FYI.

This story is over 5 years old.

Kultura

Piękna, droga i lamerska sztuka, którą zobaczyłem na Art Basel

To już trzeci raz, kiedy VICE wysłał mnie na Art. Basel. W tym roku było trochę do dupy. Przez cały tydzień lał deszcz i wielu fajnych ludzi postanowiło nie ruszać się z mieszkań

Wszystkie zdjęcia wykonał Nick Gazin

Grudzień. Miami, jak co roku, wypełnia się licznymi targami sztuki, a ja przybywam na miejsce, aby zrozumieć co tam się wyprawia. Główną atrakcją jest Art Basel, którego pierwsza odsłoina odbyła się w 1970 r. w Szwajcarii. Art Basel Miami Beach wystartował trzynaście lat temu, dając tym samym początek około 20 pomniejszym wystawom, koncertom i całej reszcie przeróżnych iwentów. Impreza umożliwia artystom z całego świata spotkanie się w fajnym, ciepłym miejscu oraz pomaga w uniknięciu wysokich podatków za drogie dzieła sztuki.

Reklama

Art Basel jest jednocześnie wspaniałe i okropne. Wyobraźcie sobie taki artystyczny mikrokosmos wraz ze wszystkimi zaletami i wadami. Każdego roku przybywam na miejsce – w ucieczce przed zimową depresją – dokumentuję je, a następnie przekazuję wszystkie informacje czytelnikom VICE. Liczę, że czytając ten artykuł, poczujecie się jakbyście byli tam ze mną.

To już trzeci raz, po odsłonach z 2012 i 2014, kiedy VICE wysłał mnie na Art Basel. W tym roku było trochę do dupy. Zawsze panuje tam nieco lamerska atmosfera, ale przez cały tydzień lał deszcz i wielu fajnych ludzi postanowiło nie ruszać się z mieszkań. Znajomi tworzyli anty-wystawowe memy, policja zastrzeliła półnagiego rabusia, a pewna pani dźgnęła inną panią. Sam teraz (z grypą) żałuję, że nie zostałem w tym roku w domu. Oto, jak przebiegł tydzień:

Środa

Deszcz żegnał mnie, kiedy wylatywałem wieczorem z Nowego Jorku i przywitał mnie w Miami. Fatalna pogoda w NY opóźniła mój lot, a ja, już po raz trzeci z rzędu, przegapiłem imprezę u Jeremy'ego Scotta. Czy kiedykolwiek uda mi się go poznać? Dziewczyna, która mnie gościała, wróciła stamtąd przemoczona, razem z ludźmi z Misshapes i parą nowych szpilek projektu Scotta (miały ozdoby wentylów od piłek plażowych).

Następnie upaliliśmy się razem z Leigh Lezark oraz Gregiem Mishką (szefem Mishka) i obejrzeliśmy Disorderlies na VHS-ie. To był bardzo mocny seans.

Czwartek

Dramatyczna obsługa jest znakiem rozpoznawczym lokali w Wynwood. Zaszedłem do Panther Coffee, gdzie byłem świadkiem sytuacji jak jedna z kelnerek coś upuściła – na co druga zaczęła krzyczeć na gości, by jej nie stresowali. Później ta sama dziewczyna podała mi espresso w niemytej filiżance. Musieliśmy czymś się zarazić w tym miejscu.

Reklama

Na zewnątrz natknęliśmy się na Cope2, starego grafficiarza z Bronxu. Mój koleżka, Greg Rivera, cyknął mu fotkę i wrzucił ją na instagram, gdzie wszyscy zaczęli wyzywać go w komentarzach od konfidentów i pedofili. Nie mam pojęcia o co chodzi.

Strasznie padało, więc siedzieliśmy w domu, skuliśmy się i włączyliśmy Tapeheads, które oglądałem do czasu, kiedy wyszedłem zagrać set didżejski. Czwartek okazał się niewypałem, jeżeli chodzi o obcowanie ze sztuką.

