Pilny wyjazd w sprawach rodzinnych, czyli 10-lecie Audioriver Festival

FYI.

This story is over 5 years old.

Festivals

Pilny wyjazd w sprawach rodzinnych, czyli 10-lecie Audioriver Festival

„Zgubiłem swój mózg, jeśli go znalazłeś, proszę go nie zwracać, jestem szczęśliwy" – Łukasz, uczestnik festiwalu

Tekst: Daniel Macidłowski

W jubileuszową edycję festiwalu postanowiłem dowiedzieć się czym tak naprawdę jest Audioriver. Miejsca noclegowe zarezerwowałem już w styczniu, więc pożyczyłem namiot — dwadzieścia kilogramów przestrzeni, w której będę mógł się wyspać. W piątek o godzinie 9:20 razem z Pauliną, wolontariuszką pierwszych edycji festiwalu, wsiadamy do samochodu i ruszamy. W trasie widać ludzi, którzy również zmierzają do Płocka. Nie znajdziesz definicji ich wyglądu w Wikipedii, intuicyjnie rozpoznajesz te szczęśliwe twarze. Moja towarzyszka podróży opowiada mi, jak powstawał festiwal, jak mieszkańcy Płocka z roku na rok stawali się coraz bardziej przychylni wobec fanów muzyki elektronicznej. No przecież zarabiają na tym wielokrotność miesięcznych wynagrodzeń.

„To jedyny weekend w roku, kiedy Płock żyje. Tylko wtedy tu są ludzie" – Klaudia, mieszkanka Płocka

Rok wstecz festiwal skończyłem na Audiopolu, tym razem tam zaczynam, wraz z chłopakami z TipTop, piękne brzmienia i kilka parkietowych kilerów podwoiło, a nawet potroiło ilość bawiących się na piasku osób. Ledwo skończyli i wyruszyłem w drogę.

Po drugiej stronie festiwalu odpływają technołodzie, tylko bramy miasteczka festiwalowego są jeszcze zamknięte. Schody, góra-dół. On Boat już czeka, dotarłem na styk, wchodzę. Dwugodzinny rejs o zachodzie słońca, gdzie o warstwę muzycznych, parkietowych uniesień zadbał Paryss. Wieńczył znany wszystkim utwór Underworld, w którego czasie słychać było okrzyki „nie schodzimy".

Reklama

Jeszcze poszukać znajomych i wchodzimy, bo przecież zaraz gra An On Bast i Crazy P. Łatwo powiedzieć trudniej wykonać. Przez bramki płynie rzeka ludzi, która niczym wodospad, tanecznym krokiem schodzi ze wzgórza do festiwalowego miasteczka. Róisín Murphy, headliner, wyczekiwana przez wielu jednak przyjechała promować nowy album, który jest znacznie delikatniejszy od poprzednich jej wydawnictw i tu również zbyt delikatnie.

Jednak Circus Tent nigdy nie zawodzi, Joy Orbison dał fajny, mocny występ, przy którym można było potupać nóżką. Następnie wrocławski duet Seb & Rodrigezz na scenie Cities. Nigdy się nie zawiodłem ich graniem, a i tym razem przygotowali kilka sztosów. Wędrówek między scenami ciąg dalszy.

Hybrid gdzie emocje sięgają zenitu. Noisia to moim zdaniem najlepszy set piątkowej nocy! Ale zaraz przed nami jeszcze Ben Klock &Marcel Dettemann. W drodze na miejsce ich występu spotykam dwa jednorożce — nie, to nie narkotyczne wizualizacje, tylko ułańska fantazja i przebrania freaków muzycznych. Jednorożce okazały się parą, która poznała się podczas zeszłorocznej edycji, zakochali się w sobie i … ciąg dalszy następuje. Ben i Marcel przejechali muzycznym walcem po Płockiej plaży.

„Wspaniale, byłem tutaj trzy lata temu, w tym roku jest dużo czegoś w rodzaju odlotów. Bardzo mi się to podoba, wspaniały tłum, świetni ludzie, lubię to" – Marcel Dettemann

Koniec pierwszego dnia, pora rozłożyć namiot i położyć się spać, jednak po drodze Audiopole — czyli miejsce, w którym muzyka nie przestaje grać. Namiotu nie rozłożyłem, spałem może dwie godziny, by tanecznym krokiem dalej przemierzać Płock. Sobota to czas, kiedy w dzień nad Płockiem zebrały się czarne chmury, z których luną deszcz jednak to nie zatrzymało muzyki. Wieczorem pogoda się poprawiła i miasteczko festiwalowe zapełniło się ludźmi, emocjami — tętniło. Godzina 23:00, trzy sceny wypełniają się w tym momencie po brzegi, na każdej z nich występuje jakiś muzyczny killer. Główne deski opanowane przez Damiana Lazarusa, w cyrku gra Adam Beyer, a na Hybrydzie pobity rekord ludzi dzięki występowi Kanadyjczyka Tiga. Pierwsza jego trasa koncertowa w wersji live, gdzie zademonstrował wszystkie swoje parkietowe sztosy.

