FYI.

This story is over 5 years old.

muzyka

Lars Frederiksen opowiada o rozwoju Oi! i tragicznej śmierci Colina McQuillana z Runnin’ Riot

Lars Fredericksen o muzyce, trasach koncertowych i stracie przyjaciela

Lars Frederiksen (43 lata) jest spełnionym muzykiem punkowym, fanatykiem wrestlingu i skinheadem. Jest również, jak się okazuje, naprawdę miłym gościem. Mieszkając w Bay Area i będąc fanem wrestlingu, hardocore'u oraz kultury Oi!, wpadałem na Larsa wielokrotnie podczas różnych okazji. Przede wszystkim jego muzyka była jednym z powodów mojego mocnego zaangażowania w ruch punk. Grupy w rodzaju Rancid stanowiły dla dzieciaków takich jak ja zachętę do poszukiwań bardziej niszowych zespołów punkowych i zanim przeszedłem do szóstej klasy, naszywki Larsa Frederiksena i The Bastards na mojej naćwiekowanej kurtce pokazywały innym dzieciakom, że jestem certyfikowanym punkrockowcem.

Reklama

Jego now(sz)y zespół Oi!, The Old Firm Casuals, udowodnił swą indywidualność ostatnią płytą This Means War. Niektóre z wcześniejszych nagrań wpadały w nurt typowego Oi!, ale nowy materiał wydaje się bardziej naturalny i wyzwolony z wszelkich ograniczeń. Brzmi niemal jak duchowy sukcesor Larsa Frederiksena i The Bastards, z większą domieszką niesławnych elementów skinheadzkich.

Założyłem swoją punkową kurtkę ze szkoły średniej, zasznurowałem glany i zadzwoniłem do Larsa, żeby pogadać o tym, jak w szkolnych czasach znęcały się nad nim dzieciaki, o nowym zespole oraz o najgorszej trasie jego życia.

Noisey: Oglądałem klipy The Old Firm Casuals na YouTubie i rzucił mi się w oczy komentarz jakiegoś gościa, który twierdził, że dorastał w Campbell i chodził z tobą do szkoły. Wspomniał, że czepiano się ciebie w szkole średniej za bycie fanem muzyki Oi! Prawda to?
Lars Fredericksen: Taa! Cóż, byłem małym skinheadem, a nikt nie wiedział, kim skinheadzi są. To znaczy: większość 11-latków nie wie, kto to skinhead. Mój brat przynosił do domu muzykę, a ja byłem w niego wpatrzony. Słuchałem muzyki, z którą on mnie zapoznał, więc zanim skończyłem siódmą klasę, byłem już skinheadem krzyczącym „Oi!" oraz chodzącym do szkoły w glanach, wybielanych dżinsach i szelkach. Nazywali mnie „Farmer Tom", ale miałem też inne gówniane przydomki. Broniłem się: „Nie, jestem fanem Oi!", na co oni odpowiadali: „A co to, kurwa, jest?".

Reklama

Dzieciaki podążały za tym, co było wtedy modne. Jedynym punktem, którym interesowałem się zarówno ja, jak i one, był w miarę fajny zespół Stray Cats. Te dzieciaki swoją wiedzę na temat skinheadów i głównie na temat punkowców czerpały z programów prowadzonych przez Phila Donahue i innych w tym rodzaju – były oglądane po szkole. Wiesz, wtedy każdy głupi sitcom miał swój punkowy odcinek. Oi! i punk były dla mnie zawsze gówniane.

Jedno z lirycznych uzewnętrznień, które przykuło moją uwagę na płycie This Means War, to Off with Their Heads. Co zainspirowało cię do napisania tego tekstu?
Czysty gniew. Myślisz, że jak masz dzieci, to się uspokajasz lub coś w tym rodzaju. Pod pewnym względem w moim życiu to nastąpiło, ale w niektórych aspektach sprawiło, że stałem się bardziej świadomy. Na przykład zastanawiam się, jak możemy dopuszczać w naszym kraju do pewnych rzeczy. Więc zajmuję się w tej piosence gwałtem, wszelkiego rodzaju terroryzmem religijnym i wielkimi korporacjami. Każdy, kto jest wystarczająco arogancki, żeby myśleć, że Stany są krajem nr 1, w oczywisty sposób nie odrobił zadania domowego. Wielkie korporacje i politycy tacy jak Mitt Romney, Bill Clinton i George Bush outsorcują pracę, szkoły są beznadziejne, a całą produkcję przerzuca się do Chin i Meksyku. Jesteśmy zepsutym, do pewnego stopnia leniwym narodem. Nie mówię, że każdy jest taki, ale do pewnego stopnia – wszyscy.

