FYI.

This story is over 5 years old.

Film

​Ekranizacja „Zabójczego żartu” sprawi, że zrobi ci się smutno i poczujesz się staro

Pewnie słyszeliście nieraz, że „książka była lepsza niż film". Czy to samo dotyczy też komiksów? Niektórych tak! Dzisiaj do wybranych kin wchodzi ekranizacja „Zabójczego żartu" – pierwsza animacja DC Comics tylko dla dorosłych

Jeżeli znasz oryginał historii, poczujesz się, jakby ktoś ją niedbale zlepił w całość, dodając kilka nowych wątków i wrzucił gdzieś pomiędzy inne potworki Direct-to-DVD, których lepiej nie pamiętać. To boli. Jeżeli nie znasz oryginału, zapewne zechcesz go poznać. To dobrze.

Według portalu denofgeek, już teraz wiadomo, że w najbliższych latach powstanie 69 ekranizacji komiksów. Czy tak duża ilość trykociarzy i całej reszty cudaków w kinach kogoś jeszcze dziwi? Mnie niespecjalnie. „Amerykanie traktują komiks jak pierwsze ogniwo łańcucha produkcji. Historia, która dobrze poradzi sobie jako komiks, ma szansę stać się filmem. Komiks to gotowy storyboard z kostiumami, dekoracjami, konceptami postaci" – wspominał mi niedawno Jakub Rebelka, jeden z najlepszych polskich rysowników. Mimo tłoku w kinowym repertuarze, zainteresowanie tymi filmami nie maleje. Co świetnie obrazuje chociażby Legion Samobójców, któremu właśnie stuknęło 500 milionów przychodu na świecie. I na nic marne recenzje krytyków i nasze zgrzytanie zębami, że to superbohaterskie truchło, a nie udany film. Raz na jakiś czas pojawia się jednak dzieło, która nie pozostawia komiksowego fana obojętnym – przykładem tego jest materiał źródłowy Batman: Zabójczy żart, autorstwa Alana Moore'a, z ultra realistycznymi rysunkami Biana Bollanda, oryginalnie wydany w 1988 roku. Dzieło wybitne, niewątpliwie przeznaczone dla dojrzałego czytelnika. Traf chciał, że właśnie nim zaczęła się długoletnia seria komiksowych przygód Batmana na polskim rynku. „Trochę żałuję, że byliśmy za młodzi, by zrozumieć język, jakim posłużyli się Moore i Bolland, by sprzedać nam, jak się później okazało fundamentalną interpretację relacji pomiędzy Batmanem z Jokerem" – tłumaczy mi Arek Wróblewski, współtworzący wydawnictwo TM-Semic, prowadzący strony klubowe komiksów tamże. „Na szczęście historia jest ponadczasowa i można do niej wracać, pomimo tego, iż sam Moore wielokrotnie próbował przekonać wszystkich, że Zabójczy żart to jedna z jego słabszych pozycji i nie wnosi do mitu Batmana nic odkrywczego!" – dodaje Wróblewski. W czym więc tkwi sekret historii, której wstydzi się sam jej twórca? To proste – w szaleństwie. W tym, że ten świat jest wielkim, brudnym domem wariatów, gdzie dwóch z nich – jeden w stroju nietoperza, drugi w masce klauna – ścigają się ze sobą, zmierzając w kierunku nieuchronnej autodestrukcji. „Zabójczy żart był dla mnie jak drogowskaz tablicowy, mówiący, że wchodzisz na teren zabudowany dobrymi komiksami superbohaterskimi nowej Polski lat 90. pośród innych tytułów, dopiero Żart na dłużej przykuwał mój wzrok poszczególnymi kadrami. Pomyślałem: »Hmm, nie jestem fanem Batmana, ale to jakby coś innego… Coś ważnego«" – przyznaje Arek Wróblewski. Nic więc dziwnego, że za sprawą Egmonta doczekaliśmy się nie tak dawno reedycji albumu; w twardej oprawie, z nowymi kolorami (podyktowanymi przez samego Bollanda), co w moim odczuciu zabiło duszny klimat uchwycony przez oryginał.

Reklama

Rzadka okazja na zobaczenie Jokera przed transformacją w zabójczego klauna. Plansza z komiksu Batman: Zabójczy Żart. Wyd. Egmont

Kwestią czasu było, aż ktoś zdobędzie się na ekranizację tego dzieła. Tym bardziej, że sam Mark Hamill (od lat podkładający głos pod postać Jokera w kreskówkach i grach), droczył się z fanami, cytując niektóre fragmenty Żartu w filmikach puszczanych do sieci. W kwietniu pisaliśmy o tym, że ekranizacja komiksu będzie pierwszym filmem w historii DC Comics z kategorią R – czyli dla osób dorosłych. Już dzisiaj można go zobaczyć w wybranych kinach w Polsce. Wypada tylko zapytać, czy warto poświęcić na to czas?

Plansza z komiksu Batman: Zabójczy Żart. Wyd. Egmont

Pamiętam z dzieciństwa, że ilekroć podobał mi się jakiś film, mój ojciec powtarzał, że „książka była lepsza". Wkurzało mnie, że coś, co uważałem za fajne, on dyskredytował z taką lekkością w głosie. W wieku 8 lat zakochałem się w komiksach, gdzie ilustracja idzie w parze z treścią. Czuję się niejako protoplastą pokolenia dzisiejszych dzieciaków z kultury nadprodukcji obrazków. Zastanawiasz się więc, czy teraz ja będę tym panem, który mówi, że lepiej jednak sięgnąć do lektury? Masz cholerną rację, że tak!

Pomimo mnogości ekranizacji komiksów, niewiele z nich przenoszono w konwencji 1:1, traktując materiał źródłowy, jak storyboard (Sin City, Watchmen). Takim właśnie dziełem powinien być też Zabójczy żart, który mimo wszystko sili się na dodatkowe segmenty, mające niejako rozbudować relacje między niektórymi bohaterami. Wyraźnie widać narracyjny przeskok, w którym zaczyna się rzeczywista fabuła z komiksu, a kończy wprowadzenie do opowiadanej historii. O pomstę do nieba woła natomiast oprawa graficzna, która przecież na kartach komiksu zapiera dech w piersiach. Zaczynam dochodzić do wniosku, że od lat 90., kiedy DC Comics brylowało animowaną serią przygód Nietoperza (TAS), nie powstała u nich żadna, godna zapamiętania, animacja. Pewnie dlatego w sieci już można znaleźć fan made samego zwiastuna do Zabójczego żartu, pokazujący niewykorzystany potencjał obrazu.

Reklama

Na koniec spytałem jeszcze Arka Wróblewskiego, czy film rysunkowy może stanąć w konkury z komiksem? „Wątpię. Adaptacje, a zwłaszcza te cross-medialne mają to do siebie, że gdzieś po drodze tracą niuanse materiału wyjściowego. Ale jeśli po seansie widz sięgnie po Żart w wersji albumowej, to już będzie ogromny sukces tego przedsięwzięcia".


Nie tylko smutne recenzje. Polub nasz nowy fanpage VICE Polska