To David z Flowers of Evil razem z Dee Dee Dum Dum z Dum Dum Girls. Dee Dee i The Crocodiles zagrali w Gramps – najlepszym barze, w jakim byłem w Miami. Ja puszczałem muzykę w przerwach między występami i na afterze. Lało prawie cały czas, ale wieczór i tak się udał.

Piątek

Scope to jeden z największych, ale i najdurniejszych targów sztuki. Można znaleźć tam naprawdę ciekawe okazy, ale nie brakuje też śmieci, które ludzie kupują, aby po prostu postawić na półce „coś fajnego", chociaż wcale nie lubią sztuki.

Większość prac skupia się na motywach bogactwa, broni, mediów społecznościowych, wulgarnych napisów błyskotek i kopiowania znanych artystów.

Poniżej przedstawiam listę sześciu najgorszych prac, na które natknąłem się podczas zwiedzania Scope. Liczę, że nie osiągną sukcesu, dlatego nie ujawniam nazwisk ich twórców, ani galerii, w których się znajdują.

1. Nie mamy do czynienia ze sztuką wysokich lotów, jeżeli ludzie robią jej zdjęcia telefonami. Z reguły dzieje się tak, gdy twórczość jest pozbawiona głębi i można ją zrozumieć bez problemu.

Reklama

2. To robiło furorę.

3. Mike Kelley może nie żyje, ale to jeszcze nie powód, aby zżynać jego patenty.

4. Po co to w ogóle powstało? Większość szkół artystycznych od samego początku stara się wybijać z głowy posługiwanie się tak tanim efekciarstwem. Jak autor tego czegoś tłumaczy to dzieło przed sobą, albo swoimi rodzicami? „Nie, wy nic nie rozumiecie. Drugi człon słowa matkojebca jest do góry nogami. Teraz czaicie?".

5. Łączenie kilku wątków naraz nie jest niczym nowym. Tutaj mamy ogromny, złoty nabój. Niby-ironiczna wypowiedź na temat tego, że przemoc jest spoko, a złoto i diamenty też są spoko.

6. Błagam, dajcie sobie spokój z Gwiezdnymi Wojnami. Uwielbiam je, tak samo jak Rona Englisha. Kiedyś nawet wygrałem konkurs na temat znajomości uniwersum i posiadam masę pierdółek z nim związanych, ale nie róbcie z tego sztuki. Od jakiegoś czasu zalewa nas multum towarów i reklam spod znaku Star Wars. Odpuśćmy to sobie.

A oto osiem dzieł, które najbardziej przypadły mi do gustu:

1. Japońskie płótno przedstawiające kota z łapą wypełnioną odjechanymi wzorami. Mam podobnego futrzaka, tylko że z normalną nogą. Autor: Katsunori Miyagi z Ihshima Fine Art w Tokio.

2. Miniatury wykonywane przez absolwentów architektury mogą się wydawać banalne, ale ja nie zwracam na to uwagi. Uwielbiam i będę uwielbiał domki dla lalek. Autor – Drew Leshko z Paradigm Gallery w Filadelfii. Dzieło nosi tytuł Gniazdo wiewiórek.

Reklama

3. Spalona szynka i ciasto w kształcie flagi autorstwa Celeste Rapone z Elizabeth Houston Gallery. To po prostu dobrze namalowany obraz, pozbawiony oczywistych nawiązań, które mogą spodobać się ludziom bez gustu.

4. Dan Hort Gallery prezentuje oryginalne komiksy – w przeciwieństwie do większości galerii, które publikują totalne kopie klasycznych ilustracje. Oto krótki komiks pt. Gordo, Gusa Arioli. Podoba mi się, że każdy obrazek sprawia wrażenie niepowiązanego z resztą.

5. Portret hokeisty Wayne'a Gretzky'ego, wykonany przez prawdziwego Andy'ego Warhola. Jakimś cudem nigdy nie widziałem go w żadnej książce poświęconej jego twórczości. Wcześniej znajdował się w wiedeńskiej Osme Gallery.

