FYI.

This story is over 5 years old.

Interviews

Zostałem królikiem doświadczalnym na pełen etat

Tygodnie spędzone w szpitalu, sikanie do kubła i efekty uboczne. Wszystko to, by sfinansować swoją karierę pisarza i filmowca. Za ile zgodziłbyś się wziąć udział w próbach klinicznych nowych leków?

Fot. z artykułu Jak przeleżałem 70 dni w imię nauki dzięki Andrew Iwanicki

Liczba prób klinicznych w USA nieustannie rośnie, nic więc dziwnego, że firmy farmaceutyczne szukają ochotników. Na ich szczęście istnieje niewielka, lecz silnie zmotywowana grupa spłukanych ludzi, którzy od tradycyjnych sposobów na szybki hajs (praca w knajpie, call center, sprzedaż używanej bielizny przez internet, czy inne dorywcze chałtury), dla zarobku wolą poświęcić się w walce na pierwszej linii medycyny. Po testach na zwierzętach przychodzi czas na fazę pierwszą, w której na zdrowych osobnikach bada się, jak szybko lek się przyswaja, jak długo pozostaje w organizmie oraz jakie ma skutki uboczne.

Reklama

Rozmawialiśmy z Samem Spadino, mieszkańcem Minneapolis, który został królikiem doświadczalnym, by sfinansować swoją karierę pisarza i filmowca. (Ciekawostka: w ten sam sposób Robert Rodriguez zdobył pieniądze na swój pierwszy film El Mariachi). Pełnoetatowi uczestnicy badań mogą zarobić od od 18 000 do 28 000 dolarów rocznie (od ok. 70 000 do 110 000 złotych), choć oczywiście muszą liczyć się z ryzykiem zawodowym. Świadczy o tym chociażby przypadek przeprowadzonych w styczniu 2016 roku we Francji testów eksperymentalnego środka przeciwbólowego, w wyniku których jedna osoba zmarła, a pięć innych poddano hospitalizacji.

Spadino rozmawiał z VICE przez telefon ze swojego miejsca pracy, w 71 dniu z trzech miesięcy testów leku przeciw schorzeniom tarczycy.

VICE: Jak ci się tam mieszka?
Sam Spadino: Jestem zakwaterowany w klinice przypominającej akademik. Piętrowe łóżka są w porządku, ale jedzenie kiepskie, takie typowe szpitalne żarcie. Dość to głupie moim zdaniem — firma badawcza płaci mi 2,500 dolarów za udział w tych testach [które trwają 90 dni, ale wymagają tylko trzech 72-godzinnych pobytów w szpitalu]. Czemu tak skąpią na jedzeniu?

Czy takie wynagrodzenie to standard? Ile zazwyczaj zarabiasz?
Tak, 250 dolarów za dzień to typowa, rozsądna stawka. Siedzisz tu 24 godziny na dobę, ale nic właściwie nie robisz. Możesz sobie odpocząć, pooglądać filmy albo poczytać. Mają tu stół bilardowy i inne gry, jeśli masz ochotę na kontakt z innymi królikami doświadczalnymi.

Reklama

Jacy są twoi koledzy po fachu?
To cały przekrój społeczny, od spłukanych punków po panie w średnim wieku, które chcą podreperować domowy budżet. Są też oczywiście bywalcy tacy jak ja. Zazwyczaj staram się unikać innych ludzi. Zakładam ciemne okulary, naciągam kaptur i staram się robić swoje. Ciężko tu spokojnie popisać, ale udało mi się stąd ogarnąć przebieg prawyborów i nadgonić media społecznościowe. Robię mnóstwo memów.

Jak zostałeś królikiem doświadczalnym?
Ktoś musiał mi o tym powiedzieć, pewnie któryś z moich przyjaciół. To było dawno temu. Moje pierwsze próby kliniczne polegały na testowaniu nowego systemu podawania Fentanylu, dość ciężkiego leku przeciwbólowego. Nalepili mi taki elektroniczny plaster, który miał dozować preparat, ale też podali bloker, który znosił działanie leku — często tak robią. Nic przez to nie czułem, a miałem nadzieję na jazdę po Fentanylu. Brałem też udział w badaniu syntetycznego THC; dostałem wtedy lekki haj. Podawali mi bardzo małą dawkę, ale to był czas, kiedy nie paliłem zioła, więc trochę podziałało. Akurat jak poczułem, że coś zaczyna się dziać, zadzwoniła moja mama. Musiałem się z całej siły powstrzymywać od śmiechu. Kompletnie zepsuła mi fazę.

