FYI.

This story is over 5 years old.

Interviews

​Księża z internetu

W drugiej połowie lat 90. powstał portal „Mateusz", gdzie można było wysyłać swoje „pytania o wiarę". Pracował tam też ojciec Grzegorz Kramer, który dzisiaj ma swój własny kanał na YouTube i ponad dwa tysiące odwiedzin dziennie
Zdjęcie Przemysław Kleczkowski

„Bloger to człowiek, któremu przerost ego nie pozwala siedzieć cicho, a vloger to bloger, któremu brak wstydu nie pozwala zadowolić się tylko blogerstwem" – usłyszałem przed kilkoma dniami, jadąc tramwajem nr 23 na moje ciemnogrodzkie osiedle, które temu światu nie dało jeszcze ani jednego współtwórcy blogosfery czy YouTube'a. A szukałem dokładnie! Jednak podczas mojego śledztwa natknąłem się na znacznie bardziej interesujące zjawisko: pośród całej masy vlogerów koncentrujących się na swoich problemach, pasjach i historiach, są też tacy, którzy skupiają się na przekazywaniu – jak to sami mówią – „Słowa". To księża z internetu.

Reklama

Poniżej moja rozmowa z jednym z nich: księdzem, blogerem i vlogerem w jednej osobie. To ojciec Grzegorz Kramer z krakowskiego zakonu Jezuitów.

VICE: Czytając i oglądając ostatnie wypowiedzi Ojca, odnoszę wrażenie, że w „sferze medialnej" porusza się ojciec bardzo swobodnie, niemal jak zaprawiony prezenter telewizyjny. Nasuwa się pytanie, dlaczego wybrał ojciec zakon?
O. Grzegorz Kramer: Była to pewna konsekwencja. W mojej rodzinnej miejscowości działała parafia jezuicka i sam wychowałem się wśród tych ludzi, kapłanów-jezuitów, którzy mnie zafascynowali. Oczywiście, później przyszło powołanie, moment wyboru, lecz gdyby nie wzorce, które płynęły od księży z mojej rodzinnej parafii, wszystko wyglądałoby nieco inaczej.

Czyli nie myślał ojciec nigdy o karierze w kinie, telewizji, prasie, o byciu prezenterem lub mówcą?
Nie, absolutnie. Moje dzieciństwo przypadło na lata 80., także mówców można było zobaczyć wówczas tylko w jednym z dwóch kanałów telewizyjnych, czyli w świecie zupełnie dla nas niedostępnym i odległym. Chociaż nie zaprzeczam, zamiłowanie do telewizji miałem od dzieciństwa, lecz tylko pod kątem technicznym. Zawsze ciągnęło mnie do elektroniki, uwielbiałem grzebać w bebechach sprzętów RTV.


Zobacz, jak się spędza WEEKEND Z PASTAFARIANINEM


To jak w takim wypadku zaczęła się przygoda Ojca z mediami internetowymi?
Pierwszy blog powstał na samym początku zeszłej dekady. Jednym z głównych celi tej strony było podzielenie się tym, co przeżywam – doświadczeniem wiary, jak i codzienności. Później pojawiały się kolejny. Blog, który prowadzę obecnie, jest moim… bodajże piątym. A te wszystkie kolejne powstawały z mojego przeświadczenia, że „trzeba być wszędzie". Dziś ludzie praktycznie żyją w Internecie, nie jest to już tylko narzędzie naszej pracy, lecz również pewien obszar naszego egzystowania.

Reklama


Z jakim odbiorem spotykał się ojciec na samym początku? Statystyki różniły się od tych dzisiejszych?
Dziś jest to ponad dwa tysiące odwiedzin dziennie i trudno to porównywać z tym, co było 15 lat temu. Nie jestem też osobą, która siedzi w statystykach i może dokładnie opowiedzieć o liczbie odbiorców na przestrzeni dekady. Jeśli mówimy o tamtych czasach, to na samym początku powstało coś takiego jak portal Mateusz, gdzie można było wysyłać swoje „pytania o wiarę".

