FYI.

This story is over 5 years old.

zdrowie

Trenerzy osobiści mówią o najgorszych rzeczach, jakie widzieli na siłowni

Jedzenie pizzy na bieżni to już lekka przesada
Zdjęcia dzięki uprzejmości autora.

Artykuł pierwotnie ukazał się na VICE CA

Kiedyś, podczas nieudanej próby stworzenia lepszej wersji siebie, wykupiłem karnet na siłownię. Było to paskudne miejsce, purpurowy moloch pełen poobijanych bieżni i z zaszczanymi podłogami, ale przynajmniej tanie. Za 20 dolarów [72 złote] miesięcznie miałem nieograniczony dostęp do budynku, plus zniżkę na solarium i możliwość korzystania z foteli do masażu. Moje nocne sesje na schodach treningowych pozwoliły mi się dokładnie przyjrzeć innym ludziom. Widziałem przedziwne cholerstwa: uginanie ramion z ciężarkami na urządzeniu do przysiadów, mężczyzn w dżinsach próbujących bez skutku podciągnąć się na drążku, rozlane na podłodze koktajle białkowe, które zastygły w kałużach apatii i dobrych chęci. Ale dopiero w Dniu Pizzy zobaczyłem, jak okropnym miejscem może być siłownia.

Reklama

Sam fakt, że na siłowni odbywał się Dzień Pizzy, był dosyć smutny, ale sposób, w jaki stali klienci rozkoszowali się jedzeniem… To dopiero był przygnębiający widok. Kiedy sprintowałem na bieżni, widziałem ludzi radośnie opychających się serem i ciastem, aby następnie wskoczyć na maszyny do kardio. Próbując obliczyć, ile czasu potrzebują na spalenie tych kalorii, zauważyłem faceta, który wziął kawałek pizzy i stanął na bieżni. Koleś dosłownie jadł pizzę, jednocześnie próbując biegać. W tej scenie było coś bardzo niepokojącego. Natychmiast stało się to dla mnie metaforą różnych sposobów, w jaki sami się sabotujemy – tego, jak bardzo brak wiedzy może być niebezpieczny oraz faktu, że instytucje, które mają nam pomagać, nie zawsze kierują się naszym dobrem. Kiedy przeżywałem swój egzystencjalny kryzys, koleś nagle upuścił pizzę. Dodatkami na ziemię. Przez sekundę wyglądał, jakby ktoś kopnął jego psa. Potem zeskoczył z bieżni i poszedł po więcej pizzy.

Myśląc o tym doświadczeniu, zacząłem się zastanawiać nad wszystkimi innymi strasznymi rzeczami, które wydarzyły się na siłowni. Postanowiłem zapytać trenerów osobistych o najgorsze rzeczy, jakie kiedykolwiek widzieli w pracy.

Paul Hynes , Hynes Performance

Mógłbym opowiedzieć o ludziach, którzy nie odkładają ciężarków na ich miejsce, czyniąc tym samym z połogi zabałaganiony, niebezpieczny tor przeszkód. Mógłbym opowiedzieć o trenerach siedzących z nosem w telefonie, sprawdzających swojego Tindera albo sypiających z klientami. Mógłbym nawet opowiedzieć o tym, jak kiedyś pewien facet został aresztowany za to, że zdjął spodnie i poszedł za jakąś kobietą do przebieralni. Ale jak dla mnie najgorsi są protekcjonalni trenerzy. Trening osobisty to luksusowa usługa i nie każdy może sobie na to pozwolić. Dlatego wkurza mnie, gdy widzę, jak ludzie spędzają godzinę na ciągłym słuchaniu, co robią źle i jak kiepsko sobie radzą. Protekcjonalni trenerzy próbują dopasować swoich klientów do pewnego sztywnego programu ćwiczeń, niezależnie od tego, czy jest on dla nich odpowiedni i czy pomoże im on osiągnąć zamierzony przez nich cel. Zamiast wspierać ludzi, narzucają im wymagania, którym nie są w stanie sprostać. Potem jeszcze się złoszczą, że klient nie potrafi wykonać jakiegoś ćwiczenia. Ludzie płacą im spore pieniądze za to, żeby pomogli im odnieść sukces. Jak mają to zrobić, jeśli traktuje się ich, jakby wciąż byli w podstawówce?

