FYI.

This story is over 5 years old.

Zawody polskie

​Dostawca pizzy na nocnej zmianie opowiada o swojej pracy

„Zdarzają się ludzie pracujący po nocach, stróże, recepcjoniści w hotelach. Mamy nawet jedną stałą klientkę w burdelu. Zawsze zamawia małą szpinakową" – rozmawialiśmy z chłopakiem, który ratuje cię od gastro

Źródło: Flickr/jvoves

Rafał ma 24 lata, pracuje w jednej z wielu wrocławskich pizzerii. Robi na nocną zmianę, a z samego rana sprząta wagony kolejowe. Jest dostawcą już od dłuższego czasu, więc ma całkiem dobre pojęcie na temat branży.

VICE: Jak jest w pracy nocnego dostawcy pizzy?
Rafał: Wielu myśli, że to przecież sama przyjemność pośmigać sobie skuterkiem po pustych ulicach. Taka zajebista frajda. Zwłaszcza w środku zimy – nie mam prawa jazdy, jeszcze mi się nie zdarzyło odłożyć czegokolwiek z wypłaty.

Reklama

Taka zła płaca?
Nie, płacą wcale nienajgorzej, godzinowo całkiem w porządku to wygląda, do tego dochodzą napiwki, serio nie jest źle, ale ja jeszcze płacę prawie 600 złotych alimentów miesięcznie.

Od kiedy pracujesz jako dostawca?
Praktycznie od kiedy zrobiłem kartę motorowerową, ponad sześć lat. Raz robiłem pod Wrocławiem w małej knajpie z burgerami, prowadził ją taki Włoch. To była chyba najgorsza robota, jaką miałem, chora umowa, facet ciął na wypłatach jak pojebany. Do tego kazał odbierać telefony do ostatniej chwili. Teoretycznie lokal zamykaliśmy o 22, ale jeżeli ktoś zadzwonił minutę przed zamknięciem, musieliśmy zrealizować to zamówienie. Praktycznie codziennie zdarzało się, że kończyliśmy godzinę, dwie po czasie. Oczywiście o dopłatach za nadgodziny nie było mowy. Długo tam nie posiedziałem.


Szlachta nie pracuje, ale VICE Polska tak. Polub nasz fanpage, żeby być na bieżąco


Mówiłeś, że pracowałeś w zimie. Jak się jeździ jednośladem po lodzie? Da się?
Oczywiście, że się da, robiliśmy na tych maszynach takie rzeczy, żebyś się zdziwił. Pracowałem rok temu z takim Bartkiem. To był prawdziwy magik. Na ulicy szklanka, łysy lód. Wyjeżdżałem z dostawą. Nogi przy ziemi, żeby się nie wyjebać w razie czego. Jechałem może 15 km na godzinę, nie więcej. Dojeżdżałem do zakrętu, a na zakrętach wystarczyło tylko trochę dodać gazu i obracałeś się o 180 stopni. No więc tarabaniłem się tak powolutku, przy krawężniku i nagle widzę w lusterku jakieś światła. Bartek mnie wyprzedzał. Musiał mieć co najmniej z 50 km/h na liczniku. Jeździł jak pojeb, ale nie pamiętam, żeby kiedykolwiek miał stłuczkę.

Reklama

A ty miałeś kiedyś wypadek w pracy?
Ostatnio miałem sytuację. Nie była jakoś ekstremalnie niebezpieczna, ale zwyczajnie gówniana. Pod wiaduktem wyprzedzał mnie z prawej strony jakiś kutas, no i przypieprzył we mnie, rysując mi cały bok, aż się przewróciłem. No ale nie to było najgorsze, bo patrzę, a facet zaczyna spierdalać. Próbowałem go gonić, ale wtedy jechałem na jakiejś śmiesznej pięćdziesiątce, więc mogłem zapomnieć. Na szczęście za mną jechał koleś, zaświecił na mnie i powiedział, że ma wszystko nagrane. Miał kamerkę z przodu. No to zadzwoniłem do szefa, żeby przyjechał, bo jest taka sytuacja. Szef się pojawił, popatrzył, wyjął z bagażnika nóż tapicerski, jakieś kombinerki i rozpierdolił całą karoserię. Powiedział mi, że jestem bardzo chory i wszystko mnie boli. Zadzwoniliśmy od razu po policję i ambulans. Wiesz, miał jakieś zajebiste ubezpieczenie w euro.