Z jakimi reakcjami się spotykasz, gdy mówisz o swojej pracy?
Ludzie pytają: „Jak to, nie martwisz się, co stanie się z twoim ciałem? A co z długoterminowymi skutkami?". To przeważnie ci sami ludzie, którzy na imprezie wciągną, cokolwiek im się podetknie pod nos. Ja siedzę sobie wygodnie w klinice pod całodobową obserwacją, a ty ściągasz kreski Bóg wie czego. Słyszałem oczywiście różne straszne historie, ale uważam, że na ogół próby kliniczne są zupełnie nieszkodliwe. Zwłaszcza dla takich jak ja, których nie stać na ubezpieczenie, udział w testach leków to jedyna okazja, żeby odbyć regularne badania lekarskie. Cieszę się dobrym zdrowiem, ale gdyby coś mi się stało mam pod ręką lekarza, który niedawno przeprowadzał na mnie testy i orientuje się w moim stanie.

Reklama

Czy doświadczyłeś kiedyś skutków ubocznych podczas testów?
Zdecydowanie tak: u Pfizera w Connecticut dostałem objawów przypominających gorączkę. Spodziewali się takiej reakcji. Przez 24 godziny trząsłem się, pociłem jak mysz i ogólnie czułem jak ścierwo.

Jakie było najdziwniejsze badanie, w jakim wziąłeś udział?
Podczas jednego z testów musiałem połknąć pigułkę na sznurku. No i wiesz — połknąłem pigułkę, do której przyczepili taką jakby żyłkę, albo nić dentystyczną, dość długą, by pigułka dotarła do mojego żołądka, po czym przykleili mi koniec tej nici do twarzy i tak zostawili na jakiś czas; w końcu wyciągnęli pigułkę z powrotem przez mój przełyk. Nie wiem, czy próbowałeś kiedyś połknąć włos, ale to nic przyjemnego.
Innym razem wszczepili mi pod skórę na brzuchu małą rozpuszczalną kapsułkę, która miała wywołać u mnie opaleniznę, po czym regularnie robili mi zdjęcia, żeby zobaczyć, czy zmieni się kolor mojej skóry. Spodziewali się, że zadziała i będę opalony jak po wakacjach w Brazylii. Jestem bladym rudzielcem i nic z tego nie wyszło. Wszyscy byliśmy trochę zawiedzeni.

Masz jakieś inne ciekawe anegdotki?
Najdłuższe testy, w jakich brałem udział trwały około trzech tygodni, cały czas na oddziale. Nie możesz wyjść, nie ma specjalnie nic do roboty… W takiej bezczynności trzy dni nieźle by się dłużyły — te trzy tygodnie ciągnęły mi się w jebaną nieskończoność. Poza tym to było bardzo łatwe badanie: przeważnie po prostu siedziałem i czekałem na kolejną zbiórkę moczu. Przy próbach klinicznych zawsze zbierają mocz, a w tym konkretnym przypadku zbierali chyba wszystko. Dzień w dzień musiałem załatwiać się do kubła — niezapomniane uczucie.

Reklama

Czy przez to wszystko inaczej patrzysz na przemysł farmaceutyczny?
Zdecydowanie tak. Spójrz tylko, ile pieniędzy idzie na testy. Jeśli przez kilka lat prowadzisz wielopoziomowe badania, a za dłuższe próby każdemu uczestnikowi płacisz 6 000 dolarów… Wystarczy pododawać i widzisz, jak niewiarygodne ilości hajsu ładuje się w tworzenie i badanie leków. Sam nie przyjmuję lekarstw poza testami i nie mam nic przeciwko zarabianiu w ten sposób, ale to nie znaczy, że jakkolwiek wspieram ten przemysł.

Uważam, że tak naprawdę niczym się to nie różni od handlu narkotykami — oprócz tego, że odbywa się w świetle prawa. Po prostu kolejna pomysłowa metoda, żeby opchnąć coś, co nikomu nie przywróci zdrowia. Nie mówię, że nie ma żadnych dobrych leków albo że przy okazji nie odkryto żadnych skutecznych metod leczenia, ale przeważnie to po prostu kolejna gałąź kapitalistycznej gospodarki, która by sporo straciła, gdyby zrobiła to, co obiecuje, czyli na dobre wyleczyła ludzi z chorób. Biorąc pod uwagę to, jaki mamy wybór pigułek nasennych albo że dzieciom przepisuje się pochodne amfetaminy… Przerażające.


Jesteśmy też na Facebooku, polub nasz nowy fanpage VICE Polska


Skąd chętni do pracy jako króliki doświadczalne mogą czerpać informacje o badaniach?
Ze stron internetowych; jest taka jedna dość trafnie nazwana „Just Another Lab Rat!" („Kolejny Królik Doświadczalny!"). Obczaj ją, jeśli chcesz się załapać na próby kliniczne. Znajdziesz tam informacje o badaniach i placówkach, które je prowadzą. Ciekawe, że ludzie przyzwyczajeni do tradycyjnych zawodów słyszą o czymś takim i od razu myślą sobie „Ej, to coś dla mnie". Oczywiście większość z nich w końcu się nie decyduje. Trzeba być naprawdę nieźle pogrzanym, żeby pozwolić na sobie eksperymentować.