6. Lucy Sparrow wyszyła dwie gabloty wypchanych przyborów higienicznych pt. Jego i jej. W zeszłym roku często widziałem kiepskie próby wystawiania pluszowych wersji popularnych produktów, ale wcale mi to nie przeszkadza. Te pochodzą z Lawrence Alkin Gallery.

7. Słusznych rozmiarów rzeźba/stolik do kawy w kształcie basenu. Wpadł mi w oko, ale prędzej zrobiłbym taki w domu, niż wydał na niego pieniądze. Basen Stołowy wykonał Freshwest Design i również mieścił się w Osme Gallery w Wiedniu.

8. To namalował Olav Mathisen z Galleri Ramjfjord w Norwegii.

Spytałem tę panią o to, czy zauważyła na wystawach jakieś szczególne trendy. Stwierdziła, że w tym roku popularne są niskie rzeźby.

Następnie udaliśmy się wzdłuż plaży w stronę kolejnego targu, pod nazwą Untitled. Tegoroczna odsłona prezentowała się lepiej niż poprzednia.

Reklama

Zdecydowanie najlepszą ekspozycją na jaką natknąłem się przez cały tydzień była ta należąca do Katherine Mulherin (na zdjęciu wraz ze swoim synem i asystentem). Jest właścicielką dwóch galerii, w Nowym Jorku i Toronto. Podobało mi się absolutnie wszystko co wystawiała. Swoją drogą, rodzinne zajmowanie się sztuką ma w sobie pewien urok.

Na miejscu znajdowało się około sześciu dzieł pędzla Krisa Knighta. Motywem przewodnim jego prac były subtelne i odrobinę homoerotyczne portrety mężczyzn w odcieniach różu i niebieskiego. Mogłem patrzeć na nie bez końca.

Znalazło się też kilka rewelacyjnych obrazów olejnych Matta Kleberga. Linie oraz dobór barw – idealne. Bardzo podoba mi się ułożenie smug równolegle do krawędzi płótna, a aluzja drzwi jest bezbłędna.

Świetne, nieduże (10x15cm) i przygnębiające pejzaże Mike'a Bayne'a.

Alex Bierk przygotował kilka prac inspirowanych lipnym graffiti. Tu nie potrafię być obiektywny, ponieważ uwielbiam cegły i mądrości wypisane na ścianach kibli.

Przyjemny obraz Hope Gangloff z Susan Inglett Gallery.

Nowojorczycy z The Hole postanowili urządzić swoją przestrzeń tak, żeby wyglądała jak z Photoshopa. Styl vaporwave w tym roku dawał radę. Do tego szaro-białe kratki (Photoshop) i rzymskie rzeźby.

Devin Troy Strother wystawił kolaże przedstawiające swoje podrygi w studiu. Uwielbiam go.

Nie wiedzieć czemu, aktualnie poszedł w stronę oklepanych neonów. Neony i wydruki na płótnie to najgorsze, co może być. Ludzie okryli, że ktoś może zrobić całą robotę za nich – oto cały trend. Masz więc wszystkie te wydruki i przypunki produkowane w Chinach, dla mnie to strasznie niepotrzebne. Devin wyróżnia się tym, że w jego pracach widząć ludzką rękę. Rzeźby pozbawione świetlówek wyglądały dobrze.

Reklama

Eric Firestone Gallery wystawiła ekstra obraz Jen Stark. Cały poprzedni rok należał do niej.

Wpadłem na Cobrasnake'a i stwierdziliśmy, że wyglądamy całkiem podobnie. Turkusowe spodenki, owłosione ciała, wzrost, czapki z daszkiem i wąsy. Nie wiedziałem czego mam się po nim spodziewać, ale okazał się zajebistym człowiekiem.

To przypomina biblioteczkę w moim mieszkaniu (na mojej znajdują się zabawki z McDonald's). To Szafka autorstwa BGL (galeria Parisian Laundry w Montrealu).

