FYI.

This story is over 5 years old.

muzyka

Polska neonazistowska scena muzyczna może coraz więcej

Koncerty skrajnie prawicowych zespołów wychodzą z konspiracji. Formacje objęte banem na Zachodzie przyjeżdżają grać do Polski

Ilustracja: Maciek Piasecki

Koncert niemieckiej formacji Oidoxie na Dolnym Śląsku – zespołu wychwalającego w swoich tekstach m.in. Rudolfa Hessa, prawą rękę Adolfa Hitlera – potwierdził jedynie niepokojącą tendencję. Jeszcze do niedawna występy grup jawnie odwołujących się do nazizmu organizowano dosłownie po stodołach, na prywatnych działkach, z zachowaniem pełnej konspiracji, a wszelkie info rozprowadzano SMS-ami wśród wtajemniczonych. Wszystko, by uniknąć uwagi mediów, służb i miejscowych władz.

Reklama

Teraz życie zhitleryzowanego muzykanta bądź promotora wydaje się nieco łatwiejsze. W Grodziszczu władze gminy bez problemu wynajęły świetlicę na wspólny mityng pięciu zespołów z tyluż krajów oraz blisko 300-osobowej publiczności pod hasłem „Night of Terror". Gwiazdą trzeciej edycji imprezy było wspomniane Oidoxie, pochodzące z Dortmundu i objęte bezwzględnym zakazem występów na terenie całych Niemiec.


Najlepsze z VICE w twojej skrzynce. Zapisz się do naszego newslettera


Nielicznym zainteresowanym dziennikarzom udało się dotrzeć do tego, kim są organizatorzy gigu, kryjący się za nazwą Club 28. Okazało się, że aktywny w tym gronie jest m.in. brat radnego PiS oraz druga osoba, właściciel agencji towarzyskiej. Być może obejmowanie ekstremistycznych grajków ścisłym banem nie jest dobrym pomysłem? Kiedy burmistrzowie, wójtowie czy inne kacyki, nierzadko bardzo gorliwi w odwoływaniu koncertów wykonawcom choćby ocierającym się o antyklerykalizm (casus płockich radnych PiS, pomstujących na „satanistyczny" utwór kolektywu R.U.T.A., będącego de facto zabytkiem rodzimego folkloru) nie widzą żadnych problemów w tym, by pod ich nosem płynął przekaz, powodujący zbiorową erekcję prawego ramienia.

Z powodzeniem gra więc po Polsce choćby wrocławski Obłęd, supportujący Oidoxie w Grodziszczu. Formacja założona przez byłego gitarzystę osławionej Konkwisty 88, Wojciecha „Czerwonego"Czerwińskiego, jest dziś pupilem Blood & Honour, mimo że niegdyś stanowił obiekt ataków ze strony organizacji za sprawą intensywnego romansu członków grupy z twardymi narkotykami. „Czerwony stał się stałym bywalcem Dworca Głównego we Wrocławiu, gdzie dzielnie dawał w żyłę, podobnie jak zwykli narkomani i żule" – potępiał lidera Obłędu administrator witryny B&H. „Nie wiadomo do końca, kto pomógł Czerwonemu – czy Monar, czy koledzy".

Obłęd ponoć wrócił do łask organizacji po zmianach w jej środowisku przywódczym. W każdym razie ex-członek Konkwisty 88 obstawia dziś ze swoją nową załogą różnorakie imprezy pod szyldem B&H. Takie jak choćby pierwsza edycja Night of Terror, która odbyła się rok temu w Głuszycy pod Wałbrzychem. Imprezą zainteresowali się wówczas dziennikarze „Gazety Wyborczej". Od tamtego czasu „Wyborcza" znajduje się na celowniku Obłędu, który poświęcił jej nawet utwór ilustrowany poniższym wideoklipem:

Warto też wspomnieć o formacji Potop 318 z Golubia-Dobrzynia (Kujawsko-Pomorskie). Absolutnym opus magnum grupy był album Hail White Sons – na okładce wykorzystano nazistowski plakat propagandowy:mode_rgb():quality(40)/discogs-images/R-5137540-1448298410-1820.jpeg.jpg), gdzie dwóch żołnierzy z Waffen SS z mierzy bagnetami (SS-manon dodano opaski Polski Walczącej, a Semita dostał emblematy Platformy Obywatelskiej i PZPN). Nieoczekiwane pięć minut sławy spłynęło na nich, kiedy gitarzysta został dyrektorem lokalnego Domu Pomocy Społecznej, a następnie wiceburmistrzem. Indagowany o swoją przeszłość przez wścibskich żurnalistów, wystosował nawet kuriozalny list otwarty, w którym tłumaczył, że nie jest żadnym nazistą, a po prostu grał sobie z kolegami „muzykę młodzieżową rock" (cyt. dosłowny). Jednocześnie w udzielonym naprędce quasi-wywiadzie, opowiadał o swoich preferencjach wyborczych. „PiS, ale nie z miłości" – stwierdzał. „Bardziej na prawo nikogo nie było. Przecież nie poprę Platformy, która wprowadziła do Sejmu dwóch Murzynów".

Przez to wszystko wydaje się jakby szara strefa, w której funkcjonują nacjonalistyczni artyści, powiększyła się na tyle, że dopóki otwarcie nie epatują oni hakenkrojcami i wizerunkami luminarzy III Rzeszy, problem jest niewidoczny dla polskich decydentów. Wystarczy zasłonić się hasłem o „koncercie patriotycznym" lub „tożsamościowym", a cała reszta pozostanie tajemnicą poliszynela.