FYI.

This story is over 5 years old.

wywiad

​Adblock na miasto

"Jak można postawić na środku chodnika wielkie jajko, albo paczkę chipsów? To jest piekielnie kiczowate i irytujące. Przez reklamy nie widać miasta" rozmowa z twórcami akcji "Śmieci na wysokości"
Źródło: Śmieci na wysokości

Każdego dnia tysiące warszawiaków przetacza się przez miasto i wszędzie spotyka ich reklama wielkoformatowa. Na blokach mieszkalnych, kamienicach, w parkach, na boiskach i biurowcach. Jest praktycznie wszędzie.

Moje oczy krwawią od tego zjawiska codziennie. Nie pamiętam dnia, w którym ukazałaby mi się warszawska architektura w pełnej okazałości, bo chyba takiego w moim życiu nie było. Takie same odczucia mają twórcy akcji „Śmieci na wysokości". Dzięki nim zobaczyłem jak mogłaby wyglądać Warszawa bez reklam, a wyglądałaby zajebiście. Niestety to tylko wizualizacje, ale może dzięki akcji młodych coś w końcu ruszy. O szczegółach akcji i o kulisach przedsięwzięcia rozmawiałem z Jakubem Kuźmińskim, członkiem zespołu.

Reklama

VICE: Jakie były początki projektu „Śmieci na wysokości"?
Zwyczajnie, wystartowaliśmy w krajowym konkursie Zwolnieni z Teorii. Zwróciliśmy uwagę na reklamy w mieście i im bardziej się na nich skupialiśmy, tym bardziej zaczęły nam one przeszkadzać. I tak właśnie rozpoczął się projekt „Śmieci na wysokości". Pomysł podsunął nam nasz kolega z harcerstwa.

Projekt miał być w założeniu komercyjny, czy zrobiliście go dla własnej satysfakcji?
Myślę że praca nad całym projektem to coś, co warto wpisać sobie do CV tak samo jak certyfikat Project Management Institute, który można przy tym wygrać.

Ile czasu zajęła wam praca?
Osoby wymazujące reklamy spędziły przy komputerze ok. 40 godzin. Można od tego zwariować, bo wszystko już wtedy boli. Od tyłka, aż po mózg. Nie usunęliśmy wszystkiego, bo neony informują gdzie znajduje się firma, a poza tym byłoby to prawie niemożliwe, ze względu na trud jaki spowodowałoby doklejenie w tym miejscu tła.

Kręciliśmy od świtu. Spotykaliśmy się o 6 rano i czekaliśmy aż zrobi się jasno. Baterii w dronie starczyło na 20 minut, potem już nic nie mogliśmy zrobić. Trzeba było więc dokładnie zaplanować co i jak chcemy nakręcić. Raz nawet przez baterie musieliśmy dziko biec po drona, który zaczął lądować awaryjnie, żeby się nie rozbić.

Dobrze, że się nie rozwalił. Kupiliście go specjalnie na tę okazję, czy był wypożyczony?
Samo wypożyczenie drona jest bardzo kosztowne. Braliśmy pod uwagę taką możliwość, ale okazało się, że nasza znajoma z harcerstwa miała znajomości w wydawnictwie Demart. Zgodzili się udostępnić go nam za darmo i wesprzeć całą akcję. Dodatkowo syn prezesa firmy nakręcił to o co prosiliśmy, bo umiał obsługiwać tym sprzętem. Sami nie chcieliśmy niczego zepsuć.

Reklama

Jak cała grupa czuje się z rozgłosem medialnym, liczyliście na tak duży odzew?
Chcieliśmy zdobyć rozgłos medialny. Prosiliśmy naszych partnerów, żeby udostępnili informację o projekcie, ale nie spodziewaliśmy się tak dużego zainteresowania. W niecałą dobę od rozpoczęcia akcji było 30 tys. wyświetleń na YouTube i mnóstwo maili z zaproszeniami do mediów. Cały ten tydzień udzielaliśmy wywiadów.

Sława męczy?
<śmiech> Na dłuższą metę może tak, ale na tydzień to spoko.

Co denerwuje cię najbardziej w tym reklamowym syfie?
Kicz. Jak można postawić na środku chodnika wielkie jajko, albo paczkę chipsów? To jest piekielnie kiczowate i irytujące. Poza tym przez reklamy nie widać miasta. Mamy zasłonięte budynki i nie wiadomo jak one na dobrą sprawę wyglądają. Kamienica na Alejach Jerozolimskich jest cztery piętra niższa niż przypuszczałem przez stojący na niej billboard. Takich przypadków jest wiele, ale się o nich na co dzień nie myśli.

Źródło: Śmieci na wysokości

Wygraną w konkursie macie w kieszeni?
No właśnie nie. Kwestia wygrania zależy od ilości punktów. Etap planowania, etap realizacji, ze wszystkiego trzeba się rozliczyć. Podliczane jest każde wyświetlenie i 'like' na Facebooku. Gdyby olimpiada zakończyła się w tym momencie to na pewno byśmy nie wygrali, ale jeżeli teraz damy z siebie wszystko, to mamy szansę zdobyć nagrodę w którejś z kategorii. Musimy jednak walczyć do końca, zbierać beneficjentów i poprawiać quizy.

Reklama

Czyli mimo niekonwencjonalności projektu Zwolnieni z Teorii, wasze działania są oceniane w konwencjonalny sposób?
Punktacja w ZWZT jest dość rygorystyczna, każda kategoria jest dokładnie mierzalna i przekłada się na punkty, nie ma miejsca na subiektywną ocenę działań projektu.

Czujecie się oszukani?
Nie, mogliśmy przyłożyć się lepiej do wcześniejszych etapów. Mamy jeszcze szansę to wszystko nadrobić i kto wie, może wskoczymy na pierwsze miejsce. Gra cały czas trwa. Największą wygraną będzie jednak permanentne usunięcie reklam. To ważniejsze niż jakikolwiek certyfikat.

Po zakończeniu konkursu zamierzacie kontynuować projekt?
Jeśli odzew będzie duży to nie skończymy tematu z dnia na dzień. To nie świadczyłoby najlepiej o naszej wiarygodności. Nie robimy tego tylko dla olimpiady. Skupimy się teraz trochę bardziej na maturze, ale projektu nie porzucimy.

Jak typowy Kowalski może przyłączyć się do akcji?
Ruszyliśmy teraz z inicjatywą wysyłania listów do największych reklamodawców. Można wysyłać je do nas żebyśmy przesłali je dalej. Im więcej listów, tym większe prawdopodobieństwo że reklamodawca zwróci na nie uwagę. Ważne żeby były to listy papierowe, bo nie można pozbyć się ich tak łatwo jak maila. Chcemy się z nimi spotkać i pokazać, że jest nas więcej.

Mam nadzieję że pewnego dnia uda nam się dorównać Czeskiej Pradze w której zupełnie zniknęły reklamy.
Do tego dążymy, chcemy pokazać reklamodawcom, że są lepsze i bardziej estetyczne sposoby na reklamę niż wielkie banery. Niektórym markom taki sposób reklamy bardziej szkodzi niż pomaga, szkoda że nie wszystkim.

Akcję możecie śledzić na stronie "Śmieci na wysokości" oraz na ich profilu na Facebooku.