Drapak dla kotów pokryty gipsem. Wewnątrz wyryto napis „Mrrrrr", co jest nawiązaniem do kotów, jak sądzę.

Toilet Paper Magazine wystawił te dywany i rupiecie, które można było nabyć do mieszkania. Podobały mi się wszystkie, ale okazały się za drogie na moją kieszeń.

Miami w pigułce.

Nieodłącznym elementem targów sztuki są kobiety pozujące na tle dzieł, które pasują do ich strojów.

Nie, nie, nie. Nie dam rady patrzeć na sztukę w stylu Star Wars. Zabija to moją sympatię zarówno do Gwiezdnych Wojen, jak i twórczości artystycznej.

W drodze na kolejną wystawę trafiłem na tego przystojnego mięśniaka pozującego do zdjęć z lokalsami. Zapytał, dla kogo robię zdjęcia, więc mu powiedziałem – na co odkrzyknął „VICE wy-mia-ta!" z kciukami w górze.

Aqua to nieduży i przyjemny targ umiejscowiony w dawnym hotelu w South Beach. Prezentuje się bardzo uroczo i nie potrzeba wiele czasu na obejście go. Niestety większość wystaw jest po prostu rozczarowująca.

Reklama

Morton Fine Art zaprezentowała się stanowczo najlepiej spośród galerii w Aqua. Udało im się również przenieść z zaplecza, które okupowali w zeszłym roku, do pokoju w lewym górnym rogu hotelu.

Portret pt. Lustro Vonna Sumnera. Autor wykonał kilka różnych wersji tego obrazu. Nie jestem do końca pewien czemu zawdzięcza swoją nazwę – popularności luster w sztuce czy temu, że wszyscy myślą o lustrach?

William Mackinnon – australijski artysta ze stajni Morton Fine Art. Tworzy wspaniałe pejzaże, które określa mianem autoportretów. Wszystkie sugerują jakąś historię, którą odbiorca może sobie stworzyć. Ten okaz nosi tytuł Wspaniałe wnętrza.

Jeszcze jedna rzecz Mackinnona, Kłopoty mnie znajdą. Znawca jego twórczości powiedział mi, że umieszcza motyw drogi w każdym namalowanym przez siebie dziele.

Whytney Nye, reprezentantka Portland, to kolejna artystka, która dobrze prezentowała się w Aqua. Muszę przyznać, że dużo się tu dzieje. Trzeba wykazać się prawdziwymi umiejętnościami, aby nadać kilku rozmazanym kwadratom takiego wyrazu.

Naturalnie tam również nie mogłem uniknąć lamerskich obrazów w tematyce Star Warsów. Oto Złe nowiny z gwiazd Denisa Michajłowa. Mogliście je nabyć pod warunkiem, że posiadaliście dwanaście tysięcy dolarów i zero gustu.

Publiczność w Gramps podczas piątkowego koncertu Quintron and Miss Pussycat, gdzie również stanąłem za deckami. Quintron spropsował mój wybór numerów, co było oczywiście bardzo miłe, ponieważ każdy lubi dostawać komplementy od osób, które podziwia.

Reklama

Występ zaczął się od zabawnego przedstawienia kukiełkowego o księżniczce poszukującej jednopokojowej kawalerki. Być może niektórzy czytelnicy VICE pamiętają spektakl kukiełkowy Trixie i Tree Trunks z VBS sprzed kilku lat. Miss Pussycat przygotowuje nową spektakl przy okazji każdej trasy, ale ich nie dokumentuje, dlatego można je zobaczyć tylko na koncertach.

Odbyliśmy długą rozmowę na temat tego, czy muzycy powinni nagrywać swoje występy, czy raczej traktować je jako w pełni jednorazowe wydarzenie. Czy zdrowiej ich nie uwieczniać? Czy to źle, że pozostają jedynie w naszych wspomnieniach i opowieściach? Żałuję tych koncertów Miss Pussycat, których nie dane mi będzie zobaczyć, nawet w internecie. Poza tym omawialiśmy artystyczną wiarygodność filmów Disneya.

