Skomplikowany czas przejścia
Różne głosy padały przed nowym millenium. Jedni upatrywali je za nadzieję, drudzy za przekleństwo. Demokratyzacja świata i rosnący apetyt bezwzględnych yuppies przeciwstawione apokaliptycznym sektom i fałszywym prorokom. Niektórym przydałby się kolejny Jezus Odkupiciel lub nawet dwóch, a wraz z nimi nowy początek. Mimo wszystko słońce jak co dzień wyłoniło się zza widnokręgu. Janusz to wszystko bardzo przeżył.Wahanie trwało jakieś 15 lat — zdradza mi. - Niestety pewne rzeczy objawiają się dość późno. Mam wrażenie, że moja prawdziwa przygoda ze sztuką dopiero się zaczyna. Gdyby wszyscy wiedzieli, co chcą robić, to życie wydawałoby się zbyt oczywiste. No i nudne. Przełomowy w jakiś sposób okazał się rok dwutysięczny.
Janusz nie zaufał technologii. Niektóre z jego prac wskazują na to, jakoby dobrowolnie pozwoliliśmy zakuć się w obrożę przetkaną kolorowymi ćwiekami, na których świecą wizerunki aplikacji i portali społecznościowych. Wszystkie one są swoistymi Horkruksami ze świata Harry'ego Pottera, to znaczy przedmiotami będącymi de facto więzieniem dla naszych dusz. Janusz, jakby zwątpiwszy w powszechne narzędzia i techniki przyjęte w sztuce, postawił na konceptualizm, gdzie czysta myśl walczy z ciasną formą. W polu jego zainteresowań znalazły się rzeczy, które go bolą. Rzeczy nieprawdziwe, ale pretendujące do miana tych najprawdziwszych. Atrapy.Nowe millenium to nowa nadzieja — konstatuje. - Nie każdemu dane jest przeżyć przełom stuleci. Ten temat gryzł mnie od bardzo dawna. Właściwie, to przez pięć lat przygotowywałem się do milenium, a przez kolejne pięć odreagowywałem. Nie robiłem wtedy niczego, na co miałbym ochotę. Po prostu zajęcia zarobkowe polepszające byt. Jednocześnie wciąż szukałem swojej drogi twórczej. Zebrałem garść przemyśleń.
Policyjne miasteczka widmo
„Zaczęło się od tego, że usłyszałem o sztucznych miasteczkach, które policja wykorzystuje do ćwiczeń" — wspomina. „Odwiedziłem obiekt w Katowicach i Lublinie. Żaden z nich nie jest strasznie wielki, jednak robią wrażenie. Na przykład w Katowicach są trzy ulice po jakieś 200 metrów. Zadbano o podstawowe lokacje: sklep, kantor, bank, warzywniak, kawiarnię, aptekę, pocztę. Stopień realizmu jest duży. Z daleka wszystko wygląda jak odrestaurowane miasteczko, w dobie dotacji z Unii Europejskiej, z budynkami pomalowanymi na pastelowe kolory. Jednak, gdy zaczniemy się przyglądać, to zorientujemy się, że coś jest nie tak. Na przykład w sklepie — półki wypełnione kartonami tych samych soków".
„Zabawiłem się w kuratora wystawy" — śmieje się. „Wybrałem dzieła znanych twórców: Martina Creeda, Jeffa Koonsa, Andy'ego Warhola, Sylvie Fluery, Andreasa Slonimskiego. Oczywiście atrapy, a nie oryginały. Zależało mi na tym, aby te prace łatwo zdobyć lub bez większych problemów samemu je odtworzyć. Warhola, na przykład, jest pełno w sklepie z tapetami".
