FYI.

This story is over 5 years old.

muzyka

Doba festiwalowa

Moda na festiwale rozpoczęta. Sprawdź do której stacji Ci najbliżej. Test? Niekoniecznie fun

Stacja pierwsza

Pakujesz wszystkie gadżety z niezbędnika jak przystało na Festiwalowicza zrobionego w Polsce i jedziesz na dworzec. Wśród wielkich betonowych płyt do złudzenia przypominających marmury, zapachu falafela i odoru dworcowych żuli wyczekujesz swojego pociągu przeznaczenia.  Mimo unoszącego się smrodu i widoku  bezdomnych, którzy przysypiają na kartonach – check in! Pełen entuzjazmu wpisik na fejsie, zwiastujący nadchodzącą przygodę ustawiony w środku roboczego tygodnia będzie wyjątkowo denerwujący dla znajomych, którzy normalnie o tej porze siedzą w robocie.

Stacja druga

W pociągu. Jak jest w PKP każdy wie – soczyste mięcho i polska wódeczka tylko w Warsie, a  w regionalnych dramat, duchota, pot i sromota. Polskie pociągi posiadają jednak jedną zasadniczą zaletę – lustra. Szybka samojebka w przedziale, albo artystyczne zdjęcie w szybie zamieszczone na instagramie z hashtagiem #now – zawsze działa, szczególnie kiedy jesteś dziewczyną z odpowiednią prezencją. Wersja dla brzydszych – kawka ze Starbucksa i książka, dobra, koniecznie biografia albo coś opór hipsterskiego, żeby nikt nie znał.

Stacja trzecia

Jesteś w Trójmieście.  Z okularami, marki o dwuczłonowej nazwie, na nosie przemierzasz ulice miasta, lekko cwaniakując – bo przecież tylko Ciebie było stać na karnet. Szybkie sprawdzenie tindera, żeby zbadać okoliczne towary! Dalej pakujesz się w SKM-kę i jedziesz na metę. Meta niestety średniego standardu, ale co z tego, skoro ma ona pełnić wyłącznie funkcję przechowalni rzeczy, a potencjalne nocne zdobycze, które tu zaprosisz, będą tak pijane, że nie zauważą syfu.

Stacja czwarta

Po kwaterce, czas na szamę. Trzeba  zrobić dobry podkład pod całonocne chlanie, bo jak powszechnie wiadomo pierwsza zasada to: nie mieszaj, druga: nie pij na pusty żołądek. Dlatego też sprawdzasz, gdzie ostatnio na foursquare oznaczali się Twoi znajomi, żeby wpaść na nich przypadkiem i nie bujać się po rewirze w pojedynkę.

Stacja piąta

Biforek. Alkohol na festiwalu drogi, dlatego w ramach oszczędności zahaczasz o najbliższy market dla Polandii, kupujesz flachę i rozpijacie ze znajomymi w plenerze. Tradycyjnie filmik na snapa, żeby wszyscy widzieli, że już się bawicie – bez soczystego snapka nie ma zabawy.

Stacja szósta

Festiwal. Wiem, że w międzyczasie zapomnieliście, że docelowo kupiliście karnet, żeby posłuchać muzyki na żywo, a nie na pociąg do wieczności, dlatego teraz znajdujemy się na błotnistym polu festiwalowym w Gdyni. Na festiwalu, jak to na festiwalu – ludzie, błoto, alkohol, pot i muzyka, z naciskiem na to ostatnie – docelowo. Ty i Twoi lekko wstawieni znajomi szukacie nowych znajomych i starych, których nie widzieliście aż od wczoraj, ale im więcej, tym lepszy lans, choć tak naprawdę wyglądacie jak zagubiona wycieczka autokarowa do Trójmiasta. Wielką grupą wbijacie na koncerty, w międzyczasie pijecie, palicie, panie prześcigają się w ruszaniu tyłkiem w rytm piosenki i rzucaniem wianków na scenę, a panowie wyczajają kolejne dupki z tindera. Nagle wychodzi headliner – telefony w dłoń i kręcimy! Snapki, instamcie, fejsik, twitter i telefony do ziomków, którzy siedzą w chacie, żeby mogli sobie posłuchać NA ŻYWO. Koncert trwa i trwa, a my sprawdzamy lajki, szery, kliknięcia, jaramy się komciami i nawet się nie spostrzegliśmy jak minął koncert.

Stacja siódma

Koncerty się skończyły, to trzeba porządni odpiąć. Taksóweczka, znajomi i kierunek Sopot, a tam Mewa, Czekolada, Sfinks, Zatoka, Monciak, plaża, krzaki– co kto lubi. Sopot powinien być ostatnią stacją, bo potem jest już tylko gorzej, nie mniej póki ładni ludzie ubierający się na czarno bawią się na biało, a wódka leje się strumieniami  to wszystko się zgadza. Dlatego bawisz się, korzystasz z życia –szumnie mówiąc. Używasz, wyczajasz, zarywasz, wyrywasz, wszystko jest zabawne, ludzie zajebiści, a obrzygane kible w klubie Ci nie przeszkadzają.

Stacja ósma

Nie wiesz gdzie. Nie wiesz gdzie jesteś, nie wiesz z kim jesteś, nie wiesz co się działo. Spekulujesz, że może przed Tobą jest morze, a to na czym siedzisz przypomina drewnianą ławkę na Monciaku, ale pewien nie jesteś, bo choroba morska daje Ci się we znaki bardziej niż zwykle. Chcesz pić i rzygać, albo rzygać i pić, nieważne. Sprawdzasz czy masz portfel, dokumenty, klucze, telefon. W telefonie sprawdzasz stan konta i ostatnie wiadomości, przeglądasz wychodzące połączenia i co gorsza galerię… Coś zaczyna Ci świtać, ale nie jesteś pewien czy masz rację, dlatego dzwonisz do znajomych, mówisz, że się wczoraj wstawiłeś i prosisz o rekonstrukcję wydarzeń. Wymieniacie się doświadczeniami, ucinacie nie lada pogawędkę na temat melanżu i umawiacie na kacowe.

Stacja dziewiąta

Meta. Jesteś w kwaterze, szybki prysznic, zmiana ubrań i ręczniczek, status  o tym, jak bardzo wczoraj odpięliście wroteczki i kierunek plaża. Z ziomeczkami na kacowym – rzec by można. Najpierw porządne jedzenie – jako że w Trójmieście nie serwują śniadań o 13.00, musisz zamówić porządny obiad. Koniecznie coś vege do fotki – instagram #now, potem mięcho żeby wreszcie się nażreć i do Zatoki Sztuki aka Zatoki botoksu. Tam wygrzewacie tyłki, skręcacie lolki, piweczko na kaca, obserwacja płci przeciwnej i chilling do podwieczorku. Następnie szybka kimka, toaleta i biforek.

Stacja dziesiąta

Patrz od stacji czwartej.

A teraz zastanów się jak wyglądał Twój festiwal i na której stacji wysiadłeś.