Po kukiełkach nadszedł czas na występ Quintrona. Powyższy obrazek przedstawia koszulkę z maszyną o nazwie Drum Buddy. Muzyk zaprojektował ją tak, aby umieszczone w niej czujniki światła przerabiały oświetlenie na dźwięki. Wewnątrz cylindra znajduje się żarówka, a jej promienie ulegają zmianie w brzmienie. Dawniej, o ile zgadzał ci się hajs, mogłeś kupić takie urządzenie i zapisać się do Quintrona na lekcje z obsługiwania tego instrumentu w domu Quintrona.

W 2014 r. muzycy otrzymali status artystów-rezydentów od Fundacji Roberta Rauschenberga. To właśnie tam Quintron wpadł na pomysł syntezatora kontrolowanego przez pogodę i nazwał go Weather Warlock. Miss Pussycat wymyśliła za to dmuchaną scenę dla lalek, której rozmiar umożliwiał schowanie do torebki. Mógłbym codziennie modlić się do tej dwójki.

Reklama

Sobota

Wybrałem się do NADA (to znaczy Stowarzyszenie Handlarzy Nową Sztuką).

W tym roku stowarzyszenie przeprowadziło się do hotelu Fontainebleau, w którym Jerry Lewis nakręcił film The Bellboy.

Motywami dominującymi NADA to zawsze materiały, dywany, za duże ubrania, vaporwave i tropikalny szpej.

Oto Taraka i Nimai Larson z obłędnego Prince Rama. Wpadamy na siebie tutaj albo w Scope od ostatnich czterech lat. Kocham te dziewczyny i żałuję, że nie jestem trzecią siostrą Larson.

Dama po lewej nazywa się Chloe Wise i jest słynną artystką. Świetnie maluje i projektuje torebki z bajgli. Wystąpiła również w pretensjonalnym remake'u Grease pt. Greece w roli Danny'ego Zucco. Dawniej pracowała jako modelka w Mishka, a teraz jest najfajniejszą spośród wszystkich mega gwiazd świata sztuki.

Najlepsze dzieła, które widziałem w sobotę:

Kiszone Języki autorstwa Loie Hollowell, Feuer/Mesler.

Rob Thorn wpada na świetne pomysły podczas prowadzenia ciężarówki, a oto jeden z nich. Furgonetki również maluje. Bill Grady Area.

Gigantyczny t-shirt zaprojektowany przez Amandę Ross-Ho z Paramo Gallery w Guadalajarze. Wyobraziłem ją sobie, jak wspięła się po fasoli wprost do domu olbrzyma, skąd ukradła złotą gęś i upaprane farbą ciuchy.

Wielka rękawica i ponownie Amanda Ross-Ho, tym razem wystawiana przez Shane Campbell Gallery. Właścicielowi tych ubrań musi być teraz zimno w rękę i klatę.

Bardzo spodobał mi się, członek Journal Gallery, przemienia się w jedną z prezentowanych zepsutych kukieł.

Reklama

Gigantyczny przedłużacz udostępniony do wspólnego użytku. Jest jedyny w swoim rodzaju i kosztuje tylko 5 tysięcy dolarów. Zabawne, jak jednocześnie upadlał i pomagał uczestnikom wystaw. Autor: Rob Chavasse; galeria Sunday Painter.

Tropikalny szpej ma właśnie swoje pięć minut.

Przesłanie tego obrazu brzmi: „Lubię zabijać małpy".

Futurystyczne wycinanki z metalu również mają się nieźle. Te stworzył Ilja Karilampi, a na co dzień można zobaczyć je w niemieckiej galerii Sandy Brown.

Cegły są aktualnie bardzo modne. Namalowane przez Paula Cowana, znajdują się w Young Art w Los Angeles. Na tym kończy się lista dzieł, które widziałem w NADA.

