Wszystkie głupie rady, które słyszysz, cierpiąc na nieuleczalną chorobę
Ilustracje Ben Thomson

FYI.

This story is over 5 years old.

zdrowie

Wszystkie głupie rady, które słyszysz, cierpiąc na nieuleczalną chorobę

Piłeś? Nie masz pojęcia o medycynie? Jeśli tak, może lepiej zachowaj swoje cenne uwagi dla siebie

Cierpię na zesztywniające zapalenie stawów kręgosłupa (ZZSK).

Nie przejmuj się, jeśli nigdy o nie słyszałeś o tej chorobie – sam dowiedziałem się o niej dopiero wtedy, kiedy pewien lekarzy wytłumaczył mi, że to właśnie przez nią nie byłem w stanie wstać z łóżka bez pomocy mojego współlokatora. ZZSK to choroba autoimmunologiczna, co oznacza, że mój organizm atakuje sam siebie. Mam problemy ze stawami, przez co mój kręgosłup sztywnieje, a kości się ze sobą zrastają. Przez cały czas odczuwam silny ból i muszę brać mnóstwo leków, żeby w miarę normalnie funkcjonować.

Reklama

Kojarzycie garbusów? Cóż, właśnie tak wygląda nieleczone ZZSK.

Istnieją pewne pozytywne strony takiej choroby. Musiałem zastanowić się nad swoim życiem w sposób, do którego nigdy nie zmusiłbym się w innych okolicznościach, a do tego lwią część mojej powieści napisałem właśnie dlatego, że byłem przykuty do łóżka. No i nie zapominajmy o najlepszym: wszyscy myślą, że palę trawę w celu uśmierzenia bólu.

Jednocześnie dużym minusem – pomijając wspomniany ból oraz przedwczesną śmierć – jest to, że ludzie ciągle próbują mnie uzdrowić za pomocą jakiejś bzdurnej metody, o której przeczytali na Facebooku.

Jak najbardziej popieram medycynę alternatywną i stosowanie różnych diet. Ja sam jako tako zapanowałem nad swoim ZZSK właśnie dzięki weganizmowi, olbrzymiej ilości kurkumy oraz nowoczesnym lekom. Jednak jeśli jesteś pijany i nie masz żadnego doświadczenia medycznego, twoja rada najprawdopodobniej mi w ogóle nie pomoże – nawet kiedy masz jak najlepsze chęci.
Ogólnie rzecz biorąc, można wyróżnić trzy główne typy osób, które bombardują mnie niechcianymi poradami. Po pierwsze, są to nabuzowani faceci, którzy zaczepiają mnie w barze i zachowują się, jak gdyby moja choroba stanowiła dla nich osobistą zniewagę.

– Kolego, co się dzieje z twoją szyją?
– Cierpię na chorobę autoimmunologiczną.
– Kurwa stary, musisz przejść na paleo. Mojego kumpla bolał łeb, zmienił dietę i teraz jest jak nowy.
– Okej, dzięki.
– Serio, jakiego masz maila? Wyślę ci kilka linków.
– Nie trzeba, naprawdę.
– O co ci chodzi? Lubisz być chory, kutafonie?

Reklama

Równie często pojawiają się nachalne hipiski, które po prostu nie rozumieją słowa „NIE":

– Przepływ twojej energii nie jest harmonijny.
– Przepraszam, ale staram się przygotować do występu.
– Musisz poznać moją znajomą; zajmuje się leczeniem ludzi za pomocą kryształów.
– Proszę, przestań mnie dotykać.
– To tylko niewinne reiki.

Ostatnią grupę stanowią dziwacy, którzy rzucają tak absurdalnymi radami, że człowiek zaczyna się zastanawiać, czy sami wymyślają te bzdury. Jak inaczej można potraktować sugestię, że „pięć razy dziennie powinienem jeść pierzgę z mieloną, ekologiczną jagnięciną"?

Należy pamiętać, że jestem kompletnie spłukany, a większość z rzeczy, które rzekomo mają mnie uzdrowić, kosztuje majątek. Jasne, jeśli wydawałbym kilka stówek tygodniowo na wizyty u specjalistów, pewnie zauważyłbym jakąś różnice; niestety jako biedny poeta za pomyślny uznaję dzień, w którym stać mnie na bilet autobusowy do lekarza.


Mówimy jak jest. Polub fanpage VICE Polska i bądź z nami na bieżąco


Najzabawniejsza sytuacja spotkała mnie na pewnym spotkaniu służbowym, kiedy mężczyzna, z którym rozmawiałem, na informację o mojej chorobie zareagował pytaniem, czy mógłby się za mnie pomodlić. Jako że płacił mi od godziny, powiedziałem: „Jasne, czemu nie". Położył więc ręce na mojej szyi i zaczął się modlić. Poczułem lekkie mrowienie, co było całkiem fajne. Kiedy skończył, odsunął się i spojrzał na mnie z wyczekiwaniem.

Reklama

– I?
– Dziękuję? – zapytałem, nie wiedząc, co właściwie powinno się wydarzyć.
– Czujesz się uleczony?
Spróbowałem poruszyć głową.
– Nie, nadal chujowo.
– Spróbuję jeszcze raz – odparł, zmartwiony, że jego ostatnia modlitwa nie dotarła do Boga.

Ponownie powtórzyliśmy całą operację, ale tym razem na pytanie, czy zostałem uleczony, odpowiedziałem: „tak". Obawiałem się, że w przeciwnym wypadku ślęczelibyśmy tam aż do momentu, gdy koleś straciłby wiarę, albo Bóg w końcu by się ugiął i naprawdę mnie uzdrowił.


Więcej na VICE: