Dlaczego nie chcemy dojrzewać jak nasi rodzice?

FYI.

This story is over 5 years old.

Sponsorowane

Dlaczego nie chcemy dojrzewać jak nasi rodzice?

„Bardzo lubiłem swobodę i brak planu, ale z czasem trzeba zacząć myśleć o jakimś planie” - mówi fotograf Grześ Czaplicki.

Zobacz więcej materiałów w serii Moja dorosłość x Mercedes.

Kiedy można powiedzieć, że zaczyna się dorosłość i co właściwie oznacza dla współczesnych „młodych dorosłych"? Czy stoi przed nami ten sam zestaw oczekiwań, które czuli nasi rodzice? Postanowiliśmy dowiedzieć się, w jaki sposób postrzegają swój stopień dojrzałości kreatywni przedstawiciele pokolenia obecnych 20- i 30-latków. Tym razem rozmawiamy z Grzesiem Czaplickim i razem z Mercedesem spędzamy z nim jeden dzień, żeby przekonać się, jak wygląda jego życie.

Reklama

Mateusz Góra: Czy czujesz się dorosły?
Grześ Czaplicki: Szczerze mówiąc dopiero zaczynam czuć, co znaczy być dorosłym. To pytanie nurtuje mnie dopiero od kilku lat. Chyba dlatego, że bardzo długo nie chciałem dorosnąć, a teraz już muszę.

Niechęć do dorastania zamieniła się w inne uczucie, czy po prostu już nie możesz tego odwlekać?
Nie czuję przymusu bycia dorosłym. Po prostu już nie mogę trzymać się dłużej tego etapu życia. Nadal jednak dużo czerpię z kultury młodzieżowej, ułatwia mi wchodzenie w dorosłość.

Jak więc zdefiniowałbyś dorosłość?
Bardzo lubię swobodę i brak planu, ale z czasem trzeba zacząć myśleć o jakimś planie. Od tego, jak dojrzale sobie ten plan ułożysz zależy, czy poradzisz sobie później w życiu.

Zawód, który sobie wybrałeś, nie pozwala jednak na stabilność.
Tak, ale to jest też zupełnie taki sam, jak każdy inny zawód – trzeba być punktualnym, dotrzymywać słowa, umieć planować, być konsekwentnym. Tego przez długi czas nie umiałem – szedłem przed siebie i rzeczy działy się same. Teraz w końcu jestem w stanie zaplanować tę ścieżkę.

Wyobrażasz sobie pracować w miejscu, do którego chodzisz codziennie od 8 do 16?
Jasne, pracowałem na etat. Wolę jednak zachować niezależność, wymaga to ostatecznie więcej dyscypliny i samozaparcia, ale warto. Wiem, że dorosłość nie musi tak wyglądać – nie musi wiązać się z pracą na etat.

Zobaczcie Instagram Stories zrobione przez Grzesia Czaplickiego podczas dnia spędzonego z Mercedesem.

Reklama

W takim razie jak według ciebie zmieniła się definicja dorosłości w stosunku do poprzedniego pokolenia?
Wymaga się od nas dorosłości znacznie szybciej niż kiedyś. Jeszcze dla mojego pokolenia studia były priorytetem, a teraz ludzie już w trakcie studiów ciężko pracują albo nie idą na studia. Liczy się doświadczenie. Myślę, że ciśnienie, żeby mieć papier poświadczający wykształcenie jest mylne. Mam wielu znajomych, którzy skończyli dwa kierunki i to, co robią w życiu, nie ma nic wspólnego z tym, czego się uczyli.

Jedną kwestią jest wykształcenie, inną posiadanie rodziny. Teraz mało par ma dzieciaki w wieku 21 lat, co kiedyś było normą.
Ludzie, którzy mają wcześnie dzieci, moim zdaniem są bardzo dorośli. Wiedzą, z czym to się je. Musisz utrzymać rodzinę, nie tylko siebie i swój imprezowy, młodzieżowy styl życia. Mają więcej na talerzu. Mnie już chodzi po głowie potomek, ale jeszcze nie w tej chwili, w ciągu najbliższych kilku lat.

Gdyby się pojawił, musiałbyś zrezygnować ze swojego luźnego stylu życia?
Myślę, że nie, bo mam kilku wspaniałych przyjaciół, którzy są freelancerami i mają dzieciaki. Czasem długo ich nie ma w domu, bo gdzieś wyjeżdżają, ale to działa, dobrze się kręci. Też tak to sobie wyobrażam. Nie trzeba z niczego rezygnować, kiedy pojawia się dziecko, ale lepiej planować i być w tym konsekwentnym.

Skąd bierzesz motywację, żeby pracować?
Chyba to kwestia ludzi, kontaktu z nimi. Wybrałem taki zawód, bo lubię rozmawiać z ludźmi, poznawać ich. Ta praca mi na to w pełni pozwala i tak naprawdę możliwości się nigdy w niej nie kończą. Nawet jeśli dzisiaj biegam z aparatem po Warszawie, za chwilę mogę biegać w innym miejscu na świecie. Skarbów do odkrycia jest jeszcze sporo i zawsze znajdzie się nowa furtka.

