FYI.

This story is over 5 years old.

International Women's Day 2016

Chylimy czoła: Adele na okładce "Rolling Stone" odpiera męskie spojrzenia

Co to mówi o kulturze, jeśli umieszczenie na okładce jakiegoś magazynu kobiety bez nawiązań do seksu uważa się za "śmiałe"?

Co to mówi o kulturze, jeśli umieszczenie na okładce jakiegoś magazynu kobiety bez nawiązań do seksu uważa się za "śmiałe"? Nowa okładka "Rolling Stone" z Adele, w związku z jej oczekiwanym z zapartym tchem powrotem, jest właśnie czymś takim i robi mocne wrażenie. Od czasu narodzin krytyki sztuki zdjęcia kobiet są postrzegane w przeważającym stopniu jako obiekt męskich spojrzeń i rzadko, mimo czwartej fali feminizmu, zdarza się ujrzeć na nich kobiety odpierające owe spojrzenia. Bądź omdlewają pod ich wpływem, bądź też postrzegają siebie jako obiekt obserwacji. Lecz Adele i "Rolling Stone" odrzucają ten schemat.

Reklama

W wyrazie twarzy Adele nie ma śladu świadomości wywoływanego przez siebie wrażenia, która wiąże się z byciem obserwowaną. Jest przekorna, choć nieco zaniepokojona. Jakbyśmy byli domokrążcami, którzy przyłapali ją, gdy zamierzała właśnie wypić swoją poranną kawę i poczytać gazetę, w tej jednej, jedynej chwili samotności, nim rozpocznie się jej pracowity, ważny dzień. Nie ma niczego pożądliwego w sposobie, w jaki patrzy na nas z tego zdjęcia. O nic też nie prosi. Tym jednym spojrzeniem mówi nam o sobie i o swoich oczekiwaniach wobec nas dużo więcej, niż zwykły to czynić kobiety z okładek. Na zdjęciu widnieje jedno, proste zdanie - "Adele: życie prywatne", co jeszcze mocniej podkreśla intencję widoczną w jej spojrzeniu. Jej postać nie będzie kalana, wyróżnia się pośród typowego harmidru konkurujących nagłówków, jest całkowicie niezależna. Adele nie jest własnością publiczną i nie podlega to dyskusji. Gdy kobieta plasuje się w centrum zainteresowania opinii publicznej, natychmiast pojawia się poczucie posiadania prawa do jej ciała i życia. Najtrafniejszych przykładem jest wciąż Amy Winehouse. Igrała z ogniem i czasem wzbudzała kontrowersje, była też nieustannie nękana przez media, aż nic z niej nie zostało - a wszystko po to, by nasycić głodną, perwersyjną publiczność. Wciąż jesteśmy tego świadkami, nie dalej jak w tym tygodniu dwuletnia North West musiała walczyć z kamerami, tylko dlatego, że jej matka ukazała się nago na zdjęciach. Panuje powszechna zgoda co do tego, że gdy kobieta raz pozwoli sobie na to, by się obnażyć, staje się własnością tych, którym się pokazała.

Reklama

Adele odmawia udziału w tej grze. Podczas gdy absolutnie nie chcę przez to powiedzieć, że obnażona kobieta zasługuje na swój los (oczywiście, że nie, ale to temat na kiedy indziej), istnieje też poczucie, że kobieta odnosząca sukcesy musi się obnażyć, żeby nie dać o sobie zapomnieć i nie stracić powodzenia w branży rozrywkowej. To błędne koło, ale Adele opiera się i temu trendowi. Po tym, jak na trzy lata zniknęła z list przebojów i tabloidów, teraz pojawiła się znowu bez większych ceregieli, by dzięki "Hello" stać się numerem jeden na listach przebojów i już w pierwszym tygodniu po swoim powrocie mieć rekordową liczbę downloadów - 1,11 mln. Ta dwudziestosiedmiolatka kompletnie obala teorię, że kobiety muszą być "widziane", by mogły być pożądane. Swój triumfalny powrót zawdzięcza swoim zasługom jako wokalistka/autorka tekstów, nie zaś swojej obecności w mediach.

Ciąg dalszy poniżej.

