FYI.

This story is over 5 years old.

Μodă

Równanie do anoreksji

Pod kampanią, gdzie modelkami są dziewczyny o normalnych kształtach, czytamy, że „modelka powinna być eteryczna i zwiewna, nie mieć ręce jak chłop i nogi jak kolumny". Zaraz potem jest lament, że modelki są za chude...

Zdjęcie Piotr Brynkus / Blackpasswhite Photography

Chciałam już olać ten temat, bo przecież ileż można debatować o chudych modelkach. Cały świat okrążyła informacja – która zasiała radość w sercach wrażliwców, przejętych losem niedożywionych dam wybiegu – że Francja powiedziała stop anoreksji. Sprawa wychudzonych modelek wraca więc co jakiś czas, jak bumerang. Jej komentatorzy wieszczą nieuchronny schyłek obecnej modowej estetyki ciała, ale za tymi wypowiedziami nie za wiele idzie.

Reklama

Tym razem jest inaczej, bo Francja wytacza legislacyjną artylerię na „patyczaki". Ustanawiając kary za zbyt niskie BMI (body mass index): 75 tysięcy euro, a nawet półroczną odsiadkę. Mają być one nakładane za współpracę z modelkami o zbyt niskim indeksie masy ciała. Sama siebie stawiam na pozycji eksperta i oto stwierdzam, że BMI poniżej poziomu magicznej cyfry 18, ustalonej we francuskiej ustawie, jako dopuszczalna granica, nie stanowi stuprocentowego wyznacznika. Wskaźnikiem powinno być lustro – to nie nadany numerek stwierdza, że ktoś się spasł ponad miarę.

Nie będę pisać o tym, jak to modelki jedzą wszystko i w każdych ilościach, bo to nie prawda. Nikt o zdrowych zmysłach tego nie robi i nie trzeba zawodowo chodzić po wybiegu, żeby wiedzieć, że obżeranie się pizzą i zajadanie babeczkami, może przynieść więcej szkody niż pożytku. Wujek Google dopomógł i wyliczył moje BMI na 17,4 – sugerując, że powinnam przybrać na wadze od 3,62 do 23 kilogramów! Nieźle. Chciałam uspokoić wszystkich, którzy właśnie zadrżeli nad moim losem – mam się dobrze. Mam nawet mięśnie, o które regularne MAM SIŁĘ dbać. Co więcej, nie jestem jedynym takim przypadkiem. Fizjonomia niejednej dziewczyny, nawet z tych niepracujących w modelingu, nie pozwala przekroczyć im granicy stanu niedożywienia, choćby nawet dziennie pochłaniały dawkę kalorii godną rosłego chłopa.

Po za tym, nie do końca rozumiem, co do walki z anoreksją ma ta konkretna ustawa. To pseudo-zwalczanie problemu, który rzeczywiście istnieje. Modelki są różne, jedne filigranowe z natury, inne widoczność wystających kości pielęgnują niedojadaniem. Jednak fakt, że ktoś ustawowo powie, że za ich rozmiar trzeba będzie płacić duże kary, średnio poprawi ich los. Najlepszym przykładem są miejsca, w których już od jakiegoś czasu podobne przepisy obowiązują.

Reklama

Hiszpania:

BMI minimum 18, skrupulatne ważenie przed castingami do pokazów. Realia? Nawet nie jesteście sobie w stanie wyobrazić, ile „sztucznych" kilogramów może przykryć bikini. Agencje wyposażały swoje modelki w „betonowe" gacie, naszpikowane obciążnikami, dawały do ręki butlę wody i tym sposobem dziewczyny mogły zyskać podczas ważenia kilka niezbędnych kilogramów…

Włochy:

Granica to BMI przynajmniej 18,5 – zapraszam do obejrzenia relacji z minionego tygodnia mody, żeby przekonać się, czy ktoś się tym przejmuje. Poza tym, anoreksja ma korzenie nieco głębiej niż w czasach dominacji Anji Rubik i jej podobnych na wybiegach, więc nie jest chorobą wygenerowaną przez branżę mody. Co równie ważne, nie dotyczy to jedynie przedstawicielek płci pięknej. A więcej, nie zaczyna się dopiero, kiedy licznik na wadze ogłasza, że jesteś poniżej norm.

Tym samym zabraliśmy się za problem, tyle, że od dupy strony. Skoro agencje modelek są za wszystko odpowiedzialne – nie nakładajmy na nie kar, gdy w ich szeregach znajdą się dziewczyny, które rzeczywiście borykają się z jakimiś problemami. Nałóżmy na nie obowiązek zatrudniania psychologa, który będzie w stałym kontakcie z dziewczynami (i chłopakami!), żeby nawet ważąc 50-kilka kg przy wzroście 180 cm, mogły być zdrowe - to możliwe.

W obliczu całej nagonki na kościsty wzorzec piękna, ciekawą sytuacją jest to, co dzieje się wokół kampanii, w których bohaterkami są dziewczyny o normalnych kształtach. „Co za pasztet" czytamy, „Co z niej za modelka", „modelka powinna być eteryczna i zwiewna, nie mieć ręce jak chłop i nogi jak kolumny"… Analogiczne teksty się mnożą, tworząc w mojej głowie niezły mętlik, kiedy chwilę później czytam, że Anja Rubik, czy inna osiągająca sukcesy modelka, wygląda, jakby ją dopiero co wypuścili z obozu pracy. Włos się jeży na głowie i pięść zaciska ze złości za tę niekonsekwencję i głupotę w osądach.

Nie chce tutaj być adwokatem diabła. Sugeruję tylko, żeby zastanowić się trzy razy, zanim zabierzemy się do komentowania tematu, o którym nie do końca mamy pojęcie.