Po wszystkim poszliśmy z Gregiem Mishką i naszym koleżką z Urban Outfitters, Masonem na przedstawienie pt. Unrealism, w wykonaniu Larry'ego Gagosiana i Jeffreya Deitcha. Tam wpadłem w objęcia mnie z przyszłości.

Słynny malarz Joe Coleman razem z żoną na tle swoich obrazów, nad którymi pracował przez ostatnie osiem lat. Jestem fanem twórczości Colemana, dlatego starałem się go unikać, ze strachu, że przez przypadek powiem coś głupiego i spierdolę dobre wrażenie.

Portrety przedstawiają pełne sylwetki autora oraz jego żony na tle malutkich ilustracji i wpisów o ich miłości, zainteresowaniach i wspomnieniach.

Żaden z nich nie został namalowany wcześniej przemyślany – powstawały całkowicie spontanicznie. Bardzo żałowałem, że nie mieliśmy więcej czasu, ponieważ chciałem dłużej na nie popatrzeć. Zdjęcia nie oddają ich kunsztu w pełni.

Reklama

Wziąłem też udział w zawodach na najlepszy mural, gdzie postanowiłem uwiecznić podobiznę Uncle Ala – legendarnego DJ-a z Miami, zamordowanego w 2001 r. To ten koleś z bródką, po środku. Niestety jego sława nie dorównuje wkładowi, jaki włożył w tworzenie lokalnej sceny muzycznej. Niedowiarkom polecam przesłuchanie The Uncle Al Song.

Samo malowanie okazało się udręką. Starałem stworzyć coś nieprzeciętnego, ale przeszkadzał mi w tym zawodnik przeciwnej drużyny, który rzucał mi puszki pod nogi i notorycznie zamalowywał moją przestrzeń. Kolejna osoba rozlała piwo na moim kawałku ściany, a jakiś dupek skroił moje farby. Siedzenia znajdowały się zbyt blisko ścian, przez co nie miałem wystarczająco dużo miejsca na przyjrzenie się postępom z lepszej perspektywy. Po wszystkim moje żyły nie przestawały pulsować, a moje air maxy nadawały się jedynie do wymiany.

Później napisał do mnie pierworodny syn Wujka Ala – Uncle Al Jr. Pokazał moją wrzutę całej rodzinie i powiedział, że bardzo im się spodobała. Moja twórczość nigdy nie spotkała się z lepszą reakcją.

Elle działała w przeciwnej drużynie. Zajmuje się sztuką uliczną inspirowaną stylem Swoon. Niosłem ją na rękach przez całą drogę na koncert DMX-a, zorganizowany przez Bacardi.

Znakomity artysta Todd James, podczas udzielania rad Leanderowi Capuozzo. Ma na sobie naszyjnik, który podarował mu Gary Panter, zatem wszystko się zgadza.

Publiczność oszalała, kiedy DMX wyszedł na scenę. Nie wiedziałem na co się nastawiać, ale okazało się to jednym z najlepszych rapowych koncertów na jakich byłem.

Reklama

Wszystkim zaczęło odbijać, gdy X zdjął czapkę i osiem razy z rzędu podziękował ludziom za przybycie. Potem przez chwilę przechwalał się, że zaliczył w życiu wiele lasek, ale żadna cipka nie ma podjazdu do miłości, którą otrzymuje od publiki.

Po wszystkim padł na ziemię, zrobił pięćdziesiąt pompek i zaczął krzyczeć „Jesteście tu, kurwa?!", po czym wykonał następny utwór. Pod koniec na scenę wyszedł Swizz Beatz, objął Psa i tkwił z nim w takiej pozie przez dobrą minutę. Pomimo 44 lat na karku, raper prezentował topową kondycję, skacząc po scenie, jak szalony. Dobrze widzieć, że jest w dalszym ciągu w formie. DMX, jeżeli to czytasz, to chcę abyś wiedział, że uważam cię za geniusza i życzę ci jak najlepiej.

