Jak Ukraina pozbywa się pomników Lenina

FYI.

This story is over 5 years old.

zdjęcia

Jak Ukraina pozbywa się pomników Lenina

Ukraina była kiedyś najbardziej „zaleninionym” krajem świata. W 1991 roku miała 5,5 tysiąca jego pomników; tymczasem w 28-krotnie większej Rosji stało ich tylko 7 tysięcy
Kim Kelly
tekst Kim Kelly
Niels Ackermann
zdjęcia: Niels Ackermann
ZK
tłumaczenie Zuzanna Krasowska

Podobnie jak obywatele wszystkich republik postradzieckich, Ukraińców z ich komunistyczną przeszłością łączą skomplikowane relacje. Przez dziesięciolecia na terenie całego kraju wznoszono pomniki rewolucjonistów: Karola Marksa, Fryderyka Engelsa oraz – przede wszystkim – Włodzimierza Lenina. Do 1991 roku w samej Ukrainie stanęło ponad 5,5 tys. takich podobizn. Nawet pod koniec 2015 roku w wielu miastach i wsiach można było ujrzeć surową sylwetkę Lenina.

Reklama

Po rozpadzie ZSRR radzieckie pomniki stały się przykrym świadectwem minionych dekad. Jeden po drugim zaczęły znikać – z początku po cichu, potem masowo (zwłaszcza po pomarańczowej rewolucji w 2004 roku). Natomiast kiedy w 2015 roku w ramach procesu dekomunizacji ukraiński rząd uchwalił ustawę zakazującą takich posągów, zjawisko to objęło cały kraj. Zapoczątkowało to fenomen określany mianem Leninopadu, czyli masowego obalania pomników Lenina. Dzisiaj w Ukrainie nie stoi już żadna jego podobizna.

Nowobohdaniwka. 30 września 2016 r.

Chociaż już nie na cokołach, pomniki te wciąż znajdują się na terenie Ukrainy. Szwajcarski fotograf Niels Ackermann wraz z dziennikarzem Sébastienem Gobertem postanowili je odnaleźć. Losy zhańbionych radzieckich posągów zostały udokumentowane w ich książce Looking for Lenin (Szukając Lenina), która niedawno ukazała się nakładem wydawnictwa Fuel Publishing.

Projekt Ackermanna i Goberta można potraktować jako interesujące spojrzenie na polityczne oraz kulturowe konsekwencje procesu dekomunizacji. Zdjęcia przedstawiające podobizny Lenina pozbawione głowy, pomalowane w ukraińskie barwy narodowe lub nawet przebrane za Dartha Vadera stanowią niezwykły obraz. Oto Lenin, przywódca bolszewików i ojciec rewolucji, w setną rocznicę październikowego przewrotu stoi w opuszczonym magazynie, zapomniany i wzgardzony niczym bezużyteczny grat. Autorzy projektu chcieli również uchwycić pewną złowieszczą aurę, która do dziś otacza zbezczeszczone pomniki. W połączeniu ze świadectwami świadków, fotografie te stanowią intrygujący i tragikomiczny głos w dyskusji o tym, w jaki sposób Ukraińcy postrzegają własną historię.

Reklama

Skontaktowałam się z Ackermannem i Gobertem, aby porozmawiać o radzieckiej nostalgii, związku między architekturą a władzą, a także o tym, czy takie pomniki można w ogóle postrzegać w oderwaniu od historii.

Wieś Korżi stara się sprzedać swój pomnik za 15 tys. dolarów (56 tys. zł), aby opłacić remont tamtejszego przedszkola oraz szkoły. Cena jest wysoka, a kupców brak. Lokalny mechanik, który odpowiada za sprzedaż, przewiduje, że będzie musiał oddać posąg na złomowisko. Dostanie wtedy niecałe 3 tys. dolarów (11 tys. zł). 5 czerwca 2016 r.

VICE: Co zainspirowało was do zajęcia się takim tematem?
Niels Ackermann: Ma to swoje korzenie w wydarzeniach na Majdanie, kiedy to 8 grudnia 2013 roku protestujący obalili pomnik Lenina na Placu Besarabskim w centrum Kijowa. Stało się to symbolem słabości dawnego reżimu, a inni szybko poszli w ślady demonstrantów. Zapoczątkowało to viralowy ruch Leninopad – wygugluj hasło „#Leninopad" i zobacz, jakie ciekawe wyniki wyskakują na YouTubie czy Twitterze. Byłem tam i na własne oczy widziałem, z jaką siłą ludzie uderzali w obalony posąg. Z jednej strony chcieli go zniszczyć, ale jednocześnie pragnęli zabrać ze sobą jakąś małą pamiątkę; trochę przypominało to upadek muru berlińskiego. Jednak pomnik został wykonany z kwarcytu, czyli tego samego materiału, z którego zrobiono Mauzoleum Lenina w Moskwie oraz grób Napoleona w Paryżu. To niezwykle wytrzymały surowiec, więc udało im się odłupać jedynie niewielkie fragmenty. Mimo to następnego dnia na placu nie było już żadnego śladu po Leninie. Właśnie dlatego zaczęliśmy z Sébastienem nasze śledztwo – chcieliśmy znaleźć ten pomnik. Zadanie okazało się na tyle trudne, że do dzisiaj nie udało się nam go zlokalizować. Na szczęście w trakcie naszych poszukiwań odkryliśmy mnóstwo innych podobizn.

