Jak to działa i dlaczego ktoś, nie dość, że opłaca dziewczynie lot do danego kraju, to jeszcze łoży pieniądze, żeby ta nie musiała nadmiernie inwestować w swoją wycieczkę? Do końca sama tego nie rozumiem, ale to co nie podlega dyskusji, to fakt, że właściciel agencji na pewno postara się, żeby na takim kieszonkowym nie był stratny. Między innymi dzięki temu, że wystarczająco rabuje cię w momencie, kiedy już zaczynasz pracować. Wspaniałomyślnie obdarowuje twój rachunek mniej więcej pięćdziesięcioma procentami stawki, którą płaci za twoją ciężką pracę klient, inkasując lichwiarską prowizję. Dlatego tygodniówka, to dla twojego tymczasowego szefa tylko marne grosze, gest dobrej woli na otarcie łez. Żeby na chwilę zapomnieć, że wylądowałaś w obcym kraju, pracując na zwiększenie zasobów nieswojego konta. Bo i te pięćdziesiąt procent, które już ci się niby należy, dotrzeć może do ciebie lekko okrężną drogą, o ile w ogóle. Tygodniówki, biletu i (niewygodnego) łóżka nikt nie oferuje za darmo, a w kredycie i to wysoko oprocentowanym. Dlatego pierwsze zarobki grzecznie wracają do kieszeni szefa agencji, który postanowił zaoferować ci chwilowy pobyt w jego kraju.Jeszcze raz cofnijmy się do poniedziałku. Masz w kieszeni, powiedzmy, 50 euro. Jeden wypad do sklepu – obładowana siatkami z sałatą, jogurtami, płatkami owsianymi, tabliczką czekolady i, może, winem wracasz biedniejsza o jakiąś połowę. Starbucks kusi kawą, przez 2 dni, bo później już szkoda pieniędzy, jeden lunch na mieście i mamy środek tygodnia, lodówkę pełną zwiędłej zieleniny i pustkę w portfelu.Ale już niedługo znów poniedziałek. Może tym razem uda się coś zaoszczędzić.
FYI.
This story is over 5 years old.
Jak to działa i dlaczego ktoś, nie dość, że opłaca dziewczynie lot do danego kraju, to jeszcze łoży pieniądze, żeby ta nie musiała nadmiernie inwestować w swoją wycieczkę? Do końca sama tego nie rozumiem, ale to co nie podlega dyskusji, to fakt, że właściciel agencji na pewno postara się, żeby na takim kieszonkowym nie był stratny. Między innymi dzięki temu, że wystarczająco rabuje cię w momencie, kiedy już zaczynasz pracować. Wspaniałomyślnie obdarowuje twój rachunek mniej więcej pięćdziesięcioma procentami stawki, którą płaci za twoją ciężką pracę klient, inkasując lichwiarską prowizję. Dlatego tygodniówka, to dla twojego tymczasowego szefa tylko marne grosze, gest dobrej woli na otarcie łez. Żeby na chwilę zapomnieć, że wylądowałaś w obcym kraju, pracując na zwiększenie zasobów nieswojego konta. Bo i te pięćdziesiąt procent, które już ci się niby należy, dotrzeć może do ciebie lekko okrężną drogą, o ile w ogóle. Tygodniówki, biletu i (niewygodnego) łóżka nikt nie oferuje za darmo, a w kredycie i to wysoko oprocentowanym. Dlatego pierwsze zarobki grzecznie wracają do kieszeni szefa agencji, który postanowił zaoferować ci chwilowy pobyt w jego kraju.Jeszcze raz cofnijmy się do poniedziałku. Masz w kieszeni, powiedzmy, 50 euro. Jeden wypad do sklepu – obładowana siatkami z sałatą, jogurtami, płatkami owsianymi, tabliczką czekolady i, może, winem wracasz biedniejsza o jakiąś połowę. Starbucks kusi kawą, przez 2 dni, bo później już szkoda pieniędzy, jeden lunch na mieście i mamy środek tygodnia, lodówkę pełną zwiędłej zieleniny i pustkę w portfelu.Ale już niedługo znów poniedziałek. Może tym razem uda się coś zaoszczędzić.