FYI.

This story is over 5 years old.

muzyka

Bez twarzy Marilyn Monroe

Idealizujemy gwiazdy pop, chociaż kompletnie na to nie zasługują – mówi Matthew Healy, frontman The 1975

Są zespoły, które na taki sukces pracują całą swoją karierę. Oni osiągnęli to w niespełna rok. Czterech chłopaków z Manchesteru: Matthew Healy (gitara, wokal), Ross MacDonald (bas), Adam Hann (gitara) i George Daniel (perkusja). Poznali się w liceum i szybko założyli zespół. Dziś ich kolejne single („Sex”, „The City”, „Chocolate”) podbijają listy przebojów, odbyli trasę koncertową u boku Muse i The Rolling Stones, a ich debiutancki album „The 1975” z miejsca wylądował na pierwszym miejscu UK Album Chart. Z The 1975 spotkałam się przed ich koncertem w Warszawie. Rozmawialiśmy o tym, jak nasze życie zmieniły media społecznościowe, o ich filmowych inspiracjach i… spalonej tęczy na warszawskim Zbawiaczu.

Reklama

VICE: Mieszkasz w Londynie, pełno tam polskich imigrantów. Stworzyłeś sobie na ich podstawie jakieś wyobrażenie o Polsce? 

Matty: Mieszkam w bardzo spolonizowanej części Londynu, lubiłę polskie jedzenie. Nie lubię idei nacjonalizmu, granic, tego, że po przejechaniu kilkuset kilometrów znajduję się w miejscu z innym prawem. Wszędzie są tylko ci sami ludzie, także tu, chociaż jestem w Polsce po raz pierwszy.

Twierdzisz, że tworzycie muzykę w ten sam sposób, w jaki ją konsumujecie. O co chodzi?

Jest to zjawisko typowe dla mojego pokolenia. Jak pewnie zauważyłaś, nasza płyta odznacza się dużą biegunowością, jeśli chodzi o styl. To dlatego, że sami nie słuchamy też jednego gatunku muzyki. Bardzo trudno tworzyć mi jeden rodzaj muzyki, ponieważ sam słucham bardzo różnych twórców.

Wasz manager i wydawca, Jamie Oborne, w wywiadzie dla portalu gigwise.com powiedział ostatnio, że zanim do niego trafiliście, zostaliście odrzuceni przez wszystkie możliwe firmy fonograficzne w Wielkiej Brytanii. Nie chcieliście iść na kompromisy?

Kompromisy nie były problemem, nawet nam ich nie proponowano. Ludzie z innych wytwórni po prostu kręcili nosem. Mój charakter mógł wydawać się im zbyt zadziorny i chyba nie umieli zdecydować czy jestem utalentowany czy szalony, więc nas odrzucali. Pewnie chcieli zobaczyć we mnie nowego Thoma Yorke.

Mieli więc jednak jakieś własne wyobrażenie o tym, jaki powinieneś być?

Reklama

Być może tak, nie wiem. Zwykle okazywali nam jakieś zainteresowanie, a potem mówili, że to ja nie jestem pewien swojej tożsamości. To jednak działało na mnie motywująco, przekornie. Mówiłem sobie „Pieprzyć to, wiem dokładnie, kim chcę być”.

Powiedziałeś kiedyś, że martwi Cię to, że dzisiejsi nastolatkowie mierzą swoją wartość liczbą znanych ludzi, którzy śledzą ich na twitterze. 

W dobie tumblra, twittera, które są ukierunkowane szczególnie na młodych odbiorców, możliwość internetowej anonimowości i rzeczy, które się znajduje lub zamieszcza na tego typu stronach, mogą być bardzo wyniszczające dla kilkunastoletnich dzieciaków. Ten internetowy świat sprawia, że udzielanie się towarzysko i poznawanie rówieśników późnymi wieczorami  na ulicy, czy gdziekolwiek, wydają się im coraz bardziej obce, robią to w wykreowanej, wirtualnej rzeczywistości…

Na przykład poprzez tinder?

Właśnie. Interakcje w wirtualnym świecie stają się bardziej normalne niż w tym prawdziwym. Ludzie zawsze będą idealizować gwiazdy pop. Będą je uważać za bardziej atrakcyjne i dążyć do upodobnienia się do nich. Kiedyś podziwiano narkomankę i alkoholiczkę Marilyn Monroe. Dzisiaj jest podobnie. Gloryfikujemy tak naprawdę niewartych tego ludzi, żyjemy w świecie, w którym rzeczy nieistotne są podnoszone do rangi najważniejszych. To naprawdę smutne.

Sądzę że duży wpływ na tworzenie sztucznego hype’u mają teraz programy typu X Factor, w których ocenia się głównie zdolność do posługiwania się głosem i wygląd, a nie umiejętność komponowania, talent.