Dzień dobiegł końca, a my poszliśmy się zjarać i obejrzeć The Peanut Butter Solution na kasecie.

Niedziela

Tego dnia wreszcie poszedłem na Art Basel – tytułowy targ i główną atrakcję. Tam ponownie wpadłem na Cobrasnake'a. Jego koszula wtapiała się w dywan, więc skorzystał z okazji, aby zakamuflować się przed drapieżnikami.

Dziesięć najgorszych dzieł na Art Basel:

To oczywiste, że telefony komórkowe i social media musiały posłużyć za temat przewodni większości prac. To strasznie dziwne, że korzystamy z urządzeń, które są w stanie umożliwić nam dostęp do wszelkiego rodzaju informacji i kultury, ale zamiast tego wolimy skupiać się na ich samych przedmiotach.

Facet z telefonem, nadrukowany na lustro. Próbowałem przekonać mojego znajomego, Jonah, co do pozytywnych stron technologii sugerując, że smartfony są oknem na świat. W odpowiedzi usłyszałem, że nie są one oknem, lecz lustrem. Przeglądamy wyłącznie te informacje, które odpowiadają naszym światopoglądom i wrzucamy do sieci tylko te fotki, za które zgarniemy kilka propsów.

Reklama

Praca krytyka dla dużego międzynarodowego pisma potrafi czasami być ciężkim kawałkiem chleba. No bo skąd wiadomo, czy ma się do czynienia z dobrą, czy złą sztuką? Jeżeli ktoś pozuje do zdjęcia obok jakiegoś obrazu, to automatycznie oznacza, że jest kiepski. Na początku wydawało mi się, że ten obraz jest niezły, ale potem zobaczyłem dziewczynę, jak robiła sobie przy nim fotki, bo miała kieckę pod kolor. To mówi samo za siebie.

Jeszcze więcej rzucającego się w oczy przepychu. W Goldfingerze jest taka scena, ofiara morderstwa zostaje zgnieciona we własnym samochodzie. Ludzie nie mogli się nadziwić, dlaczego zniszczono nowe auto w celu nakręcenia tej sceny.

Sztuka oparta na tekście jest absolutnie najgorsza. Niektórzy nazywają ją „word artem". Mnie to bardziej przypomina mądrości z naklejek na zderzak albo cytaty z Twittera. Niemożliwe, by nie zrozumieć czegoś takiego – to przeciwieństwo prawdziwej sztuki.

Dzieła opierające się na tekście zdają się powoli przemijać, ale za to wklęsłe, odbijające obraz naczynia nie tracą na popularności. Przyjrzyjcie się temu.

Tutaj wyjątkowo spory okaz.

Ten jest dla odmiany czerwony. Każdy targ na jakim byłem posiadał przynajmniej jeden srebrny talerz tego typu, co oznacza, że bierze się za to wielu „artystów". Każdy jest tak zapatrzony w swoje własne odbicie, że naprawdę wydaje mu się, że lustra rodem z wesołego miasteczka rzeczywiście coś sobą reprezentują.

Reklama

Neony są przeokrutnie słabe. Były, kiedy tworzył je Dan Flavin milion lat temu i pozostały takie do dziś. Nie ma w tym niczego interesującego. Pazłotka, lusterka i świecidełka niech zostaną lepiej na Times Square, nie w galeriach.

Czuję zmęczenie od samego patrzenia się na to. Twórca nie wykazał się wysiłkiem ani estetyką.

Dosyć nawijania o gównach. Teraz nieco o najciekawszych dziełach.

Ten obraz Davida Hockneya pt. Rozmowa (The Conversation) z 1980 r., to zdecydowanie najlepsza rzecz, jaką widziałem podczas całego Art Basel. Został wystawiony przez Richard Grey Gallery. Oglądanie go na żywo dodaje mu sporo uroku. Żałuję, że nie posiadam wystarczająco dużo pieniędzy ani miejsca w domu, aby móc malować farbami olejnymi.