Reklama

„Lokalizacja jest świetna. Głowna scena wygląda imponująco. Znajduje się w opozycji do skarpy, co również zapewne będzie dawało świetny efekt w postaci akustyki. Wokół mnóstwo piasku, to musi być przyjemne, wsłuchiwanie się w dźwięki będąc na piasku. Jesteśmy fanami Polski, byliśmy tu kilka razy, podoba się nam to, z jakim odbiorem się spotykamy, to czym się zajmujemy i cieszymy się, że gramy na Audioriver" – Roni Size Reprazent

Na głównej zaczyna się performance Roni Size Reprezentant, muzyka, światła… BUM! Łamiące żebra połamane beaty i niekończąca się energia. Chwilę później na tej samej scenie pojawia się headliner sobotniego dnia, Underworld. Przepiękny występ, który na długo zapadnie mi w pamięci, szczególnie moment, kiedy usłyszałem pierwsze dźwięki do słynnego „Born Slippy.NUXX" co przeniosło mnie, choć zapewne innych również w euforyczny stan.

„Zgubiłem swój mózg, jeśli go znalazłeś, proszę go nie zwracać, jestem szczęśliwy"– Łukasz, uczestnik festiwalu

Trochę zawiodłem się setem Simian Mobile Disco, ponieważ spodziewałem się więcej energii, a zagrali bardzo delikatnie, jednak zobaczyłem, jak pięknie można zgrać się w czasie wspólnego występu, w ten sam sposób tupali nóżką i bujali się na boczek. Piękny obrazek. Następne chwilę spędziłem na najmniej docenianej, jednak najbardziej ravowej scenie, czyli Wide Stage przy dźwiękach Zenker Brothers. I przyszedł czas na ostatniego seta drugiego dnia festiwalu, Solomun, to nie dj, to inna przestrzeń muzyczna. Na długo zapamiętam jego Foals – Late Night (Solomun Remix) zagrany pod koniec bisu.

Reklama

„Audioriver nadal jest pasją, nadal jest pasją absolutną. To, że udało nam się utrzymać sukces komercyjny nie zdradzając naszych ideałów to jest mega opcja, choć festiwal dalej jest manufakturą" – Łukasz Napora

Dopada zmęczenie, ale przecież jedna z zasad technoturysty to nie rezygnować z afteru. Ponownie udaliśmy się na On Boat. Za konsoletą wrocławski Suck My Bass, na pokładzie multum znajomych twarzy i cudownie spędzony czas. Po zejściu z łodzi ponownie pokonałem schody do góry, następnie w dół. Spełniłem swoje marzenie i wdrapałem się do jaskini, zlokalizowanej w okolicy Wide Stage. Spędziliśmy tam trochę czasu przy dźwiękach dobiegających z Audiopola, Pachanga Boys — Time na tej wysokości smakuje wyśmienicie.

Rada na przyszły rok, po czterdziestoprocentowym roztworze rzeczywistości schodzi się stamtąd gorzej niż na trzeźwo. Znów nie rozłożyłem namiotu, po co ja go w ogóle brałem, zaczynamy 3 dzień Audioriver. Anja Schneider spowodowała, że kolejne wędrówki schodami góra-dół nic nie znaczyły, nie było ważne zmęczenie, liczyło się tylko tu i teraz.

Festiwal dobiega końca, ale przecież Audiopole gra dalej, wpatrzony w gwieździste niebo słuchałem pięknych dźwięków Ten Walls - Walking with Elephants. Cudowne zakończenie pięknego weekendu. Poniedziałek, godzina 9 rano, straż miejska wyłączyła muzykę i miasto Płock wraca do codzienności. Przemierzałem ulice w poszukiwaniu otwartego kebaba, nie znalazłem, puste miasto.

Reklama

Chciałem dowiedzieć się, czym jest ten festiwal i myślę, że mi się to udało. Poznałem Martę, która na Audioriver była pierwszy raz. By przyjechać, powiedziała w pracy, że ma pilny wyjazd w sprawach rodzinnych.

Mr. Lex również pięknie podsumował ten weekend, mówiąc o tym, że jest to czas, kiedy zjeżdżają się z całej Polski wszyscy fani muzyki elektronicznej. Jest to wielkie spotkanie rodzinne. Dla mnie osobiście jest to jak Święta Bożego Narodzenia dla fanów elektroniki. Tu każdy znajdzie coś dla siebie. Przez cały rok z wytęsknieniem czeka się na ten jeden, magiczny weekend w roku.