FYI.

This story is over 5 years old.

używki

Poznaj policjantów, którzy walczą o legalne narkotyki

Faktem jest, że cała masa policjantów ma powyżej uszu walki z narkotykami – bitwy, w której z góry skazani są na przegraną
Zdjęcie powyżej: Policjant z amfą znalezioną podczas akcji w londyńskim Soho (Zdjęcie: Tom Johnson)

Uwaga, redakcja VICE Polska nie zachęca nikogo do zażywania substancji psychoaktywnych, zabronionych w tym kraju. Wypowiedzi bohaterów tekstu są ich prywatną opinią.

Większość glin wcale nie uważa, że ich powołaniem jest aresztowanie ludzi za posiadanie niecałych dwóch gramów trawy. Zaskoczony? Pewnie tak, jeśli okres dojrzewania upłynął ci głównie na popalaniu skrętów w zatoczkach parkingowych oraz na kolekcjonowaniu nakazów zatrzymania i przeszukania. Faktem jest jednak, że cała masa policjantów ma powyżej uszu walki z narkotykami – bitwy, w której z góry skazani są na przegraną.

Reklama

W 2002 roku paru amerykańskich funkcjonariuszy uznało, że ma dość niewdzięcznej roboty, jaką jest dokonywanie ulicznych aresztowań za posiadanie paru skrętów. Postanowili założyć organizację LEAP (Stróże Prawa Przeciwko Prohibicji). Celem LEAP jest umożliwienie współpracy między organami ścigania i pracownikami sądownictwa karnego, którzy walczą o zmiany w systemie regulacji i kontroli dostępu do obecnie nielegalnych narkotyków.

Mimo stosunkowo niewielkich rozmiarów brytyjski oddział LEAP działa nieprzerwanie od 2008 roku. Od 2010 roku na jego czele (stanowisko dyrektora wykonawczego) stoi wolontariusz Jason Reed. Ten 34-latek z Kent od 27 lat choruje na zespół przewlekłego zmęczenia i pali zioło w celach leczniczych.

Jason Reed: „Mam za sobą przykre doświadczenia z lekami na receptę, więc zacząłem szukać alternatywnych rozwiązań – wyjaśnił mi. „Dzięki konopiom wracam do stanu, który pozwala mi normalnie funkcjonować".

Podczas naszego spotkania w jednym z pubów na King's Cross Jason przekazuje mi namiary do trzech prelegentów z LEAP dwóch byłych gliniarzy i jednej kobiety, byłej oficer wywiadu MI5. Postanowiłem ich zapytać, dlaczego zakazywanie posiadania narkotyków jest błędem.

Jim Duffy przepracował 33 lata w nieistniejącej już komendzie w Strathclyde, z czego 23 spędził w drogówce. To wtedy regularnie zatrzymywał na autostradzie M74 facetów, którzy spłacali swoje długi, przewożąc dragi z Liverpoolu do Szkocji. W latach 1997-2000 pełnił obowiązki zastępcy dyrektora szkoleń drogowych na całą Szkocję. W 2007 roku odszedł na emeryturę w randze inspektora.

Reklama

W 2004 roku do moich rąk trafił raport, w którym była mowa o 105 zgonach powiązanych z narkotykami w regionie Strathclyde. W tamtym okresie byłem gorliwym członkiem jednostki, którą sam nazywałem brygadą pogromców dilerów. Myślałem: „Musimy łapać więcej tych skurczybyków i wsadzać ich do paki na dłużej". Takie podejście było wówczas popularne. W ciągu kolejnych dwóch tygodni zapoznałem się z innymi danymi, np. z liczbą śmiertelnych wypadków na drogach czy zgonów w wyniku nadużywania alkoholu i nałogowego palenia tytoniu na zachodzie Szkocji.

Nagle mnie olśniło. Pomyślałem: „Tyle czasu, wysiłku i pieniędzy poświęca się walce z narkotykami, a więcej osób umiera przez alkohol, papierosy i hazard". To był punkt wyjścia dla moich własnych badań. W 2005 roku zgłosiłem Szkockiej Federacji Policyjnej postulat legalizacji narkotyków. W prasie aż zawrzało. Wygłosiłem na ten temat prelekcję i lawina ruszyła.

