FYI.

This story is over 5 years old.

Sport

​Roller Derby, czyli dziewczyński łomot na wrotkach

Prawie wszystkie dziewczyny w drużynie mają tatuaże, kolczyki lub kolorowe włosy (albo wszystko naraz) oraz derbowe aliasy: Violet Violence, Alga Fury czy Blond Disaster

Zdjęcia z treningu Worst Warsaw Derby Team. Fot. Oliwia Thomas.

Na sali treningowej jest jakieś 12 stopni Celsjusza. Około 20 dziewczyn przygotowuje się do treningu. Wrotki: różowe, czarne, w panterkę, w zebrę, posklejane taśmą, z różowymi kółkami, nowe, znoszone – wszystkie łączy charakterystyczny derbowy krój: niska cholewa, która pomaga przy skręcaniu i manewrach na torze. Do tego kaski, ochraniacze na łokcie, nadgarstki, kolana. I zęby, bo chociaż 70% drużyn roller derby na świecie to kobiece teamy, w tym sporcie możesz czasem dostać w pysk.

Reklama

Chodziłam na siłownię, chodziłam na różne zajęcia – wszystko mi się zajebiście nie podobało – było to tak dennie nudne i kompletnie nie w moich klimatach, że sobie po prostu odpuściłam. A potem odkryłam roller derby.

Roller derby to drużynowy sport kontaktowy, jego geneza sięga lat 30., kiedy w Stanach organizowano maratony wrotkarskie na pochyłym torze. Sport dosyć szybko przeobraził się w brutalne widowisko pokroju zawodów wrestlerskich: wyreżyserowane bójki i spektakularne upadki w wykonaniu zakrwawionych rockabillowych dziewczyn. Od początku XXI wieku roller derby przeżywa renesans, ale już na płaskim torze i z wyraźnie określonymi zasadami. To już nie przedstawienie, ale poważny sport – dla poważnych lasek.

Na torze drużyny wystawiają po piątce zawodników i zawodniczek – jednego ścigacza (jammera) i czterech blokerów. Blokerzy obu drużyn startują z tego samego punktu, kilka metrów za nimi ruszają jammerzy. Cel jammerów to wyprzedzenie (zdublowanie) blokerów z przeciwnej drużyny. Ci z kolei mają proste zadanie: nie dać się wyprzedzić. I tu zaczyna się element kontaktowy: blokerzy zatrzymują ścigaczy tułowiem, udami i ramionami. Faule to uderzenia poniżej kolan, powyżej ramion oraz w plecy, nie wolno używać łokci oraz dłoni. Jeden wyścig trwa dwie minuty, a cały mecz godzinę.

W Polsce roller derby działa od niecałych dwóch lat, a w zeszłą sobotę miał miejsce pierwszy towarzyski turniej w Warszawie. Do tej pory powstały same żeńskie drużyny (o nazwach takich jak Warsaw Hellcats Roller Girls, Vratislavia MadChix Roller Squad czy 3City Piranhas), ale od jednej z zawodniczek dowiedziałam się, że w planach jest również pierwsza sekcja męska.

Reklama

Przeczytaj o prawdziwych feminazistkach, czyli feministkach w skrajnie prawicowych organizacjach.

Odwiedziłam trening drużyny Worst Warsaw Derby Team w warszawskim klubie Progresja i pogadałam z kilkoma zawodniczkami. Najmłodsza skończyła 19 lat, najstarsza – 32. Niektóre z nich urodziły dzieci, inne studiują. Prawie wszystkie mają tatuaże, kolczyki lub kolorowe włosy (albo wszystko naraz) oraz derbowe aliasy: Violet Violence, Alga Fury czy Blond Disaster. Aliasów nie mają początkujące zawodniczki – dla nich istnieje wspólne, żołnierskie określenie – fresh meat, czyli świeże mięso. Bo Roller Derby to nie grupa wsparcia dla alternatywnych dziewczyn, salon piękności czy kółko plotkarskie – to kontaktowy, czasem nawet krwawy sport.

VICE: Od kiedy bierzecie udział w derbach?
Violet Violence: W grudniu miną dwa lata od kiedy roller derby istnieje w Polsce. Wtedy w Poznaniu powstała pierwsza drużyna: Bad to The Bone. Pierwsza drużyna w Warszawie – Warsaw Hellcats Roller Girls – powstała na przełomie grudnia i stycznia, w marcu 2014 roku powstała nasza drużyna Worst Warsaw Derby Team. Ja jestem w drużynie od samego początku, kiedy to dziewczyny ogłosiły pierwszy nabór w internecie. Poszłam na pierwsze spotkanie i tak się zaczęło.
Alga Fury: Od zeszłego września, trochę ponad rok.
Ula: Na pierwszy trening przyszłam w czerwcu, ale regularnie chodzę na treningi od trzech miesięcy.
Weronika (fresh meat): To jest mój czwarty trening.

