojej energii na pracę i związek jednocześnie".

Reklama

Na poświęcenie także zwraca uwagę Bajzel. Rozumiesz je, jeśli poważnie podchodzisz do swojej pasji. A to już nie są pojedyncze przypadki, a historie znane nawet z opowieści o tych największych:

„Każdy poważny muzyk traktujący swoją pasję serio prędzej czy później musiał z czegoś zrezygnować. Bez pełnego poświęcenia nazywa się to hobby. Nawet The Beatles wyjechało z Liverpoolu, który nie jest małym miastem, do Hamburga - by grać tysiące godzin muzyki po burdelach. Zrobili to razem, to świadczyło o ich poświęceniu i ukierunkowaniu się na przyszłość. Polskie i nie tylko małe miejscowości są usrane talentami, którym się dupy nie chciało ruszyć za swoją pasją".

Poświęcenie Andrew wydaje się mijać ze zdrowym rozsądkiem. Igor Szulc opowiedział historię o własnej ścieżce edukacyjnej, która muzycznemu laikowi może nie mieścić się w głowie. Można tylko zapytać, jaki jest sens tak wielkiego poświęcenia:

„Dążenie do perfekcji to samotna droga. Często cierpią na tym związki, relacje rodzinne, w ogóle relacje społeczne, bo zamieniasz się w zamkniętego w sobie odludka. Mówi się, że muzycy i artyści mają spore ego. To fakt bo to właśnie dzięki temu ego mogą wyjść na scenę i „obnażyć" się przed widownią, poradzić sobie z trudnościami w dążeniu do perfekcji i tremą. Do tego wszystkiego potrzeba też dużo czasu, bo nie stajesz się muzykiem z dnia na dzień".

Czy można nauczyć się talentu?

Jest poświecenie, jest pot, są łzy i niesamowita walka z psychiką i swoja fizycznością. W tym wszystkim trzeba odnaleźć talent. Czyli ten nienamacalny pierwiastek, który sprawia, że muzyk jest w stanie podjąć walkę, nie tylko z otoczeniem, ale z samym sobą. Co jeśli go nie mamy? Film nie skupia się na darze od Boga, a na szkoleniu, warsztacie i ćwiczeniach. Widzimy na ekranie gościa, który nawala pałkami po bębnach. Jeśli nigdy nie próbowałeś gry na perkusji, może wydawać się to bardzo proste. Tyle, że sama fizyczność nie wystarcza.

„Jest taki stereotyp, że tak samo jak na podwórku, gdy grasz w nogę to najsłabszy zawodnik stoi na bramce, w zespole taką osobą jest perkusista. Trzeba przez wiele lat znosić uwagi ludzi, którzy tak myślą, a jest dokładnie na odwrót!" – tłumaczy Młynarski.

Reklama

Czy ten instrument jest do wyćwiczenia i do nauczenia? Czy trzeba go w sobie nosić od małego? Nie każdy ma dar od Bozi, czy wtedy mamy zapomnieć o byciu artysta? Dla Noviki podstawą jest odkrycie talentu. Potem trzeba go szlifować, bo wyćwiczyć można umiejętności i samą sprawność. Ale każdy z nas jakiś talent posiada, tylko od nas samych zależy, czy go zdusimy, czy może uczynimy z niego hobby na całe życie. Igor Szulc jest podobnego zdania:

„Wszystko można wyćwiczyć, ale to talent sprawia, że ludzkie rzemiosło, bo tym jest gra na instrumentach, staje się czymś więcej niż tylko wydawaniem dźwięków. Muzyka to emocje, a te trzeba najpierw włożyć między nuty. Trzeba mieć do tego charakter i wiedzę, nie tylko z zakresu muzyki, ale i z wielu innych dziedzin. Trzeba mieć coś do powiedzenia bo inaczej muzyka staje się tylko suchym odtworzeniem nut. A jak wiemy prawdziwa muzyka jest między nutami. Tam najwięcej się dzieje".

Czy można być najlepszym?

Trzeba przyznać, że akcja filmu mogła dziać się w innym środowisku – lekarzy, sportowców, prawników. Bo każdy z nas marzył o byciu najlepszym - czy to w konkursie recytatorskim mając 6 lat, czy pracując na infolinii. Każdy z nas przez swoje marzenia, nie raz musiał przekroczyć granice, poświęcić się dla sprawy, lub nauczyć się żyć z niespełnionymi ambicjami. Ale czy w filmie cena bycia najlepszym na świecie nie jest zbyt wysoka? Przecież i tak, nikt nie ma pewności, że w oczach innych zostanie uznany wybitnym. Tak jak twierdzi Robert Alabrudziński:

„Nie ma najlepszych muzyków świata, są fenomenalni, są rewelacyjni. Czy można precyzyjnie stwierdzić, że ktoś jest najlepszy na świecie? Każdy ma swój pierwiastek oryginalności".

Tak samo jest z tym filmem. Nie dla wszystkich jest najlepszy. Ale posiada pierwiastek oryginalności – który pozwala rozmawiać, stawiać pytania, zmieniać opinie i szukać odpowiedzi. I mimo, że mnie samą doprowadziło to do punktu wyjścia, mam nadzieję, że innych pobudziło do zastanowienia się, jak naprawdę wygląda życie muzyka i nas samych także.