Lublin i Katowice to dopiero początek przygody. Janusz zamierza polować na atrapy po całym świecie. Oto co ma w planach: obiekty testowe przemysłu motoryzacyjnego w państwach skandynawskich, miasteczko afgańskie zbudowane przez Amerykanów w ich bazie wojskowej na terenie Niemiec, podziemna stacja metra w Hamburgu przeznaczona do ćwiczeń strażaków. Wszystkie te miejsca warte są pisania kilkudziesięciu, a nawet kilkuset podań.„Wystawę udostępniono na cały tydzień. Wstęp wolny. Spodziewałem się jakiegoś ruchu, ale przypuszczalnie nie pojawił się zupełnie nikt. Cóż…nieświadomie zaniedbałem reklamę i medialny rozgłos. Chociaż z drugiej strony przyświecała mi następująca myśl: atrapy zniekształcają obraz rzeczywistości. W niby-miasteczku jest niby-wystawa. Za Szkołą Policyjną w Katowicach kryły się rzeczy, o których większość przechodniów z pewnością nie miała pojęcia. Przełóżmy to na nasze życie codzienne. Tak jak ci przechodnie, co chwila mijamy coś, za czym schowana została istota bytu. Tylko jak do niej dotrzeć? W jaki sposób przedrzeć się przez atrapy? A może każdy z osobna powinien oczyścić swoje »okulary« i zdefiniować świat sam dla siebie, rozstrzygając co jest atrapą, a co nie?".
Gra z czasem i przestrzenią
Możliwe, że była to zaprawa przed poważniejszym przedsięwzięciem - „Atlasem Ptaków Polski", który ma zostać wydany w formie albumu. Janusz wcielił się w wyjątkowego ornitologa, badając ptaki nie z puszcz i lasów, lecz z ekranów akustycznych. Jeździ po kraju, by wytrwale śledzić ich wysokość lotu, jak i zmiany w niższych partiach tablic: graffiti, obdrapania, a nawet podpalenia. Wbrew pozorom można z tego wiele wyczytać. Będąc poza miastem, w miarę możliwości rozwija także swój dodatkowy projekt, polegający na dokumentowaniu dróg, nieobjętych przez Google Street View. Nie ma na samochodzie żadnej anteny rejestrującej. Po prostu jedzie i naciska co chwilę na spust aparatu.„Nie mam żadnego atelier" — przyznaje. „Wszystko odbywa się w głowie, w przenośnej pracowni, na tylnym siedzeniu autobusu 514". Łukowicz jest nastawiony na ruch, dynamikę. Bawi się nimi. Swego czasu grał z koleżanką w „ping-ponga na odległość". Umieszczali piłeczkę w kopercie, tak by listonosz lub kurier niczym paletka posłali ją dalej. Podobnie zrobił z bumerangiem. Tutaj poczta również zastąpiła prawa fizyki. Słał go na nieistniejący adres, a po kilku dniach bumerang wracał na adres zwrotny, czyli z powrotem do rąk Janusza.„Od wschodu do zachodu słońca. Bez przerwy! W połowie dnia już nie dajesz rady" — wspomina. „Kursów było chyba ponad trzydzieści. Wyszła z tego poetycka metafora podróży, »podróży dookoła«. W życiu często trafiamy tam, skąd wyjechaliśmy"— dodaje.
„Nie było łatwo" — wzdycha. „Codziennie wpadałem na pocztę i polowałem na ten jeden numerek. Orientacyjnie wiedziałem, że pojawia się około godziny 13. Po pewnym czasie panie z okienka zaczęły się na mnie dziwnie patrzeć. Dochodziło czasem, delikatnie mówiąc, do sytuacji kłopotliwych. Pamiętam, jak któregoś razu musiałem przekonywać malca, który mnie ubiegł, że numerek „667" jest fajniejszy od tego z trzema szóstkami. Pytasz, dlaczego zależało mi akurat na numerze bestii? Chodzi tu o mit sprzed setek lat zderzający się z nudną, urzędniczą codziennością. Jak myślisz, czy pod przykryciem tej atrapy potworności, wykorzystywanej przez lata w kulturze masowej, nie kryje się jakiś żart?".