FYI.

This story is over 5 years old.

Kultura

Cześć, jestem alkoholiczką

Spróbowałam przestać pić rok temu – z bardzo słabym skutkiem

Zdjęcie pochodzi z konta Jamesa Cridlanda na Flickrze

Było popołudnie dnia powszedniego, a ja leżałam skulona w łóżku. Klimatyzacja w salonie działała. Słyszałam jej szum, lecz nie czułam żadnego chłodzenia. Właśnie powiedziałam mojemu ówczesnemu facetowi, że niespecjalnie zależy mi już na życiu.

„Tak bardzo cię kocham" – powiedział po zadaniu miliarda pytań (najgorszą częścią powiedzenia komuś, że nie chcesz dalej żyć, są późniejsze pytania). „Zapijam się na śmierć, ponieważ jestem tchórzem" – powiedziałam, ignorując intensywność jego wyznania i odwracając wzrok.

Reklama

I jakoś to szło – dni, tygodnie, miesiące. Myślałam, że alkohol był rozwiązaniem dla niekończącej się listy moich problemów, ale tak naprawdę tylko je pogłębiał. Co noc upijałam się do nieprzytomności. Mówiłam sobie, że wolno mi, ponieważ mam powód. Wiele powodów, tak naprawdę. Alkohol był jedyną rzeczą, która uspokajała stany lękowe i koiła wiecznie towarzyszący mi ból. Poza tym nienawidziłam moich wiecznie nieobecnych rodziców, a kariery wszystkich znajomych rozwijały się o wiele lepiej niż moja własna. I tak dalej.

Alkohol już dawno utracił swoją magiczną moc – tak naprawdę nie czułam jej już wcale. Była to po prostu rzecz, którą robiłam. Zresztą, nie czerpię przyjemności z wielu rzeczy, lecz mimo to nadal je robię. Czy cieszy mnie sprzątanie kibla raz na cztery miesiące? Nie. Czy to robię? Tak. Czy lubię słabe gadki na imprezach? Nie. Czy to robię? Tak (zawsze należy pamiętać o networkingu). Czy lubię alkohol? Nie. Czy go piłam? Oczywiście.

Nawet już nie udawałam, że piłam jak normalna, cywilizowana osoba, bo zdawałam sobie sprawę z tego, że wcale taka nie byłam. Maksymalny zakres moich dobrych manier kończył się na laniu trunku do kieliszka, który napełniałam znowu i znowu przez całą noc, nie zwracając uwagi na to, ile już wypiłam – po prostu napierałam dalej, dopóki nie pochłonął mnie mrok. Budziłam się, odliczając minuty do momentu, kiedy wydawało mi się, że mogę napić się znowu.

Reklama

Organizowałam sobie dni wokół picia, zawsze pilnując, by iść pieszo, jeśli wiedziałam, że dzisiaj się napierdolę. Okazało się, że za każdym razem, kiedy gdzieś się wybrałam, kończyłam najebana. Jeśli już było ciemno, szłam się nachlać. A jeśli dopiero się ściemniało, zamierzałam iść się nachlać. Myślałam, że nie jest ze mną jeszcze tak źle, skoro nie pije rano. Teraz już wiem dlaczego. W ciągu dnia nie byłam w stanie zbyt wiele zrobić. Nie. Po prostu leżałam, czekając na nadejście nocy, by móc napić się znowu.

Zdjęcie pochodzi z konta Jona Jordana na Flickrze

Spróbowałam przestać pić rok temu – z bardzo słabym skutkiem. Napisałam o tym nawet samochwalczy artykuł. W odpowiedzi otrzymałam wiele wiadomości i odpisałam na wszystkie. Czasami ludzie życzyli mi szczęścia: dziękowałam im i odpisywałam garścią oklepanych banałów. Czasami sami potrzebowali trochę uwagi, uczucia bądź wsparcia, więc to też im dawałam. Często piłam, kiedy wypisywałam te odpowiedzi – wróciłam do alkoholu prawie od razu. Czułam się jak oszustka. Jaki był cel mojego wielkiego ujawnienia „prawdy", jeśli i tak kłamałam? Ta świadomość wywołała we mnie jeszcze większą samotność.

Dlaczego teraz jest inaczej niż wtedy? Cóż, serio badam przyczyny mojego nałogu i próbuję się z nimi zmierzyć, zamiast ignorować je za pomocą alkoholu, co robiłam wcześniej. Jeśli nie zastanowisz się, dlaczego zacząłeś pić, po prostu zaczniesz gardzić sobą dlatego, że przestałeś. A to jedynie sprawia, że chcesz do tego wrócić.

Reklama

Przegrałam, ponieważ nie postarałam się naprawdę. Nie wierzyłam, że zasługuję na uwolnienie się od mojego nałogu.