Reklama

Tak, w dzisiejszych czasach na pierwszym miejscu nie stoi talent, tylko sława. Gdy spytasz się dzieciaka, kim chciałby zostać, nie wymieni ci konkretnego zawodu, tylko powie, że chce być znany. Co to znaczy? Znany z czego? Leonardo da Vinci był znany, bo był najbardziej utalentowanym człowiekiem swoich czasów, zapewniło mu to jego rzemiosło - takie powinny być podstawy sławy. Dziś możesz być znana dzięki temu, że pokazałaś cycki w jakimś programie telewizyjnym o trzeciej rano, czy wrzucasz tysiące głupich wideo na YouTube.

Utrzymujecie bliskie relacje z fanami poprzez serwisy społecznościowe? 

Nie udostępniamy zbyt dużo. Gdy piszę coś do fanów, nie jest to raczej o tym, gdzie jestem i co robię, po prostu dzielę się swoimi przemyśleniami. Fani chcą, żebyśmy byli dla nich na wyciągnięcie ręki. Chcą być blisko swoich idoli, ale wtedy cały czar by szybko prysł. Bo ich bohaterowie są dokładnie takimi samymi ludźmi, jak oni, a może nawet trochę gorszymi, zepsutymi przez swój status gwiazd i oderwanymi od rzeczywistości. Gdybyś codziennie miała spędzać czas z Beyonce, może w ogóle byś się z nią nie dogadała.

Spytany o to, z kim chciałbyś współpracować odpowiedziałeś, że z A$APEM Rockym. Co cię w nim inspiruje?

A$AP ciekawie miesza elementy rapu, kultury pop, mody high fashion. Kiedy ukazało się „Peso” i zobaczyliśmy, że utwór tak różnorodny gatunkowo i niewpasowywujący się w dotychczasowe schematy odnosi duży sukces, dodało nam to pewności siebie, odwagi do tego, aby umieścić naszą muzykę w sieci. A$AP Rocky to robi, The Weeknd również, zróbmy to i my.

Reklama

Czy oprócz filmów i soundtracków Johna Hughesa masz jeszcze jakieś inne kinematograficzne inspiracje?

Tak, kinematografia mnie inspiruje. Zanim kogoś pierwszy raz pocałowałem, wyobrażałem sobie, jak to powinno być. Przypominałem sobie sceny z filmów - emocje są w nich pokazywane zwykle nadmiernie dramatycznie, w obecności podkładu muzycznego.To dlatego młode pokolenie, które wyrosło na filmach Hollywood, idealizuje swoje własne życie. Oprócz Johna Hughesa wymieniłbym także Camerona Crowe’a, Sophię Coppolę, której filmy „ Przekleństwa niewinności“ i „Między słowami“ sprawiły, że zapragnąłem pisać muzykę filmową. One zmieniły mój sposób myślenia o utworach. Tworzę soundtracki do niesfilmowanych historii.

Czy fani z poszczególnych krajów różnią się od siebie?

Wszędzie spotykam tych samych natolatków, mówiących w różnych językach.

Czy ten stopniowy zanik różnic kulturowych to pozytywne zjawisko?

Utrata różnic kulturowych może oczywiście wywoływać nostalgię, ale sądzę, że należy skupić się rzeczywistości takiej, jaka ona jest. Bagatelizowałem mówiąc, że wszyscy młodzi ludzie są tacy sami. Owszem ich wspólnym mianownikiem jest popkultura, lecz dzięki globalizacji nastolatkowie mają szybki dostęp do informacji z całego świata i każdy z nich przetwarza je inaczej, na swój własny, twórczy sposób. Nie jestem pesymistą, nie będę narzekał, że na świecie jest coraz gorzej. Trudno mi jednak myśleć pozytywnie o aktualnej polityce w Wielkiej Brytanii. Nigdy dotąd za mojego życia nie było tu tak dużej rozbieżności ekonomicznej. Rząd, który powinien poprawiać sytuację najbiedniejszych grup społecznych, zmniejsza zasiłki, utrudnia dostęp do edukacji podnosząc jej koszty, skupia się na dostarczaniu korzyści elitom.

Reklama

Czy słyszałeś o niedawnym spaleniu tęczy w Warszawie, która była uważana za symbol tolerancji?

Tak słyszałem. Polska boryka się z problemami, które my mamy już  za sobą. Co nie znaczy, że u nas jest tak wspaniale. Mamy po prostu inne problemy. Podobał mi się twój pomysł, żeby zrobić nam zdjęcia pod tą spaloną teczą i w ten sposób nadać naszej rozmowie szerszy kontekst. Chętnie wziąłbym w tym udział, gdyby pozwolił nam na to czas.

DIASPORA W WERSJI POP

TAK ZACZYNAŁA NIRVANA

OTO RZECZY, KTÓRYCH MOŻESZ NIE WIEDZIEĆ O LOU REEDZIE