Reklama

Sébastien Gobert: Pozwoliło nam to zapomnieć o rewolucji i wojnie, którą wcześniej relacjonowaliśmy. Mogliśmy również przyjrzeć się różnym ukraińskim problemom z zupełnie innej perspektywy – bardziej interesującej i mniej krwawej.

Dlaczego zdecydowaliście się skupić akurat w Ukrainie?
Gobert: Ukraina jest szczególnie ważna dla tego projektu z dwóch powodów. Po pierwsze, w maju 2015 roku rząd oficjalnie ogłosił dekomunizację. Wykorzystywanie jakiejkolwiek radzieckiej symboliki stało się nielegalne (podobnie jak w wielu krajach prawo zakazuje używania nazistowskich symboli). W związku z tym wszystkie pomniki musiały zniknąć. To właśnie drugi powód: Ukraina miała niegdyś najwyższy poziom „zaleninienia" na świecie. W 1991 roku w kraju stało 5,5 tysiąca pomników, podczas gdy w 28-krotnie większej Rosji było ich zaledwie 7 tysięcy. Oficjalnie w Ukrainie ma już ani jednego posągu Lenina. Nasza praca polega właśnie na tym, aby przyjrzeć się procesowi dekomunizacji: jak postrzegają go obywatele kraju? W jaki sposób jest przeprowadzany i co może nam to powiedzieć o tym państwie?

Ta dwumetrowa głowa Lenina wcześniej znajdowała się w Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej im. W. I. Lenina. Obecnie stoi w składziku ze środkami czystości. Mimo zapewnień władz o skażeniu materiału, posąg wcale nie jest radioaktywny. 6 października 2016 r.

Niektóre z twoich fotografii są wręcz groteskowe, zwłaszcza te przedstawiające bezgłowy tułów pozostawiony samotnie na łące czy popiersie wystające znad góry zabawek. Co tobą kierowało podczas kadrowania zdjęć?
Ackermann: Jestem fotoreporterem i moim celem jest fotografowanie rzeczy takimi, jakimi są w rzeczywistości. Teraz, kiedy ciągle słyszymy o różnych skandalach związanych z retuszowaniem i inscenizowaniem zdjęć dokumentalnych, jeszcze bardziej zależy mi na pełnej obiektywności oraz na braku jakiejkolwiek ingerencji w przedstawiony obraz. Bardzo staram się robić poruszające i piękne ujęcia, ale nigdy bym w tym celu niczego nie przestawiał. Kiedy ludzie pokazują nam swoje pomniki, bardzo często prosimy, aby niczego nie dotykali. To ważne, żeby pokazać prawdę o tych podobiznach; ich rozpad, porzucenie, ale czasem i gloryfikację. To niezwykle ciekawe doświadczenie zobaczyć pomniki, które niegdyś stały w dużych miastach, a teraz leżą w czyimś ogródku niczym zbędne graty. To świetny symbol radzieckiej przeszłości Ukrainy: nigdy o nią nie prosili, ale i tak muszą z nią żyć.

Reklama

Gobert: Innym ważnym elementem naszego podejścia jest to, że nigdy nie oceniamy – nie staramy się ująć tego, co widzimy lub słyszymy, w takich kategoriach jak „dobry" czy „zły". To nie nasza historia. Jesteśmy obcokrajowcami i nie możemy oceniać tego, w jaki sposób Ukraińcy radzą sobie ze swoją przeszłością. My po prostu pragniemy pokazać ludziom pełen obraz sytuacji oraz uzmysłowić światu wielowymiarowość procesu dekomunizacji. Oczywiście wielu może uważać, że zdemontowanie Leninów stanowiło rozsądny krok, ale tutaj nie wszyscy podzielają tę opinię. Poza tym samo rozmontowanie nie rozwiązuje jeszcze bardzo wielu problemów: co się potem dzieje z takim Leninem? Co z nim zrobić? My chcemy pokazać, że ten problem wciąż istnieje.

Szabo w obwodzie odeskim, 21 listopada 2015 r.