Fakt, że zostałeś ojcem, sprawił, że zaczęły cię niepokoić te kwestie?
Tak. Nie boję się, ale jestem po prostu bardziej wściekły. Piszę o wszystkim, co widzę. To tylko moje wnioski. Ale nie jestem jak FOX News i swoje opinie opieram na faktach. Dorastałem w niezamożnym domu jako dziecko klasy pracującej. Nasza rodzina i Baileyowie to byli jedyni biali na ulicy (jakkolwiek ich było 35, bo byli irlandzkimi katolikami, ha!). Ale ze wszystkimi się dogadywaliśmy. Wielu z nas spotykało się z Latynosami lub czarnymi dzieciakami, które były tak samo grubo ciosane jak my. Nie nienawidziliśmy się z powodu koloru skóry, nienawidziliśmy się być może z powodu dzielni, na której dorastaliśmy. Jedno, co mieliśmy wspólnego, to to, że byliśmy kurewsko biedni.

Reklama

Korporacje to zło. Nie są po to, aby nas chronić, ale – by wykorzystywać. Niszczą środowisko, niszczą twoje miasto, niszczą rodzinę. Jedyne, na czym im zależy, to zarabianie pieniędzy. Popatrz na Wal-Mart. Sprawdź pierwszą dziesiątkę najbogatszych prezesów w Stanach i spójrz, ilu jest z Wal-Marta. Oni nie traktują fair nawet swoich pracowników. Wszystkim dają część etatu, żeby nie płacić żadnych świadczeń. Jeżeli myślisz, że Ameryka jest taka cudowna, to masz dziurę w swojej pieprzonej głowie.

Ta piosenka jest też o tym, że jeśli nakryje się kogoś na molestowaniu dziecka, powinno się go od razu zastrzelić. Ludzie mogą mnie krytykować za takie słowa, ale mam to w dupie. Nie ma na to miejsca – dziecko nie potrafi się przecież bronić! Nie mówię o nastolatkach i ludziach mających świadomość. Mówię o małych dzieciach, księżach pedofilach i Kościele. Jeżeli jesteś fanatykiem swojej religii i chcesz z jej powodu kogoś zabić, to powinno się zabić właśnie ciebie! Oto dylemat: wierzę w wymiar sprawiedliwości, ale nie sądzę, że on działa. Ludzie zawsze przechodzą prosto do kwestii: „Czy wierzysz w karę śmierci?". Cóż, tak, wierzę w karę śmierci w systemie wymiaru sprawiedliwości, który działa.

Dlaczego zdecydowałeś się dodać fortepian na płycie?
Każdy z zespołów, w których gram, opiera się na gitarze, basie i perkusji, ale dodaję do tego jeszcze coś ekstra. W przypadku The Bastards było to granie slidem, bo kocham Rose Tattoo i oni wywarli na The Bastards spory wpływ tak jak Anti-Nowhere League, Motörhead, The Blasters lub Billy Bragg. Więc z The Casuals chciałem wejść w fortepian, który tak kochałem w przypadku Sham 69. Również zawsze kochałem to, jak Stomper 98 dodawali saksofon. Niektóre zespoły Oi! używały w przeszłości saksofonu! Chodzi mi tu przede wszystkim o Franky Flame i jemu podobnych. Muzyka Oi! to rock and roll, człowieku. Owszem, cały czas pewien segment populacji tego słucha, ale tak długo, jak to robię, odkrywam, że nie można do końca kontrolować procesu twórczego. Pragnąłem, aby The Casuals byli zwykłą grupą Oi!, i zawsze tacy będą, ale chciałem też podejść do pewnych spraw z innej perspektywy. Wiesz, Ramones grali ten sam kawałek 30 razy – ale to byli, kurwa, Ramones!