Źródło: Flickr/Joe Hall

Domyślam się, że pizzę w nocy zazwyczaj zawozi się na imprezy.
Faktycznie, w większości na imprezy, pamiętam jak mojego pierwszego dnia tutaj wiozłem pizzę na jakąś libację u studenciaków. Laska otwiera mi drzwi, wyciągam pizzę z torby, a tu nagle jakiś kretyn z gołą dupą wybiega na klatkę schodową – widzę zażenowanie na twarzy klientki, nic nawet nie powiedziała. Ale nie tylko imprezowicze od nas zamawiają. Zdarzają się ludzie pracujący po nocach, stróże, recepcjoniści w hotelach. Mamy nawet jedną stałą klientkę w burdelu. Zawsze zamawia małą szpinakową. Często zdarza się jakiś robiący nockę chlejus, chociaż oni akurat dają całkiem fajne napiwki.

Reklama

Zdarzają się jacyś agresywni klienci?
To jest niestety norma, musiałem się z tym pogodzić. Na szczęście nie jakoś bardzo często, zazwyczaj, kiedy jakiś klient coś odpierdoli, to zapisujemy jego nazwisko i numer telefonu i po prostu następnym razem go nie obsługujemy. Kilka razy zdarzyły mi się naprawdę niefajne sytuacje. Podjeżdżam pod bramę, to było w takim nowym domku, w dobrej okolicy. Dzwonię do drzwi, otwiera mi wielki kark, ledwo mieścił się w drzwiach no i było widać, że jest naćpany. Myślę sobie: „oho". I nagle rzuca: „Bum skurwysynu, dawaj placek!". Wyrwał mi karton i zatrzasnął drzwi.

W takich przypadkach za jedzenie płacę ja, ale nie miałem ochoty się z nim ścierać. Chociaż ta sytuacja nie była wcale najgorsza. Innym razem ukradli mi cały utarg, czyli spokojnie pięć pak, telefon, o pizzy nie wspomnę. Chuje zabrały mi nawet szlugi. Potem się okazało, że koleś, który zamawiał był jakoś zgadany z tymi złodziejami. Oczywiście trafił na „czarną listę".

Ile godzin w tygodniu pracujesz?
Ciągle brakuje rąk do pracy, więc muszę brać większość zmian – dochodzę do wniosku, że bezrobocie jednak nie istnieje. Nawet jak się ktoś znajdzie, to zaraz trzeba dawać nowe ogłoszenie. Rotacja jest ogromna, ale ja nie do końca się temu dziwię – to jest naprawdę ciężki zapierdol. W ostatnim miesiącu miałem może trzy albo cztery dni wolne, a zmiana trwa ponad dziesięć godzin.

A rano do drugiej pracy.
Nie takie rano, na szczęście na kolei zaczynam o godz. 14, więc mogę trochę odespać. No i weekendy są wolne. W gastronomi nie ma czegoś takiego jak wolny weekend. Wiadomo, ruch jest wtedy największy. Ale zdarzało się, że robiłem po kilka dni z rzędu praktycznie non stop, wtedy trzeba było się już wspomagać, jeżeli wiesz o co mi chodzi.

No wiem, a wiele dostawców tak robi?
No jak to na nocnej zmianie bywa. Dużo osób też pije, głównie kucharze, ale zdarzali się kierowcy. Raz pracowałem w takiej restauracji w centrum, obsługiwaliśmy głównie firmy w okolicy, więc w ciepłe dni można było spokojnie wypić piwo i podjechać rowerem, dobrze to wspominam. Pracował tam młody kucharz, w szafce na przyprawy chował sobie szklankę browaru i co jakiś czas dolewał. Pod koniec dnia musieliśmy mu pomagać wychodzić z lokalu. Mimo wszystko był profesjonalistą, robił zajebistą rybę. Na Sylwestra jest najgorzej. Klienci nie puszczą cię, jak się z nimi nie napijesz. Przed północą byłem już naprawdę konkretnie nagięty, ale obyło się bez jakiegoś przypału.

Lubisz swoją pracę?
Właściwie to nie mogę powiedzieć, że jest mi w niej jakoś źle. Na początku strasznie na nią kląłem. Ciągle psuła mi się maszyna, zdarzało się, że musiałem ją pchać przez pół miasta. Pierwsza zima była przejebana, byłem ciągle przemoczony i zamarzałem. Po prostu nie ma opcji, żeby wiatr się gdzieś nie przedostał pod ubrania. Pewnie kiedyś wyjdzie u mnie reumatyzm. Ale teraz już się przyzwyczaiłem, nie jest źle. W restauracji, w której obecnie pracuję są naprawdę w porządku ludzie, można pogadać, no i dają naprawdę fajną pizzę.