W jaki sposób decydowaliście, gdzie będziecie szukać pomników i które sfotografujecie?
Ackermann i Gobert: Korzystaliśmy z każdej nadarzającej się okazji. Czasem wymagało to długich negocjacji, a niekiedy dostawaliśmy zgodę już po pięciominutowej pogawędce. Można powiedzieć, że jedna podobizna przekładała się na mniej więcej tydzień pracy. Pierwsze znajdowaliśmy po prostu wpisując w Google Grafika różne hasła, na przykład „garaż Lenin" po ukraińsku lub „Lenin [nazwa miasta]". Wybieraliśmy najbardziej oryginalne zdjęcie, które zazwyczaj pochodziło z artykułu poświęconego okolicznościom obalenia danego posągu. Czasem udawało nam się znaleźć informację na temat jego lokalizacji. Jednak bywa ciężko, bo jak na martwego kolesia Lenin przemieszcza się niezwykle szybko. Jego pomniki są przewożone, niszczone, przerabiane, kradzione, sprzedawane… Czasem przyjeżdżamy dosłownie kilka dni za późno. Teraz mamy już rozległą siatkę informatorów, z którymi utrzymujemy kontakt za pomocą mediów społecznościowych. Ludzie zainteresowani naszym projektem piszą nam, gdzie w danej chwili znajduje się jakiś Lenin i pomagają nam się skontaktować z odpowiednimi osobami.

Reklama

Powszechnym zjawiskiem jest to, że każdy ma coś do powiedzenia o Leninie. Ludzie zawsze jakoś reagują na to nazwisko. Jeśli zapytasz o inne elementy sowieckiej architektury, zazwyczaj potrzebują chwili namysłu. Przy Leninie jest inaczej – każdy ma wyrobioną opinię. Oczywiście spotkaliśmy osoby, które traktowały nas podejrzliwie i nie chciały z nami rozmawiać. Na przykład badając sprawę Lenina z Placu Besarabskiego, odkryliśmy, że obecnie znajduje się on w posiadaniu prywatnego kolekcjonera, który go sobie bezprawnie zawłaszczył. W związku z tym jest bardzo ostrożny i mimo wielokrotnych próśb, nadal nie chce z nami rozmawiać.

„Powszechnym zjawiskiem jest to, że każdy ma coś do powiedzenia o Leninie. Ludzie zawsze jakoś reagują na to nazwisko"

Mieliśmy zabawną przygodę z władzami miasta Melitopol, które leży w południowo-wschodniej części kraju. Wiedzieliśmy, że mają trzy pomniki, które zostały rozmontowane i gdzieś zmagazynowane. Poprosiliśmy o zgodę na ich zobaczenie. Dzwoniliśmy, pisaliśmy listy. Postaraliśmy się nawet o wsparcie naszych wysoko postawionych kontaktów. Dwukrotnie tam pojechaliśmy, rozmawialiśmy też z kilkoma urzędnikami państwowymi. Nic to nie dało. Jedyna odpowiedź, którą dostaliśmy, pochodziła z biura rzecznika prasowego miasta: „Nie możemy pozwolić, żebyście zobaczyli naszych Leninów. Wasz projekt nie pokazuje naszego miasta oraz kraju w pozytywnym świetle". Przypomina to trochę radziecką mentalność: fasada musi lśnić, nawet jeśli rzeczywistość jest znacznie mniej kolorowa. Fotografia Lenina, który kurzy się w magazynie, to dla nich hańba. Jednocześnie należy zaznaczyć, że kontaktowały się z nami również osoby, które ochoczo nas do siebie zapraszały: „Mam Lenina, przyjedźcie do mnie, napijemy się herbaty i zrobicie zdjęcia!". Ostatnio mieliśmy taką sytuację w Kijowie.

Reklama

Tepliwka, 26 lipca 2016 r.

Leninopad jest również o tyle ciekawym zjawiskiem, że stanowi on niejako fizyczne zerwanie z przeszłymi ideałami politycznymi. Jak myślicie, dlaczego niektórzy mają taki problem z odrzuceniem tych symboli?
Gobert: Przede wszystkim trzeba pamiętać o różnych silnych czynnikach emocjonalnych, które nie mają nic wspólnego z konkretnymi ideologiami. Mam na myśli zwłaszcza nostalgię za lepszymi czasami, kiedy świat wydawał się bezpieczniejszy, miasta były czystsze, ludzie młodsi, a do tego każdy miał pracę. W Ukrainie, gdzie obywatele byli świadkami olbrzymich zmian i rewolucji, takie emocje są dosyć powszechne.

Mówiąc ogólniej, należy zauważyć, że relacja między architekturą a władzą, a także między pomnikami a obywatelami, to w dużej mierze kwestia zbiorowego poczucia tożsamości. Podczas jednej z naszych prezentacji zapytano nas, dlaczego w Paryżu jedna ze stacji metra wciąż nazywa się „Stalingrad", a do tego nadal istnieją szkoły i ulice imienia Lenina. W takich wypadkach nie chodzi wcale o ideologię, tylko o pamięć polityczną oraz intelektualną. To pamięć o tych, którzy w pewnym okresie decydowali o losach świata i na stałe zajmują przez to miejsce w historii.