Van De Weghe okazała się, jak co roku, najlepszą galerią ze wszystkich na Art Basel. Tutaj malunek Francisa Bacona z jego serii pt. Man in Blue. Mieli w zanadrzu jeszcze kilka dzieł Basquiata, Warhola, Caldera i kilka innych największych nazwisk ever. To tacy New York Yankees spośród galerii.

Raymond Pettibon przygotował kilka fajnych rzeczy. Nie mogę uwierzyć w tempo i jakość jego pracy. Kolekcję przygotowała, jak zwykle świetna David Zwirner Gallery.

Widziałem też bardzo dobry film krótkometrażowy, nakręcony przez Pauline Boudry i Renatę Lorenz i wystawiany przez paryskie Marcelle Alix. Czy w przypadku wideo artu nadal mamy do czynienia ze „sztuką", skoro większość ludzi korzysta z tej samej technologii?

Reklama

Jules de Balincourt (galeria Victoria Miro) namalowała kilka fajnych miejsc, w których mogą balować bogacze.

Portrait Daniela pędzla Wardella Milana. Uwielbiam obrazy na papierze, ponieważ są skromne i bezpośrednie. David Nolan Gallery.

Damien Hirst i jego kolosalne pigułki. W latach 80. moi rodzice posiadali katalog, z którego można było zamówić grono gigantycznych rzeczy codziennego użytku, jak np. wielkie szczoteczki do zębów, dwumetrowe zegarki itp. Moja mama zamówiła olbrzymi kieliszek do martini, w którym znajdowała się woskowa oliwka. Takie rzeczy podobały mi się, kiedy miałem dwa, może trzy lata – i chyba mój mózg nadal na nie reaguje. Podoba mi się, ale to tylko elementy dekoracyjne. Możecie to kupić w Paul Stolper.

Grawiura pt. Ziemia niczyja (org. No Man's Land) Lisy Yuskavage. Lubię w jej stylu, że potrafi na przemian stosować i łamać zasady konkretnych technik w celu uzyskania pożądanego efektu. Zwróćcie uwagę na kolory. Dużo dzieje się też z samymi kształtami pośrodku. Sprzedażą zajęli się ludzie z Universal Limited Art Editions.

Okrągły obraz Franka Stelli prezentował się wprost świetnie w pomieszczeniu udekorowanym na wzór małej świątyni. Zbiór wystawiony przez Paul Kasmin Gallery.

Malowidło na drewnie, autor – Alex Katz. Lubię tego gościa. Z tego co pamiętam, praca należy do kolekcji Gavin Brown.

To by było na tyle, jeżeli chodzi o rzeczy warte uwagi podczas Art Basel. Na sam koniec organizatorzy puścili efekty dźwiękowe na wzór tych z nawiedzonych domów i pogonili wszystkich do domów.

Przed budynkiem Miami Beach Convention Centre po raz drugi wpadłem na mięśniaka, którego widziałem kilka dni wcześniej, z tym, że tym razem wyglądał, jak marmurowy golem. Za czasów mej młodości, moja mama ręcznie kolorowała wiele przedmiotów, aby przypominały marmur. Byłbym w stanie zapłacić tysiąc dolarów za którąkolwiek z tych rzeczy.

Potem pokręciłem się jeszcze przez pół godziny z tym ziomkiem i widzieliśmy jak marmurowy golem odchodzi w towarzystwie starszego wielbiciela sztuki. Uświadomiliśmy sobie, że pewnie jest męską prostytutką i zdobył to, po co tu przyszedł. Następnie powlokłem się do mieszkania i wróciłem do mrocznego Nowego Jorku. Z grypą.

P.S. Marmurowy mięśniak okazał się nie być męską prostytutką. Jeżeli jesteście ciekawi czym się zajmuję, sprawdźcie jego Instagram.

Nick na Instagramie.