Reklama

Veronica Morgia , Wholeheartedly Fit

Powinnam na początku zaznaczyć, że wszyscy moi klienci są niesamowici. Pracuję z ludźmi, którzy wkładają duży wysiłek w to, żeby osiągnąć swoje cele. Jednak w branży fitness są też tacy, których można by nazwać… interesującymi. Zanim tutaj trafiłam, pracowałam w wielkiej siłowni. W tamtym czasie zdarzało mi się usłyszeć naprawdę dziwne żądania. Jeden facet nalegał na noszenie maski tlenowej przez cały trening. Inny zapytał, czy możemy go nauczyć robienia przysiadów ze sztangą na piłce gimnastycznej (powiedział, że zainspirowały go do tego słonie cyrkowe). Paru kolesi głośno dyszało do telefonu. Niektórzy prosili, żebym im pomogła w przebieralni. Jednak najbardziej zapadł mi w pamięć typek, który zapytał, czy mogę go przytrzymywać w basenie, podczas gdy on będzie uczył się pływać. Powiedział, że chce być trzymany w taki sposób, w jaki robiła to jego matka. To było dziwne.

Cassie Day , All Day Fit

Pracuję nie tylko jako trenerka osobista, ale też pomagam ludziom w kwestiach żywieniowych. Myślę, że największym wyzwaniem dla osób, które chcą wprowadzić zmiany w swojej diecie, jest znajdowanie rzetelnych informacji. W sieci roi się od bzdur. Trzy lata temu przyszła do mnie na konsultację kobieta, która uważała, że w ciągu dnia je bardzo dużo warzyw. Okazało się, że pierwszą porcję warzyw przyjmowała w formie smażonego ryżu, w którym znajdowało się trochę groszku i marchewki. Drugą była duża pizza z mięsem, do której dodawano cebulę i zieloną paprykę. Byłam zszokowana, że mogła uważać to odpowiednią ilość warzyw.

Reklama

By być z nami na bieżąco: polub nas, obserwuj i koniecznie zaznacz w ustawieniach „Obserwuj najpierw”


Nie istnieje dieta, która byłaby odpowiednia dla wszystkich. Obecnie mamy dostęp do tak wielu informacji, że klienci nie wiedzą, które z nich mają sens i gdzie w ogóle należy ich szukać. Ale ustalmy jedno – warzywa na pizzy to nie to samo, co normalne warzywa.

Jeremy Fernandes , Bang Fitness

Na początku studiów zacząłem pracować na kampusowej siłowni. Polegało to głównie na chodzeniu po sali i liczeniu powtórzeń. Czasami uzupełniałem wilgotne chusteczki lub czyściłem urządzenia. Łatwizna. Inaczej to jednak wyglądało w najbardziej obleganych miesiącach roku. We wrześniu i styczniu siłowania zamieniała się w zoo. Na samej sali z ciężarami tłoczyło się ponad dwieście osób. Pewnego wrześniowego dnia wszedłem tam, spodziewając się normalnego rozgardiaszu, ale było zadziwiająco cicho. Tylko jeden typek. Miał na sobie koszulkę bez rękawów, słuchawki i czerwoną, przekrzywioną czapkę z daszkiem. Koleś podszedł do ławki i złapał parę 40-kilogramowych hantli. Wyglądał, jakby szykował się do walki. Zrobił dwa powtórzenia, gdy nagle jedno ramię opadło mu znacznie szybciej niż drugie. Odrzucił ciężary i złapał się za ramię. Był blady, a kiedy próbował wstać, zaczął się chwiać. Naderwany mięsień klatki piersiowej, może nawet zerwany. Nie miałem wątpliwości. Jakiś czas później zobaczyłem, jak zbierał swoje rzeczy. Używał tylko jednej ręki, bo drugą zaczęły już mu pokrywać rozległe siniaki. Zawsze powtarzam ludziom, że muszą znać swoje ograniczenia.

Reklama

Georges Dagher , Dagher Strength

Najgorszą rzeczą, jaką widziałem na siłowni, jest coś, co widuję niemal za każdym razem, kiedy do niej wchodzę. To jedyna sytuacja, w której łuk McDonalda wydaje się czymś nieatrakcyjnym. Łuk, o którym mówię, pojawia się wtedy, gdy ktoś podchodzi do sztangi lub ciężarków i robi coś, co według nich jest martwym ciągiem. Kiedy widzę, jak czyjś kręgosłup wygina się w taki łuk – przypominający koci grzbiet – jako trener i kręgarz czuję, że coś we mnie umiera. Zaokrąglony kręgosłup podczas martwego ciągu to pocałunek śmierci: może to być pierwszy i ostatni raz, jak go zrobisz. Aby tego uniknąć, porozmawiaj z kimś. Poszukaj pomocy. Nagraj siebie, jak ćwiczysz. Pobierz apkę Coach's Eye. Albo poproś kogoś, żeby ci powiedział, czy dobrze układasz plecy, a potem zabierz go do McDonalda i kup mu Happy Meal, ponieważ jedyną rzeczą, która powinna się uśmiechać, jest ten posiłek, nie twoje plecy.


Więcej na VICE: