FYI.

This story is over 5 years old.

Zawody polskie

Jak to jest być Świętym Mikołajem w Polsce

„Pewnej zimy klientka zadzwoniła i zapytała, czy nie będzie problemu, by Mikołaj wszedł przez balkon i wtedy zaczął rozdawać prezenty. Na miejscu okazało się, że jest to 10 piętro" – pytamy o zawód Mikołaja do wynajęcia
Ilustracja: Aleksandra Lampart

Większość z nas wyrosła już z wiary w świętego Mikołaja, chociaż Coca-Cola czy Tomasz Karolak w „Listach do M." dbają, by kolejne pokolenia dzieci żyły w słodkiej nieświadomości, że ten starszy pan z siwą brodą wciąż istnieje. Musi więc też być zawód Mikołaja, który krzyknie do nas ho ho ho w galerii handlowej lub posadzi na swoim kolanie czyjegoś berbecia. Jak się okazuje – nie jest to prosta praca, jakby mogłoby nam się wydawać.

Reklama

Jasne, można spytać: co jest trudnego w przebraniu się za pana ze świątecznych puszek Coli, rozdawaniu upominków i powtarzaniem rubasznego „ho ho ho"? Pewnie nic, jeżeliby nie pamiętać o sporych oczekiwaniach klienteli i pracodawców takiego Mikołaja (tak, „święci od prezentów" też mają swojego szefa). W Polsce funkcjonuje kilka dużych, profesjonalnych firm zajmujących się wynajmem własnych Mikołajów na czas Bożego Narodzenia. To jednak nie znaczy, że jest łatwo nim zostać.

– Przede wszystkim stawiamy na osoby o bardzo kreatywnym myśleniu oraz które szybko potrafią odpowiedzieć na trudne pytania zadawane przez najmłodszych uczestników spotkania. Dodatkowo kandydat musi mieć doświadczenie w pracy lub obcowaniu z dziećmi. Kolejnymi atutami będą niewątpliwie ukończone studia z zakresu pedagogiki czy po szkołach artystycznych lub aktorskich. Jeśli Mikołaj mówi różnej maści językami lub gra na instrumencie to jest to dodatkowy plus na rzecz kandydata starającego się o wakat w roli Mikołaja – tłumaczy nam Michał Witczak z firmy MikołajNaŚwięta.pl.

Jeśli macie dodatkowy brzuszek, to na Instagramie być może nie zrobicie kariery modela, lecz jako Mikołaj macie szanse.

– Wtedy już jest to kandydat idealny, jednak niestety idealnych kandydatów można policzyć na palcach jednej ręki – dodaje Witczak.

Źródło: Flickr/PROMiltos Gikas

Dodatkowo firma, w której pracuje nasz rozmówca, wymaga od kandydatów zaświadczenia o niekaralności. – Dwa lata temu, kiedy byłem w Londynie, badając tamtejszy rynek Mikołajów, spostrzegłem, że jest to standardem nałożonym przez tamtejsze prawo. Na początku wydało mi się błahe i tak naprawdę niepotrzebne, ale po dłuższym przemyśleniu tematu okazało się, że takie zaświadczenie może być dużym plusem i tak naprawdę atutem, który jeszcze bardziej podkreśli nasz profesjonalizm i jakość. Bardzo wiele mówi się o różnej maści osobach, które lubią dzieci, ale na swój sposób, który nie mieści się w granicach wytyczonych przez społeczeństwo. Dodatkowo chcemy, by nasi klienci czuli się bezpiecznie wynajmując naszych Mikołajów – zdradza Michał Witczak.

Reklama

Mikołaj nie jest jedyną postacią, która ma szanse dorobić na bożonarodzeniowej histerii.

– Posiadamy w swojej ofercie urocze Śnieżynki, które są w stanie oczarować całą męską populację, ale dodatkowo mamy w ofercie także możliwość wynajęcia elfów. W tym roku dodatkowo zatrudniliśmy w roli elfów karłów i muszę przyznać nieśmiało, że był to strzał w dziesiątkę – dodaje nasz rozmówca.

Niestety w świecie Mikołajów wciąż panuje seksizm. Jeśli ktoś marzy o pracy Mikołajki, to srodze się zawiedzie. – Nie ukrywam, że zgłaszają się do nas dziewczyny po studiach aktorskich na stanowisko Mikołaja, jednak wtedy staramy się przekonać je, że praca Śnieżynek też jest dość interesująca. Nie zawsze są jednak zainteresowane tą formą pracy i preferują jednak Mikołajów. Nie ukrywam, że jednak wolimy, by Mikołajem był jednak mężczyzna – tłumaczy Witczak.

Jak wygląda praca takiego Mikołaja? Wbrew pozorom to nie tylko uśmiechanie się do zdjęć i klepanie po plecach małych dzieci.

– Jeśli uda się przejść wszelkie etapy rekrutacji, to wtedy najlepiej wziąć tydzień wolnego w normalnej pracy. To prawdziwa harówa. Dostaje się harmonogram, wedle którego trzeba jeździć po mieście. Jest zimno, a po trzeciej wizycie często masz dosyć, ale zaciska się zęby i śpiewa kolędy z czasami naprawdę dziwnymi osobami – zdradza nam pewien Mikołaj z Trójmiasta, który pragnie zachować anonimowość, bo, jak twierdzi, „koledzy nie daliby mu żyć, jakby to wyszło".

Reklama

Dziwnych przypadków naprawdę jest sporo. – Pewnej zimy klientka zadzwoniła i zapytała, czy nie będzie problemu, by Mikołaj wszedł przez balkon i wtedy zaczął rozdawać prezenty. Niestety nie uzgodniliśmy z klientką, które dokładnie to będzie piętro i dopiero na miejscu okazało się, że jest to 10 piętro. Wytłumaczyliśmy na szczęście klientowi, że jest to niestety niemożliwe, gdyż pani Mikołajowa za bardzo utuczyła Mikołaja i musi wejść w normalny sposób, prosto przez drzwi – opowiada nam Witczak.

Źródło: Flickr/Richard Elzey

Zdarzają się też jednak Mikołajowie jadący saniami na podwójnym gazie. – To Trójmiejska legenda: jeden z wynajętych Mikołajów poszedł ponoć w Wigilię tak narąbany do jakiejś rodziny, że ta wezwała policję, a on został wywieziony na komisariat – zdradza nam rozmówca z wybrzeża.

Być może te specyficzne warunki pracy nie są najlepsze, lecz praca Mikołaja jest bardzo opłacalna. – Za jedną dobę najlepsi są w stanie wyciągnąć nawet 2 tysiące złotych – mówi nasz trójmiejski Mikołaj. Cena za jedną wizytę, w zależności od trwania i efektów specjalnych, czyli przykładowo śpiewania kolędy i pogadanki z dziećmi, wahają się od 100 do prawie 500 złotych. Słowem – ten biznes opłaca się każdej ze stron.

Sezon mikołajowy trwa mniej więcej od 6. do 24. grudnia. Zamawiają wszyscy – prywatne osoby, przedszkola, firmy, centra handlowe… Zdarzają się jednak zlecenia, które nie mieszczą się w normie.

– Pewnego razu zdarzyło się, że zadzwoniła do nas klientka z Londynu w ostatni dzień roku koło godziny 15:00 i powiedziała, że potrzebuje Mikołaja na wieczór sylwestrowy. Oczywiście zaproponowała, że wszelkie koszty pokryje wraz z biletami lotniczymi, wynagrodzeniem oraz dojazdami z i na lotnisko. Pani oczywiście wiedziała, że jesteśmy z Warszawy – opowiada Witczak. Zapotrzebowanie jest, jak widać, naprawdę duże.

Źródło: Flickr/CHRISTOPHER DOMBRES

Jeśli chcielibyście więc zostać Mikołajem, musicie mieć czystą kartotekę, zapuszczać sadło oraz ćwiczyć języki. Jeśli jednak chcielibyście zamówić Mikołaja, to jest już raczej za późno. – Klienci zgłaszają się do nas już w połowie września, by zaklepać odpowiednią godzinę – mówi nam Michał Witczak. Czy jednak warto? - Tak naprawdę wszystko zależy od tego, czy lubisz dzieci. Ja na początku udawałem i grałem wielkiego fana, lecz po sześciu latach w zawodzie sam dorobiłem się dwójki. To tylko tydzień pracy w roku, lecz tak intensywny, że naprawdę potrafi zmienić wiele – mówi nam trójmiejski Mikołaj. I niech to będzie bożonarodzeniowa, słodka jak cholera, puenta.