Reklama

Dlaczego się zdecydowałyście się spróbować tego sportu? Czy wiedziałyście coś o nim, zanim przyłączyłyście się do zespołu?
VV: Przed przyjściem na trening o RD wiedziałam tyle, co wpisałam na youtubie (śmiech). Zajarałam się zdjęciem wydziaranej laski z kolorowymi włosami na ogłoszeniu. Ale tak szczerze mówiąc, od dawna chciałam zacząć uprawiać jakiś sport. Chodziłam na siłownię, chodziłam na różne zajęcia – wszystko mi się zajebiście nie podobało – było to tak dennie nudne i kompletnie nie w moich klimatach, że sobie po prostu odpuściłam. A potem odkryłam roller derby! Po pierwszym spotkaniu z WWDT poczytałam trochę i odkryłam, że wbrew pozorom te fajne wytatuowane dziewczyny po prostu bardzo się lubią – nie rywalizują między sobą, nawet te z różnych drużyn. Rywalizacja jest tylko na torze. Często się zdarza, widzę to oglądając zagraniczne mecze, że jammerki (ścigaczki) z przeciwległych drużyn po zakończonych meczach padają sobie w ramiona i gratulują udanego meczu. I tak po prostu jest. Wiadomo, że przy takiej chmarze bab zdarzają się konflikty, ale są załatwiane szybko i między sobą. To jest mój sport. Nie zamieniłabym go na nic innego.
U: Mnie najbardziej zajarał widok dziewczyn na treningu: to jak jeżdżą, to jak wyglądają i walczą w pace (zwarta grupa ścigaczek i blokerek) – to było wręcz zjawiskowe. Bardzo mi to zaimponowało.
Blond Disaster: Obserwowałam roller derby z zaciekawieniem od dwóch lat – czyli momentu, kiedy dyscyplina ta pojawiła sie w Polsce. Podziwiałam moje koleżanki i trochę bałam się wrotek. Przełamałam się dopiero na imprezie Roller Disco w marcu tego roku – nie zabiłam się, więc postanowiłam przyjść na trening otwarty i było warto. Jestem rokendrolową dziewczyną, odkąd pamiętam słucham punk rocka i cały klimat mi odpowiada, pasuje do mojego temperamentu – większość lasek z Roller Derby ma rokendrolowe czy metalowe inklinacje. Poza tym bardzo szybko znajdujesz wspólny język i zawierasz nowe przyjaźnie. Jako fresh meat jesteś otaczana opieką i wsparciem już od samego początku: wspólne wyjścia, rozmowy, piwo, imprezy. Ja traktuję RD jako odskocznię od codziennych problemów.
AF: O roller derby dowiedziałam się od koleżanki. Przyszłam na trening, zobaczyłam że są fajne dziewczyny, więc postanowiłam dołączyć. To co mnie najbardziej pociąga w tym sporcie to adrenalina. Jestem mamą, w domu mam dużo nerwów, więc przychodzę tutaj się wyżyć. Fajna forma spędzenia czasu i wywalenia złych emocji.
W: Przypadkiem na jakimś blogu lajfstajlowym zobaczyłam laskę opowiadającą o wrotkach. Zafascynowało mnie to – to zupełnie coś innego, niż superpopularne rolki. Wroteczki pokochałam od pierwszego wejrzenia, dopiero potem dowiedziałam się roller derby. To jest sport dla silnych lasek – coś czego szukałam – jednocześnie indywidualny i grupowy. Myślę, że to jest najfajniejsze. Wreszcie znalazłam dyscyplinę, którą chcę się na poważnie zająć –po treningu wracam do domu z totalną euforią!

Reklama

Skąd się w ogóle wzięły aliasy derbowe?
VV: Nadawanie sobie alternatywnych imion derbowych to kwestia historyczna. Kiedy jeszcze roller derby było wyreżyserowanym widowiskiem i dziewczyny się naparzały, a krew latała wszędzie to – tak jak zawodnicy MMA czy KSW – dziewczyny miały swoje ksywy. I tak zostało. Chyba fajniej utożsamiać się z postacią, którą się tworzy na torze. Nie oszukujmy się, roller derby jest sportem bardzo wizualnym i lepiej się czujesz ukrywając się za taką ksywą.
AF: Każda z nas jest alternatywna, w jakiś tam sposób – albo tatuaże, albo kolorowe włosy (sama do niedawna nosiłam zielone) i ksywki do tego pasują. Myślę, że nie jest to kwestia prezentowania swojego alter-ego, to po prostu śmieszne nazwy. W derby chodzi o działanie grupowe, wszystko organizujemy od początku same, co scala grupę i tworzy alternatywny świat. Każda z nas ma jakąś pracę, rodzinę, dzieci. Okazuje się, że poza normalną rodziną, mamy tą drugą, derbową.