Reklama

Wydaje się, że zaszła spora zmiana od wczesnych nagrań The Old Firm Casuals do obecnego materiału.
Cóż, w pewien sposób zaczęliśmy się po prostu orientować, kim jesteśmy. Mam na myśli to, że Paul jest tak dobry jako bębniarz, że możesz napisać cokolwiek i on sobie z tym poradzi, więc nie ma ograniczeń. Chcieliśmy ustawić nasz ton i rozwijać się. Cieszę się, że zaczynamy brzmieć na swój własny sposób. To znaczy: każdemu zespołowi zabiera to chwilę. Jeżeli pomyślisz o Honor Is All We Know w porównaniu z pierwszym nagraniem Rancid, to są jak noc i dzień. Dla mnie tworzenie zawsze polegało na tym, żeby się nie spieszyć i pisać takie kawałki, z których będziemy dumni. Nie chcę grać tej samej piosenki non stop. Pragnę robić różne rzeczy i widzieć, co możemy zdziałać. Więc sądzę, że wychodzimy na swoje.

Podczas ostatniej europejskiej trasy The Old Firm Casuals grało ze wspaniałymi kapelami, ale napotkaliście też spore przeszkody.
Tak, jeśli chodzi o emocje, była to prawdopodobnie najgorsza trasa, jaką miałem w całym życiu.

Nieźle. Ile tras odbyłeś?
Tras? Kurwa, setki. Może tysiąc? Wiem, że dałem przynajmniej cztery lub pięć tysięcy koncertów. Gram w zespołach, odkąd skończyłem 17 lat, a na scenie – odkąd miałem 18 lub 19.

I ta była najgorsza?
Pewnie. Byliśmy w trasie od zaledwie pięciu lub sześciu dni, dopiero co zaczynaliśmy się zgrywać z nowym gitarzystą Gabe'em, który gra w Sydney Ducks. Po szóstym występie nasz perkusista Paul wszedł do sklepu przy stacji benzynowej o 6 rano i wyszedł z otwartym złamaniem ręki.

Reklama

Jak to zrobił?
W Niemczech i niektórych innych częściach Europy na stacjach każą ci płacić za odlanie się – musisz wrzucić monety i odblokować kołowrót, aby wejść do kibla. To była 6 rano i jechaliśmy na festiwal do Słowenii. Zatrzymaliśmy się, żeby się odlać. Zawsze przeskakuję przez kołowrót, bo nie zamierzam, kurwa, płacić za odlanie się. Casey przeskoczył. Paul spróbował, ale zawadził nogą i upadł prosto na rękę. Zaliczył otwarte złamanie z przemieszczeniem łokcia. To było mocne. Kość wystawała na zewnątrz. Otwarte złamanie to najgorsze złamanie, jakie możesz mieć. Gorsze jest tylko podwójne otwarte złamanie. Kość do tej pory nie zaczęła mu się jeszcze zrastać, a wypadek był w sierpniu. W efekcie skończyliśmy, grając z trzema różnymi perkusistami: Gensem Kaiserem, Rayem Dustem i Robinem Guyem. Uratowali nas i jesteśmy im naprawdę wdzięczni.

Gdy dotarliśmy do Rockford, gdzie mieliśmy zasadniczo nasz pierwszy wolny dzień od trzech tygodni, dostałem telefon of Watforda Jona, wokalisty Argy Bargy. Zadzwonił do mnie o 10 rano, a ci goście wiedzą, że śpię do południa. Spojrzałem na telefon i pomyślałem: „Może chce po prostu zjeść ze mną śniadanie czy coś?". Potem zadzwonił Steve Whale i zacząłem się zastanawiać, o co chodzi, ale byłem półprzytomny. Za chwilę Steve zaczął dobijać się ponownie, więc odebrałem, a on mówi: „Masz zadzwonić do Watforda Jona". A ja: „O co chodzi?", ale on tylko: „Masz zadzwonić do Watforda Jona teraz".

To była wspólna trasa The Old Firm Casuals, Control i Runnin' Riot. Wiedziałem, że poprzedniej nocy chłopaki z Runnin' Riot i moi kumple z zespołu pojechali do Londynu na koncert Agnostic Front, więc pomyślałem, że komuś z mojej ekipy przydarzyło się coś złego. Więc zapytałem: „Co się stało, do kurwy?!". A on: „Colin nie żyje!". I straciłem połączenie. Zadzwoniłem do Jona, a on oczywiście wychodził z siebie. Nikki, żona Colina, przyleciała z Belfastu tego samego dnia. To była prawdopodobnie jedna z najsmutniejszych chwil w moim życiu.

