Reklama
Nie do końca. NORML wręczyło mi odznakę imienia Petera McWilliamsa za wybitne zasługi w propagowaniu marihuany do celów leczniczych.Ale w tym temacie to oni są autorytetem, nie? W Księdze Guinnessa nie odnotowuje się przecież takich rekordów.
Ludzie od Księgi Guinnessa powiedzieli mi, że uznają tylko takie rekordy, które w ich mniemaniu da się pobić. Pozostali uczestnicy programu dołączyli później ode mnie. Szanse, że ktoś pobije mój wynik, są bliskie zeru, więc siłą rzeczy nie załapuję się na wzmiankę w Księdze Guinnessa.Ups. To ile w końcu wypaliłeś tego zioła?
Co roku wydaję komunikat prasowy, ale od jakiegoś czasu nie robiłem aktualizacji. Ostatni wynik wynosił około 99 kilogramów. Zanim dołączyłem do programu, jarałem blanty przez 11 lat jak każdy inny fan zioła, ale tego nie da się już udowodnić.
Reklama
Praktycznie nie zdarza mi się upalić. Gdy byłem młodszy, jarałem, żeby zyskać w oczach rówieśników, ale nie potrafiłem się nastukać. Brałem mnóstwo leków przeciwbólowych, na przykład hydromorfinę. Niektóre z tych środków farmakologicznych pochłaniałem w takich ilościach, że łatwo można by się uzależnić, ale jakoś udało mi się tego uniknąć.Byłem przekonany, że zioło to szajs. Zjarałem pierwszych dziesięć skrętów w życiu i nie upaliłem się ani razu. Wszystko zmieniło się w dniu, gdy postanowiłem rozegrać partyjkę szachów po spaleniu blanta. W pewnym momencie zorientowałem się, że minęło już pół godziny, a ja nadal jestem w stanie siedzieć bez odczuwania bólu. To był pierwszy raz od pięciu lat. Co więcej – ostatnią pigułkę przeciwbólową wziąłem sześć godzin wcześniej. Zrozumiałem, że ten szajs jednak działa. Zdałem sobie sprawę z jego leczniczych właściwości.A co z innymi skutkami palenia zioła? O haju możesz zapomnieć, ale co z gastrofazą?
Nie zdarza mi się. Nie mam też przekrwionych oczu ani nie kaszlę. Czasem lubię rozkoszować się aromatem.Chciałbyś się kiedyś upalić?
Raz mi się to udało. Zaproszono mnie na konferencję w Toronto, ale na lotnisku okazało się, że nie wolno mi wziąć z sobą żadnych leków. Gdy dotarłem na konferencję, organizatorzy obiecali dopilnować, żebym się upalił. Ostrzegłem, że do tej pory nie było precedensu. Zabrano mnie do komory parowej, gdzie dostałem konopie, które dają megamocnego kopa. Guzik, nic z tego! Wtedy przyniesiono mi olejek o konsystencji wosku, czyli budder. Jest to koncentrat zawierający 95 proc. czystego THC. Usłyszałem, że gdy się nim zaciągnę, będę miał wrażenie, jakby pęczniał mi w płucach, co na początku powoduje pewien dyskomfort. W zamian miałem chodzić nastukany przez bite dwie godziny.
Reklama
Muszę przyznać, że tak. Czułem się dobrze w swoim ciele. Nigdy mi się to nie zdarza, ale tym razem tak było. Liczyłem, że ten stan potrwa dwie godziny. Tymczasem po upływie ośmiu minut światło zgasło. Łatwo było zauważyć, że już nie jestem na haju. Odurzenie, które miało trwać dwie godziny, u mnie skończyło się raptem po ośmiu minutach.Co wtedy czułeś?
Ogromne rozczarowanie. Miałem w opór czasu, więc szkoda, że ten stan nie trwał dłużej.Czy wszędzie jarasz skręty?
Pozostali uczestnicy programu nie pracują. Ja byłem aktywny zawodowo. Dogadałem się z Amerykańskim Biurem ds. Przeciwdziałania Narkomanii (DEA), że będę mógł palić zioło wszędzie tam, gdzie wolno palić papierosy. W pracy, na spotkaniach biznesowych, w szpitalach i w miejscach, gdzie obowiązuje zakaz palenia, używam odparowywaczy do olejku, który przygotowuje moja dziewczyna. Dokonuje ekstrakcji THC za pomocą szybkowaru do ryżu. Sam nigdy tego nie robiłem.Lubisz korzystać z odparowywaczy?
Jeśli to tylko możliwe, sięgam po skręta, który zapewnia optymalną równowagę między THC a kannabinoidami. Nie mam pewności, że wszystkie kannabinoidy da się odparować. Palenie bardziej mi służy. Osoby z innymi schorzeniami mogą mieć jednak odmienne zdanie.A co z jazdą samochodem? Prowadzisz po skręcie?
Jaram przed jazdą, w jej trakcie i po wyjściu z samochodu. Czasami ludzie gapią się na mnie, gdy widzą, jak siedzę za kółkiem z blantem w dłoni. Zdarza się, że zatrzymują mnie policjanci. „Co tak śmierdzi?" – pytają, a ja odpowiadam: „To cannabis sativa, panie władzo". „Przypomina zapach marihuany" – mówią gliny. Wtedy pokazuję im moją receptę i wyjaśniam, że biorę udział w programie federalnym. Z reguły o nim nie słyszeli (choć zdarzają się wyjątki), więc odsyłam ich do Google'a albo radzę, żeby zadzwonili na komendę i kazali dyżurnemu wyguglować moje nazwisko.Gdy już dociera do nich, że biorę na legalu, mówią, że nie wolno mi prowadzić po spożyciu marihuany. Muszę im wtedy pokazać zaświadczenie, że taki zakaz odnosi się tylko do osób w stanie odurzenia. Pytam glin, czy wyglądam na naćpanego, a oni muszą zaprzeczyć.
Więcej o życiu Irvina w jego książce pt. „My Medicine: How I Convinced the US Government to Provide My Marijuana and Helped Launch a National Movement".