Reklama

Czy czujesz zderzenie stylu życia, kiedy spotykasz się ze znajomymi, którzy mają bardziej poukładane życie?
Bardzo często się sobie dziwimy. Ja nie mógłbym funkcjonować tak, jak oni funkcjonują, a oni robią wielkie oczy, kiedy słyszą, że ja do czwartej siedziałem i coś kończyłem dla klienta. Każdy z nas jest zaangażowany, ale w zupełnie inny sposób, to dwa różne światy.

A traktują cię, jakbyś był za bardzo dziecinny?
Tak, to się zdarza, ale wtedy ja traktuję ich, jakby byli za bardzo sztywni. To działa w dwie strony. Mam znajomych, którzy są bardzo wyluzowani, ale wykonują zawody wymagające odpowiedzialności, na przykład są prawnikami albo architektami. Kiedy zajmowałem się reportażami, też czułem, że wszystko musi być obiektywne i czułem się bardziej dorosły.

Od czego to zależało?
Podam ci przykład: moje pierwsze zlecenie, kiedy studiowałem w Londynie, było z zakresu dziennikarstwa śledczego. Miałem się zatrudnić w pewnej firmie i sprawdzić, czy wszystko funkcjonuje tam zgodnie z zasadami. To był skok na głęboką wodę i odnalazłem się w tym, a miałem 21 lat. Wtedy czułem się chyba bardziej dorosły niż teraz, ze względu na materię, z którą pracowałem.

A jak bycie w poważnym związku wpływa na poczucie dorosłości?
Teraz jestem w związku, moje życie dzieli się na pół, wkład energii z obu stron jest niezbędny. Mieszkamy razem, planujemy rzeczy razem. To mnie w jakiś sposób określa. Musiałem zdecydować, czy skupiam się na samodoskonaleniu i sobie, czy mam w sercu miejsce jeszcze dla kogoś.

Reklama

Moja dziewczyna jest totalnym zaprzeczeniem nudności. Pomimo że jesteśmy w miarę rówieśnikami, to w wielu kwestiach jest bardziej dojrzała niż ja, chociaż ma też w sobie takiego młodego ducha. Idealnie się uzupełniamy – kiedy ona jest śmiertelnie poważna, ja wkraczam do akcji. Za to kiedy ja podchodzę infantylnie do pewnych spraw, ona staje się mózgiem operacji. Jak „Pinky i Mózg".

Przechodziłeś okres buntu?
Myślę, że dalej przechodzę. Zostało mi jeszcze pół roku do 30. urodzin. Przez ten czas jestem jeszcze dwudziestolatkiem. Największy bunt przeżyłem jednak w gimnazjum i liceum, grałem wtedy w zespole punkowym. Zamiast chodzić na korki, chodziłem na próby.

Śpiewałeś?
Nie, grałem na basie. Wydaliśmy CD, splita na 7'', graliśmy koncerty. Działo się.

To kreatywny bunt – nie autodestrukcyjny, jak w większości wypadków.
Jak na tamte czasy to był bardzo poważny zespół. Jeśli miałbym się nazwać dorosłym w wieku 16 lat, to właśnie ze względu na ten zespół. Skupowałem streetwear z lumpeksów i sprzedawałem starszym kolegom z koncertów, żeby zarobić na wzmacniacz, który kosztował 2 tysiące, a dostawałem 30 złotych kieszonkowego. Miałem cel i potrafiłem go zrealizować – to było dojrzałe.

Czyli to był pierwszy moment, kiedy naprawdę poczułeś się dorosły?
Tak naprawdę dorosły poczułem się, kiedy wyjechałem na studia do Londynu. Musiałem znaleźć pracę, ułożyć sobie na nowo życie, poznać nowych ludzi.

Reklama

Nie żałowałeś, że nie zostałeś muzykiem?
Bardzo chętnie bym wrócił do grania, to mój mały plan. Scena punkowa i hardcore'owa na Lubelszczyźnie dała mi ogromnie dużo energii.

Jednym z elementów kojarzonym z dorosłością jest też gromadzenie rzeczy. Jak to wygląda u ciebie? Lubisz mieć dużo rzeczy, czy wystarczy tylko kilka porządnych?

Ze względu na pracę lubię mieć wszystko w plecaku – aparat, komputer, gacie na zmianę. Mogę wtedy podróżować, szybko się przemieszczać. Z drugiej strony jestem zbieraczem. Zaczęliśmy kolekcjonować z moją dziewczyną młodą polską sztukę. Kocham zbierać prace 2D, fotografie, książki, ziny. Teraz staram się minimalizować jednak ilość rzeczy – mam ich mniej, ale są porządne, wiem, że mogę na nich polegać i mi się podobają.

A lubisz być czasem dziecinny?
Pewnie, od kilku lat pracuję z dzieciakami i lubię ich świat. Bardzo wyraźnie pamiętam swoje dzieciństwo, może dlatego łatwiej mi się odnieść, zrozumieć ich ze swojego punktu widzenia. Myślę, że od dzieciaków możemy się nauczyć beztroski i luzu w wielu aspektach życia. Nie mam na myśli tu tego, że robimy co chcemy a rodzice po nas posprzątają, tylko umiejętność przyjmowania świata z otwartymi ramiona. Dzieci potrafią się cieszyć z najmniejszych rzeczy – tego dorosłym czasem brakuje.