Tak też wygląda sytuacja w Ukrainie. Całe generacje używały Lenina jako swoistego markera tożsamości, jako elementu mowy i odniesienia kulturowego. Obalanie pomników Lenina miało sprawić, że zniknie nie on tylko z przestrzeni publicznej, ale i z ludzkiej świadomości. Taki proces zmusza ludzi do ponownego zdefiniowania pewnych odniesień, a to niewątpliwie ciężki i bolesny proces.

Reklama

Polub fanpage VICE Polska i bądź z nami na bieżąco


Czy myślicie, że można bronić tych pomników ich wartością artystyczną? A może są zbyt mocno nacechowane historycznie, aby pozwolić im istnieć w obecnej przestrzeni publicznej?
Ackermann: Na to pytanie również trudno udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Spośród 5,5 tys. pomników postawionych w Ukrainie, większość stanowiła betonowe kopie masowo produkowane w fabrykach, które nie miały praktycznie żadnej wartości artystycznej. Jednak w przypadku tych wykonanych z bardziej szlachetnych materiałów, sytuacja wygląda inaczej. Bardzo ciekawa jest kwestia, którą poruszono podczas jednej z naszych konferencji – ktoś zauważył, że część z radzieckich rzeźb i innych dzieł sztuki już dawno straciła swój politycznych charakter (dotyczyło to przede wszystkim ozdobnych mozaik). Patrzono przez nie jedynie przez pryzmat estetyczny, natomiast ich przesłanie uważano za raczej neutralne. Jednak kiedy rozpoczął się proces dekomunizacji, ludzie nagle uznali je za element radzieckiej propagandy – jedynie dlatego, że powstały w tamtym okresie. Ponownie przypomniano sobie o ich politycznych korzeniach, przez co część uznała, że koniecznie muszą zniknąć.

Ostatnio wybrałem się do Jekaterynburga w Rosji. Ichnia statua Lenina nadal stoi w samym centrum miasta. Jednak jeśli obejrzysz na Instagramie na zdjęcia zrobione na głównym placu miasta, zauważysz, że postać Lenina znajduje się na mniej niż jednym procencie zdjęć. Pomnik rzeczywiście nadal tam jest, ale już nikogo nie obchodzi.

Reklama

W Ukrainie nie było na ten temat żadnych szczegółowych debat. Czasami się zastanawiam, czy usuwając Lenina ze swoich miast, Ukraińcy nie zrobili z niego znacznie ważniejszej postaci niż dotychczas.

Album „Looking for Lenin" Nielsa Ackermanna i Sébastiena Goberta możesz kupić na stronie wydawnictwa Fuel Publishing i w innych księgarniach internetowych.

Poniżej możesz obejrzeć więcej zdjęć z projektu:

Tepliwka, 26 lipca 2016 r.

Ukraiński artysta Aleksander Milow przekształcił pomnik Lenina w podobiznę Dartha Vadera. Posąg obecnie znajduje się na terenie fabryki na przedmieściach Odessy. 12 listopada 2015 r.

Ten nos stanowił część pomnika Lenina, który swego czasu był największym takim posągiem w Ukrainie. Pierwotnie stał w Charkowie, ale zdjęcie zrobiono podczas instalacji Jewheniji Biełoruseć „Let's Put Lenin's Head Back Together!" („Złóżmy z powrotem głowę Lenina!"). Kijów, 5 lutego 2016 r.

Prywatny kolekcjoner zgromadził sporo radzieckich pomników, z czego 12 to podobizny Lenina. Przechowuje je w swoim magazynie razem z materiałami, które wykorzystuje w pracy (jest szklarzem). Charków, 2 lutego 2016 r.

Głowa Lenina z Dniepropietrowska została przekazana miejskiemu muzeum. Obecnie trzymana jest w magazynie, ponieważ instytucji brakuje środków potrzebnych do jej wystawienia. Dniepropietrowsk (obecnie Dniepr), 13 listopada 2015 r.

Zaporoże, 31 marca 2016 r.

Słowiańsk, 15 września 2015 r.

Nacjonalistyczna organizacja „Sokół" twierdzi, że usunęła wszystkie pomniki Lenina w promieniu 100 kilometrów od Krzywego Rogu. Chcą je sprzedać, by opłacić opiekę medyczną dla ich przyjaciela, który został ranny w walce z prorosyjskimi separatystami w Donbasie. 8 czerwca 2016 r.

Magazyn w Charkowie, 2 lutego 2016 r.

Magazyn w Charkowie, 2 lutego 2016 r.

Krzemieńczuk, 30 marca 2016 r.