Warto zwrócić też uwagę na to, iż zdjęcie Adele na okładce "Rolling Stone" przypomina okładkę "Time Magazine" z 2014, z Taylor Swift. To ikoniczne dziś zdjęcie skupia się na jej twarzy, podczas gdy ona przeszywa pewnym spojrzeniem obiektyw aparatu. Lekki uśmieszek czai się w kącikach jej ust, gdy lustruje wzrokiem swoje królestwo, podobnie jak wielu mężczyzn z okładek "Time’a" (Steve Jobs, Putin, Obama). Tak jak na okładce z Adele, zdjęcie Swift opatrzono jedynie prostym zdaniem "Potęga Taylor Swift", co sugeruje bez ogródek, że jej ciało nie jest do wzięcia i że z całą pewnością jest ona kobietą zmieniającą normy obowiązujące w branży dowodzonej przez mężczyzn. Taylor Swift przypomina tu Kleopatrę z obrazu Tiepola. Nie jest nagą, renesansową pięknością dumnie wpatrującą się w swoje oblicze, ani też nie odwraca spojrzenia od obserwującego ją mężczyzny, kierowana fałszywą skromnością. Patrzy na swego lubego, wkrótce rozpuści cenną perłę w swoim winie i wypije je, udowadniając, iż jest kobietą, która wygrała z patriarchatem i zawładnęła imperium, kierując się wyłącznie własną, nieprzymuszoną wolą.

Niedawna okładka "i-D" z Rihanną to podobna historia: gwiazda ma aroganckie, wojownicze spojrzenie, które jeszcze podkreślają słowa "graj głośno", ale w odróżnieniu od Taylor Swift i Adele, wizerunek Rihanny wiąże się zazwyczaj z bezwstydną nagością, więc nacisk położony wyłącznie na jej twarz posiada jeszcze większą siłę rażenia. Ta okładka zasypuje przepaść między ciałem i posiadaniem władzy, sugerując, że Rihanna wciąż rządzi, pomimo częstego popisywania się swoim erotyzmem. Napis na zdjęciu jeszcze bardziej podkreśla aktywność (w przeciwieństwie do pasywności) tej kobiety, gdyż zarówno słowo "graj", jak i "głośno" sugerują działanie, co z rzadka dotyczy kobiet, które godzą się na status quo.

Szperanie w przepastnych archiwach Google z ostatnich kilku lat ujawnia szokującą dysproporcję między tymi okładkami a tradycyjnym sposobem, w jaki upozowuje się kobiety z okładek. Zdjęcia kobiet odpierających męskie spojrzenia stanowią rzadki widok, nawet w magazynach kobiecych. Frapująca, niezbyt zachęcająca mina Adele wyróżnia się w oceanie hipererotycznych ciał, powłóczystych spojrzeń i krzykliwych nagłówków, i dlatego okładka z Adele, podobnie jak z Taylor i Rihanną, stanowi rewolucję, choć zapewne nie pozostawi po sobie trwałego śladu w przemyśle muzycznym czy prasowym (w odróżnieniu od samej Adele, która nie musi się martwić o losy swojej spuścizny). Tak długo, jak seks się sprzedaje a kobiety nie przestają używać tego dla własnych korzyści, wciąż będziemy zaskoczeni takimi okładkami, jak ta z Adele.

Musimy więc zadać sobie pytanie, dlaczego tak dziwi nas obraz kobiety, którą definiuje przede wszystkim jej niezwykłość, nie zaś erotyzm? Wierzymy, że kobiety odzyskały swoje ciała, że pokazują je w ramach drobnych działań wzmacniających ich pozycję i że te drobne działania wydają się być tylko sposobem wykorzystywania systemu, miast mobilizowania sił do walki z nim. Tymczasem gdy kobiety mogą świadomie sprzedawać swoje ciała, by ciągnąć korzyści z gospodarki rządzonej przez mężczyzn, istnieje niewielki sprzeciw wobec staroświeckiej teorii, jakoby atrakcyjność kobiety przekładała się na jej sukces. Nie chcę przez to powiedzieć, że Adele nie jest atrakcyjna - jest olśniewająca - ale zmienia sposób, w jaki postrzegamy jej siłę, która nie emanuje z jej ciała ani też tego, w jaki sposób potrafi manipulować erotycznymi emocjami obserwatora-właściciela. Jej siła bierze się z wyrazu twarzy, który mówi nam, że ona tu jest, posiada siłę sprawczą i nie wzruszą jej nasze oczekiwania względem tego, jaka powinna, bądź też nie powinna być.

_Kat George jest pisarką zamieszkałą w Brooklynie. Obserwujcie ją na _Twitterze.__
Tłumaczenie: Ewa Szymczyk