Wówczas odpowiadało na nie kilkanaście osób, w tym ja. To była taka pierwsza interakcja z internetowym odbiorcą i zainteresowanie było dość duże jak na tamte czasy. Dziś skrzynka raczej nie pęka od maili. Jednak obecny przekaz nie jest nastawiony na polemikę z mojej strony, nie chcę też generować wielkiej dyskusji, lecz przede wszystkim zachęcić do osobistej refleksji.


Zobacz, jak wygląda RELIGIA W APPALACHACH W DWÓCH OBIEKTYWACH


Czyli dyskusja w ogóle odpada?
Nie jest tak, że w ogóle odpada. Tym bardziej że jakby drugą częścią tego przekazu jest doprowadzenie do indywidualnej rozmowy w zakonnym pokoju spotkań. Każda osoba może do mnie napisać, przedyskutować jakiś ważny dla niej temat w cztery oczy, czy po prostu się wyspowiadać. Takie spotkania są dla mnie najcenniejsze.

Często zgłaszają się do Ojca w podobnych sytuacjach osoby młode, kiedy mówi się dziś o kryzysie religijności wśród młodzieży.
Moi odbiorcy to przede wszystkim ludzie między 18 a 35 rokiem życia. I nie uważam, że osoby w tym wieku nagle odchodzą od Kościoła. Moim zdaniem są po prostu bardziej wymagające. Zatem jeśli tacy ludzie spotykają się z „produktem", który jest na ich poziomie, jest w ich kręgu zainteresowań, to wówczas oni są – są obecni w życiu Kościoła i interesują się religią.

Reklama

Także my, kapłani, musimy się po prostu dostosowywać – w dobrym znaczeniu tego słowa. Musimy działać w świecie, gdzie ci ludzie naprawdę są, a nie tworzyć sztuczną rzeczywistość, do której będziemy ich zapraszać. Bo to kompletnie nie działa. A jeśli już mówimy o „kryzysie religijności wśród ludzi młodych", to warto zauważyć, że młodzieży jest coraz mniej z powodów demograficznych…

Ojciec Grzegorz Kramer. Zdjęcie Dezydery Barłowski.

Zdarzają się Ojcu jacyś hejterzy pod wpisami?
Tak i jest to dla mnie codzienność. Jeśli miałbym coś więcej o tym powiedzieć to myślę, że zjawisko krytyki pozytywnej czy negatywnej „musi" zaistnieć, więc trzeba się z tym pogodzić. A im człowiek starszy, tym ma więcej do tego dystansu. Oczywiście, czasami taki mocny głos krytyki potrafi zaboleć, lecz od tego są przyjaciele, żeby takie sprawy przegadać. Jednak z drugiej strony krytyka uczy mnie twardo stąpać po ziemi, nie tracić kontaktu z realiami naszego świata.


Przeczytaj: BEZ BOGA, BEZ PROBLEMU


Czy gdyby Jezus przyszedł na świat w dzisiejszych czasach, to miałby konto na fejsie?
Nie wiem, choć wydaje mi się, że tak. Gdy czyta się Pismo Święte, to dokładnie widać, że Jezus wykorzystuje dostępną wówczas wiedzę i dostosowuje sposób przekazu do swoich czasów. Więc myślę, że jest to metoda, którą trzeba przekładać na każdą epokę. Kiedyś mało ludzi znało pismo, więc posługiwaliśmy się obrazkami, jak np. Biblia Pauperum.

Później wynaleziono i spopularyzowano druk, więc zaczęliśmy wydawać religijne książki w przeróżnej formie. Teraz spopularyzował się Internet i szeroko rozumiana elektronika – która jest narzędziem ani dobrym, ani złym – więc trzeba iść w tę stronę. Kiedyś Jezus posługiwał się mową jak mówcy, politycy czy filozofowie. Dziś politycy czy naukowcy posługują się Internetem, więc Jezus robiłby to samo, zatem i na fejsie miałby konto.