Poza tym, że Colin McQuillan śpiewał w Runnin' Riot, był dla mnie kimś w rodzaju osobistego wsparcia podczas trasy. Gadaliśmy codziennie i zajmowaliśmy się różnymi rzeczami. Napisałem dla niego jeden kawałek i powiedziałem mu: „Colin, tylko ciebie słyszę, jak to śpiewasz", więc graliśmy ten kawałek do końca trasy. Wszystko miało się zakończyć za 10 dni w Dublinie, a Runnin' Riot pochodzi z Irlandii Północnej. Runnin' Riot to jedna z najlepszych grup, jakie istniały. Pisali wielkie, zajebiste kawałki, a Colin był jednym z najlepszych wokalistów, jakich spotkałem. Był przyjacielem. Niełatwo stracić przyjaciela. Runnin' Riot grało jako support Rancid, gdy po raz pierwszy koncertowaliśmy w Belfaście. Zawsze będę pamiętać tamte czasy. Chodziłem z Colinem na mecze Linfield, ponieważ to był jego klub. Tak ciężko o tym mówić… Po jego śmierci powstała wielka, gigantyczna dziura i nie sądzę, żeby miała się kiedykolwiek zapełnić. On był bardzo ważny dla naszej muzyki, naszej sceny i naszej kultury. Brakuje mi wystarczająco dobrych słów, aby mówić o Colinie. Jego osobowość dosłownie opromieniała pomieszczenie, w którym przebywał – taki sam był na scenie. Pamiętam, jak graliśmy raz koncert, a pierwszy zespół się spóźniał. Nastawienie Colina było następujące: „Och, zagramy pierwsi", a ja „Nie, Colin, gracie jako drudzy. Tak jest zakontraktowane. Trzeba się szanować". A on na to: „Nie, nie, Lars, zagramy pierwsi. Nie mamy z tym problemu. Po prostu chcemy grać". Takie miał zawsze podejście. Takim był gościem! Miał wpływ na moją grupę, ale też na mnie jako człowiek. Był postacią wielkiego kalibru.

Nieźle, nawet nie potrafię sobie wyobrazić utraty takiej grupy podczas trasy.
Nigdy wcześniej nie przydarzyło mi się nic podobnego. Colin miał tylko 45 pierdolonych lat. Pozostawił we mnie wielką dziurę, nigdy o tym nie mówiłem w wywiadach czy w ogóle. To moja osobista sprawa. Czekam na spotkanie z Nikki, gdy wybiorę się niedługo do Londynu na tatuażową wycieczkę. Przylatuje z Belfastu, więc dobrze będzie ją zobaczyć, bo jesteśmy z sobą naprawdę blisko. Gdy Colin odszedł, chciałem zakończyć trasę. Działo się naprawdę zbyt dużo. Byłem, kurwa, wściekły. Na trasy normalnie zabieramy takiego gościa, Chrisa Powerhousa – zajmuje się różnymi gównianymi rzeczami. Ale on nie mógł, więc jego obowiązki przejął Paul, który potem miał złamanie z przemieszczeniem, więc cała ta robota spadła na mnie. Wszyscy przychodzili do mnie z różnymi pytaniami, a ja jedynie chciałem grać jakąś głupią, pierdoloną muzykę i jechać na kolejny koncert. Ale wtedy Nikki powiedziała mi: „Lars, zrobisz, co zechcesz, ale Colin chciałby, żebyś kontynuował trasę. Poprę cię bez względu na to, jaką podejmiesz decyzję". Wiedząc, że mam jej wsparcie, oraz wiedząc, czego oczekują ode mnie pozostali goście z Runnin' Riot, nie przerwałem zaplanowanych koncertów. Szczerze: cała reszta tej jebanej trasy została zagrana dla niego. Był ciągle w naszej pamięci. Wszystkie koncerty będę grał dla niego. Myślę o nim każdego dnia i nigdy go nie zapomnę.