Niestety moi znajomi, którzy chcieli dobrze, bezwarunkowo przyjęli moje chujowe wyjaśnienie powrotu do nałogu – stany lękowe. Ich nastawienie tylko ułatwiło mi dalsze samooszukiwanie się, bez próby zrozumienia rzeczywistych powodów prowokujących picie. Do tego w żadnym razie nie chciałam być pierwszą wśród moich znajomych, która przyznała się do porażki. Bez względu na to, że mój problem absolutnie nie dotyczył ich, pijących rekreacyjnie.

Kiedy byłam już podpita, skupiałam się na jakich (najczęściej nieważnych) momentach, kiedy wyrządzono mi krzywdę. Delektowałam się wypominaniem sobie moich kompleksów, przeżywając ponownie łzawe historie, które mi się przytrafiły. Dla siebie byłam bezlitosna.

Takie zachowanie odepchnęło mojego chłopaka. W końcu mnie rzucił, zmęczony całym tym gównem – i słusznie. Przeszedł ze mną bardzo wiele – i tak miał świętą cierpliwość. Był taki uparty. Momentami wydawało mi się, że to reinkarnacja Jezusa. Oczywiście to nieprawda; nie chciałam, żeby nim był. Uważałam, że i tak nie uda się mnie zbawić. Leżałam na kanapie, patrzyłam się w przestrzeń, płakałam i rozmyślałam nad moim istnieniem, bezskutecznie próbując powstrzymać drżenie rąk.

Każda noc kończyła się urwanym filmem, każdy poranek zaczynał się we mgle. Nauczyłam się nie czytać wiadomości, które powysyłałam, bojąc się tego, co zobaczę. Używanie telefonu po pijaku powinno być nielegalne.

Reklama

Zdjęcie pochodzi z konta Jamesa Cridlanda na Flickrze

Jeśli o drugiej rano nadal byłam przytomna, wpadałam w panikę. Skąd mogłabym zdobyć więcej alko? Sklepy miały zaraz się zamknąć, a ja wypiłam już zbyt dużo, by prowadzić. Doświadczałam prawdziwej bezsilności, uświadamiając sobie, że nie dam rady przetrwać następnych trzydziestu minut bez alkoholu. Byłam niewolnikiem mojej choroby.

Nie wpadałam w cug, ponieważ piłam codziennie. Cug posiada koniec. Ale jeśli coś zdarza się codziennie, to nie to samo. W pewnym momencie zdajesz sobie sprawę, że masz dwie opcje: zrezygnować albo umrzeć.

Dlaczego przestałam? Nie umiem powiedzieć. Ta myśl narodziła się w moim mózgu jednej nocy, kiedy już prawie odpadałam, że może – może – nie muszę żyć w ten sposób. Szalone, prawda?

Po pierwsze musiałam przyznać, że nie potrafię poradzić sobie sama. Musiałam porozmawiać z innymi, którzy przeszli przez to samo, z ludźmi, którzy pokonali chorobę. Wcześniej przed zwróceniem się o pomoc powstrzymywała mnie moja głupia duma. Pokonanie jej i uświadomienie sobie, że wcale nie miałam żadnej kontroli nad sytuacją, było trudne, ale niezbędne. Rzucanie picia wymaga rozmontowania całej psyche, całego ego – a tego zdecydowanie miałam zbyt wiele.

W momencie pijackiej desperacji, zanim odpadłam, napisałam mojemu niepijącemu przyjacielowi, że życie stało się nie do wytrzymania. Kiedy obudziłam się rano i przeczytałam jego odpowiedź, wiedziałam, że to już czas.

Reklama

Zabrał mnie na spotkanie alkoholików, którzy pokonali nałóg. Pamiętam dobrze opowieść jednego mężczyzny. Wcale nie doświadczył znęcania się jako dziecko, nie miał w sobie żadnej łzawej historii, oprócz jednej: pochodził z klasy średniej i miał depresję. Powiedział, że tylko pod wpływem czuł, że jest w stanie żyć dalej. Miałam wrażenie, że mówił bezpośrednio do mnie.

Ludzie na tym spotkaniu zachowywali się normalnie i tak samo wyglądali. Wyglądali jak ja. Szczerze mówiąc, wyglądali lepiej niż ja. Wszyscy byli lepiej ubrani, bardziej czyści i wyglądali na zamożnych. I wszyscy przyznawali, że są bezsilni wobec alkoholu.

Otoczona przez ludzi zmagających się mniej więcej z tymi samymi problemami, co ja – straciłam poczucie wyizolowania i opuszczenia. Piłam z powodu samotności, nawet gdy przebywałam wśród ludzi, czułam się kompletnie sama w pustym świecie pozbawionym Boga. Teraz, mimo że nadal nie wydaje mi się, żeby Bóg istniał, wiem, że nie jestem sama ze swoimi problemami. I przez ten jeden prosty fakt nie chcę umierać. Śmierć wydaje mi się teraz pomysłem abstrakcyjnym, jak każdemu, przeciętnemu człowiekowi. Po raz pierwszy od lat, wiem, że szczerze pragnę żyć.

Jeśli masz problem z alkoholem, proszę odwiedź stronę aa24.pl, by uzyskać informacje na temat uzyskania pomocy.

Śledź Megan na Twitterze.