Dwukrotnie spotkały mnie z tego tytułu nieprzyjemności. Jednocześnie paru wysoko postawionych oficerów powiedziało mi na boku: „W sumie masz rację. Tej walki nigdy nie wygramy".

Obecnie największym problemem jest to, że nasi politycy nie mają jaj, żeby się postawić. Zachowują swoje prywatne poglądy dla siebie. Zmiany zaczną się wraz z falą protestów społecznych.

W tej chwili to diler decyduje o składzie narkotyku, który kupuje klient. Dopiero kiedy wprowadzi się odpowiednie regulacje, ludzie dowiedzą się, co dokładnie kupują. Wiadomo będzie, jaka jest moc, czystość i działanie narkotyku. Drugą korzyścią legalizacji jest odciążenie systemu sądownictwa karnego. Kupno narkotyków do celów rekreacyjnych czy z powodu nałogu nie będzie już przestępstwem. W rezultacie ludzie łatwiej zdecydują się na leczenie, bo nikt nie będzie ich już traktował jak kryminalistów.

Reklama

Nie zachęcam nikogo do sięgania po narkotyki, ale tu działa ten sam mechanizm co w przypadku alkoholu i tytoniu jeśli masz skończone 18 lat, znasz swoje obowiązki, zdajesz sobie sprawę ze skutków i wciąż chcesz to zrobić, to masz do tego święte prawo. Moja ulubiona używka pochodzi z destylarni w Górach Kaledońskich i ma postać whisky słodowej. Sam trzymam się z daleka od marihuany i innych narkotyków, ale to nie oznacza, że nie szanuję poglądów innych ludzi, którzy mogą to lubić.

Paul Whitehouse zaczynał karierę w policji w Durham w 1967 roku. W 1983 roku awansował na stanowisko asystenta naczelnika policji w hrabstwie Greater Manchester. W 1987 roku został zastępcą naczelnika policji w hrabstwie West Yorkshire, a w 1993 roku objął urząd naczelnika hrabstwa Sussex. W 2001 roku odszedł na emeryturę. Głęboko wierzy, że źródłem obecnych problemów z narkotykami jest ustawa o przeciwdziałaniu narkomanii.

W tamtych czasach (przed 1971 rokiem) większość osób uzależnionych od narkotyków to byli pracownicy służby zdrowia albo pacjenci, którym przepisywano konkretne leki. Uzależnienie traktowano jak chorobę. Ustawa wprowadziła zakaz, który zapoczątkował rozkwit podziemia narkotykowego. Nie mam najmniejszych wątpliwości, że ten zakaz nie przynosi żadnych efektów.

Ludzie używają brudnych strzykawek albo kupują narkotyki wątpliwego pochodzenia, z dodatkiem innych substancji. Z tym wiążą się liczne zagrożenia i potencjalne szkody dla organizmu. Tak, narkotyki szkodzą. Bez wątpienia alkohol też szkodzi. Jakoś tolerujemy szkody, które powoduje alkohol. Musimy zastanowić się, co jest bardziej szkodliwe: narkotyki czy ich zakaz.

Reklama

Dobrym przykładem są doświadczenia Stanów Zjednoczonych z okresu prohibicji. Mamy tu do czynienia z dokładnie taką samą zasadą. Alkohol jest znany w praktycznie każdym społeczeństwie. Inne używki pochodzą głównie ze Wschodu. W czym jednak alkohol jest lepszy od marihuany czy heroiny? W niektórych krajach alkoholizm stanowi o wiele poważniejszy problem niż narkomania. Wystarczy spojrzeć na Rosję.

Wiemy, że palenie zabija, ale jakoś nie zabraniamy ludziom palenia tytoniu. Jedyne, co robimy, to im to utrudniamy i ściągamy podatek. Narkotyki są nielegalne, więc nie można ich opodatkować. Zamiast powiększać budżet państwa, wydajemy z niego kupę pieniędzy na walkę z narkotykami, w której i tak ponosimy klęskę za klęską.

Jedną ze społecznych korzyści z legalizacji marihuany byłoby złagodzenie konfliktu między tymi obywatelami, którzy uważają, że powinni mieć prawo do palenia trawy, a ich antagonistami. Istnieją osoby, które faktycznie wierzą, iż marihuana ma zbawienny wpływ na ich zdrowie.

Sam nigdy nie brałem narkotyków. Nigdy mnie to nie pociągało. Piję, ale niewiele. Nie obchodzi mnie, co robią inni, pod warunkiem, że ich działania nie szkodzą reszcie społeczeństwa. Rząd nie powinien zakazywać obywatelom przyjemności.

Annie Machon jest byłą oficer wywiadu MI5, która odeszła z pracy w 1996 roku, żeby zostać whistle-blowerem. Napisała książkę o MI5. Podkreśla, że znajomość podziemia narkotykowego otworzyła jej oczy na korzyści płynące z legalizacji.

Reklama

Kiedy pracowałam w MI5, przydzielono mnie do jednostki zajmującej się walką z irlandzkim terroryzmem. Oznaczało to dla mnie ścisłą współpracę z brytyjskim urzędem celnym. Zrozumiałam wtedy, że przegrywamy walkę z narkotykami. Zdałam sobie sprawę ze związków między handlem narkotykami a finansowaniem działalności grup terrorystycznych. Według szacunków amerykańskiej agencji do spraw walki z narkotykami (DEA) ponad połowa organizacji terrorystycznych na świecie utrzymuje się z pieniędzy z nielegalnego handlu narkotykami.

Najsłynniejszym przypadkiem jest obecnie Afganistan. Powierzchnia pod uprawę maku lekarskiego podwoiła się w całym kraju, a w niektórych regionach nawet potroiła (szczególnie na obszarach pod kontrolą Brytyjczyków). Pieniądze ze sprzedaży trafiają bezpośrednio do rąk talibów i lokalnych watażków. Roczne obroty w handlu dragami oscylują między 500 milionami a miliardem dolarów. Za taką kasę można kupić niejeden kałasznikow.

Polityka antynarkotykowa szkodzi umowie społecznej między policją a resztą obywateli. Jeśli społeczeństwo ignoruje obowiązujące prawo - a tak właśnie jest w przypadku marihuany - prawo zamienia się w żart. Jesteśmy obecnie w sytuacji, w której obywatele uważają, że prawo jest złe, ale nie mają do dyspozycji narzędzi, które pozwoliłyby im szybko wpłynąć na jego zmianę. W tych okolicznościach funkcjonariusze zmuszeni są odwalać za polityków czarną robotę, sprzątając po nich syf na ulicach.

Nie boimy się pytać o trudne tematy. Polub nasz fanpage VICE Polska

Kolejnym problemem są zmiany w systemie oceny pracy funkcjonariuszy. W przypadku oceny, która opiera się na analizie wydajności, większość brytyjskich policjantów ulega pokusie pójścia na łatwiznę. Góra żąda określonej liczby aresztowań w miesiącu? Najprościej jest zatrzymać kogoś z ziołem w kieszeni i problem z głowy.

Jeśli politykom uda się narzucić policji taki system oceny, funkcjonariusze będą nieodmiennie wybierać łatwiejsze rozwiązania. To oznacza, że nie skoncentrują się w wystarczającym stopniu na trudniejszych sprawach, czyli poważniejszych przestępstwach, które zagrażają obywatelom. Można aresztować kogoś za posiadanie, można nawet wsadzić do paki dilera, przez co zniknie z ulicy na maksymalnie parę miesięcy. Ale aresztowanie gwałciciela oznacza, że ten człowiek nie będzie mógł dalej napastować kobiet. Chyba o takie interwencje chodzi społeczeństwu i na tym policja powinna skupić swoje zasoby.

To trochę jak zaklęty krąg, w którym wszyscy nawzajem się krzywdzą. Myślę, że wielu policjantów doskonale zdaje sobie sprawę, iż sami sobie szkodzą, wykonując swoją pracę. Chcą przecież służyć społeczeństwu, a zmuszeni są polować na obywateli.