Przeczytaj nasz poradnik jak podrywać dziewczyny – napisany przez dziewczyny.

Roller Derby nie jest już krwawym widowiskiem, tylko pełnoprawnym sportem.
VV: Mamy swoją książkę zasad i reguł, która zawiera ponad 60 stron różnych przepisów i reguł derbowych, stworzonych po to, żeby nikomu na torze nie stała się większa krzywda – nie możemy uderzać się w głowę, wjeżdżać sobie na tyłek, nie można podkładać wrotki pod wrotki…

Ale kontuzje i tak się zdarzają?
VV: Oczywiście! Jeżeli zawodniczka przyjdzie na trening bez któregoś elementu ochraniaczy, łatwo się potłuc. Bardzo często upadamy na kolana, więc kontuzje kolan, liczne stłuczenia przy upadaniu na tyłek, stłuczenia łokci… no wiesz, jest to sport kontaktowy!

Reklama

Pogadajmy o sprzęcie. Czy to jest droga zabawa?
VV: Jeżeli chodzi o start-up, czyli zestaw dla fresh meata, to kosztuje około 500-600 złotych. Teraz wygląda to trochę inaczej niż 2 lata temu, kiedy ja wydałam na dzień dobry 700 złotych na wrotki, ochraniacze i kask. Dzisiaj wrotek jest więcej i można trafić na spoko okazje. Żywotność tańszych wrotek to około jeden rok-dwa, wszystko też zależy od intensywności jazdy. Jeżeli jesteś doświadczoną zawodniczką, musisz już wydać więcej – tyle kosztuje lepsza zwrotność, możliwość robienia trików. Do tego dochodzi regularna wymiana kółek, łożysk, czyszczenie, konserwacja…

Wrotki do RD różnią się od zwykłych rekreacyjnych?
VV: Tak, wrotki derbowe to wrotki do jazdy tzw. szybkiej. One nie mają najczęściej usztywnionej kostki (choć i takie się zdarzają), w przeciwieństwie do oldskulowych wrotek, np. takich jakie używają dziewczyny skaczące na rampach z ruchu Chicks In Bowls – te mają pełne usztywnione wrotki z obcasem. My obcasa nie mamy.

Macie oficjalnego sponsora?
Violet Violence: Oficjalnego niestety jeszcze nie. Ale bardzo byśmy chciały! Wszystko póki co jest DIY – same płacimy składki za wynajem sali treningowej, za sprzęt itp. Jeżeli chcemy potrenować więcej, spotykamy się w skate parku.
Alga Fury: Wspiera nas od początku Bladeville Shop, chociaż i tak większość sprzętu kupujemy własnym sumptem. Chciałybyśmy mieć lepszą, ogrzewaną salę sportową z porządnym parkietem, a nie martwić się że w czasie jazdy wpadniemy w jakąś dziurę. Sprawa ma się ciężko, bo właściciele takich sal nie znają naszego sportu i boją się, że im zniszczymy parkiet. A my mamy nawet specjalny certyfikat, że zarówno kółeczka, jak i ochraniacze są dla podłogi bezpieczne.

RD to bardzo sfeminizowany sport – czy to kwestia tradycji? Widziałam na sali treningowej dwóch kolesi w czarnych koszulkach…
VV: To są nasi sędziowie (śmiech). Zazwyczaj faceci na wrotkach sprawdzają się jako sędziowie, może ich być do 17 na każdym meczu (w tym NSO, czyli Non-Skating Officials: sędziowie bez wrotek, którzy zajmują się punktacją itd.). To bardzo ważny element Roller Derby – bez sędziów nie miałby kto nas wywalać do ławki kar za faule. A dlaczego zawodniczkami są głownie kobiety? Myślę, że większość dziewczyn ma tak jak ja: nudzą się na siłowni, więc szukają czegoś więcej, adrenaliny, funu. Takie jest roller derby – dziewczyny mogą wykazać się siłą, wyżyć się, ale nie łamiąc sobie nosa, jak np. na boksie. Poza tym roller derby świetnie robi na sylwetkę i kondycję, jest mocno wysiłkowe - czasami po prostu wszystko cie boli. Ale ten sport jest tego wart.

Jeżeli chcecie spróbować swoich sił w Roller Derby, drużyny z całej Polski cały czas prowadzą nabór. Tutaj znajdziecie wszystkie informacje dotyczące drużyn i terminów treningów w polskich miastach.