FYI.

This story is over 5 years old.

Newsy

​Dlaczego powinieneś się zainteresować sprawą CETA

Umowa między Kanadą a UE może pozytywnie wpłynąć na polską gospodarkę, ale według krytyków uderza w suwerenność, demokratyczne zasady i krajowych przedsiębiorców

Zdjęcie z protestu przeciw ACTA, innej transnarodowej umowie. Fot. Joshua Haddow

W setkach miast w Europie odbywają się protesty przeciwko porozumieniu CETA. W Niemczech na ulice wyszło do tej pory – jak podają organizatorzy – ponad 300 tys. osób. W Niemczech protestują ekolodzy, hipsterzy, rolnicy i pielęgniarki. Protestuje też Warszawa.

Co najmniej od sprawy ACTA opinia publiczna interesuje się tajnymi porozumieniami międzynarodowymi dotyczącymi handlu (ACTA, TTIP, PIPA, SOPA, TPP). Wszystkie te przyprawiające o ból głowy skróty łączy ta sama agenda – tj. przekonanie, że należy dążyć do tworzenia kolejnych wielkich rynków wolnego handlu. Niedawno głośno było o próbie wprowadzenia porozumienia USA-UE (TTIP), tym razem również mamy do czynienia z transnarodowym porozumieniem gospodarczym.

Reklama

Te umowy wyrażają tego samego ducha i są popierane przez tych samych graczy. (analiza Corporate Europe wskazuje, że Parlament w 92 proc. przypadków rozmawiał z przedstawicielami wielkiego biznesu, organizacjom obywatelskim poświęcił tylko 4 proc. spotkań). Wiara w wolny handel opiera się na założeniu, że bariery w handlu i przepływie kapitału ograniczają globalny obrót gospodarczy spowalniając światowy wzrost, a międzynarodowemu biznesowi należy „ułatwiać życie", choćby znosząc wszelkie możliwe bariery handlowe niezależnie od różnicy gospodarczej między krajami.

Takie zabiegi mogą mieć jednak niepożądane konsekwencje dla nas wszystkich. Jakie? Oto kilka konkretnych powodów, dla których powinieneś się zainteresować sprawą CETA:

Powstawała w tajemnicy przy mało demokratycznych procedurach

Formalnie umowa CETA (Cohesive Economic Trade Agreement) dotyczy relacji europejsko-kanadyjskich, ale to nie do końca prawda. W Kanadzie działa bowiem wiele filii amerykańskich – czyli międzynarodowych – korporacji, które brały też udział w negocjacjach przy tworzeniu umowy. Jako podmioty formalnie kanadyjskie będą także beneficjentami umowy.

Między USA a Kanadą już istnieje bowiem strefa wolnego handlu – wprowadzona w latach 90. na mocy porozumienia NAFTA (North American Free Trade Agreement). Tym samym można mówić o wspólnym północnoamerykańskim rynku, na który na mocy CETA otwiera się Unia Europejska.

Reklama

Krytycy widzą w umowie kolejny skok międzynarodowych korporacji na nasze prawa. Postępowania są tajne. Sama treść również przez dłuższy czas nie była jawna. UE tłumaczy to względami negocjacji, ale przeciwnicy umowy widzą w tym naruszenie zasad demokratycznych i chęć utrzymania porozumienia jak najdłużej poza reflektorami mediów.

Może uderzyć w mniejszych przedsiębiorców (i konsumentów) z całej Europy

Zniesione mają być cła i taryfy na wiele produktów. W tym np. jabłek (z 9 proc. do 0), na czym mogą stracić polscy producenci. Co więcej, nie jest jasne, jakim normom będą podlegać sprzedawane w Europie kanadyjskie produkty. UE zapewnia, że będą zgodne ze standardami europejskimi, ale wydaje się, że kompetencja ta nie została precyzyjnie sformułowana i np. zabronione w Europie produkty modyfikowane genetycznie będą jednak trafiały do europejskich sklepów.

To właśnie kwestie ekologiczne i rolnicze najbardziej poruszyły europejską opinię publiczną. Okazało się, że jej reprezentanci nie byli obecni podczas prac nad porozumieniem. Teraz organizacje rolnicze i ekologiczne z całej Europy (w Polsce np. Krajowa Rada Izb Rolniczych) są wobec umowy krytyczne i nawołują do jej odrzucenia. W Berlinie już we wrześniu przeciw CETA protestowało ponad 80 tys. osób. Krytyka do Polski dotarła późno, ale dziś negatywnie o porozumieniu mówią jednocześnie Kukiz'15, partia Razem czy Zieloni.

Niepokój polskich rolników nie jest bezzasadny. Ciężko jest rywalizować cenowo z siecią międzynarodową, która jest w stanie produkować na granicy zysku i przy użyciu najnowocześniejszych technologii. Fakt, że w Kanadzie (i USA) normy konsumenckie, zdrowotne i żywnościowe są słabsze niż w Europie sugeruje, że także konsumenci na starym kontynencie powinni czuć się sprawą zainteresowani.

Reklama

UE zapewnia, że gospodarka europejska na porozumieniu zyska. Firmy będą miały niższe koszta „przerzutu" sprzętu i pracowników, konsumenci będą zadowoleni z większej konkurencji na rynku, a prawa intelektualne będą lepiej chronione. Na samym zniesieniu taryf i ceł gospodarka unijna ma zyskać ok. 0,5 mld euro. Ze strony europejskiej CETA najbardziej zainteresowane są wielkie firmy branż samochodowych, technologicznych i realizujących zamówienia publiczne (np. inżynieryjne). Liczą one, że kanadyjski – i amerykański – rynek będą dla nich okazją dla nowych zysków. Według Corporate Europe za oceanem na CETĘ najbardziej czekają branże: rolnicza, chemiczna oraz sektor finansowy.

Najwięcej mogą stracić słabiej rozwinięte państwa (jak Polska)

Entuzjazm zwolenników porozumienia nie jest powszechny. Krytycy zwracają uwagę na szereg możliwych złych scenariuszy:

Po pierwsze, w świetle historii innych podobnych porozumień (np. NAFTA) pewność co do obopólnych korzyści z umów o wolnym handlu jest nieuzasadniona. Niektóre słabiej rozwinięte i gorzej dokapitalizowane kraje mogą na nowym, większym wolnym rynku po prostu stracić. Miejscowe firmy nie wytrzymają konkurencji ze światowymi gigantam, a rynek zostaje przejęty przez zagraniczny kapitał. Tak było w Meksyku: po wprowadzeniu NAFTA wzrost PKB spadł, podobnie jak wynagrodzenia. Wzrosło za to bezrobocie.

Po drugie tego typu szacunki nie uwzględniają, jakie grupy w nowym układzie zyskają, a które stracą. Nawet jeśli PKB wzrośnie, ale zyski będą rażąco nieproporcjonalnie dzielone, większość mieszkańców Kanady i UE może na nowej sytuacji stracić.

Reklama

Korporacje będą mogły pozywać państwa za utracone „potencjalne zyski" i wpływać na decyzje rządów

Kolejnym elementem budzącym sprzeciw jest kwestia międzynarodowych trybunałów arbitrażowych (ISDS). To rozwiązanie powstałe w czasach zimnej wojny. Międzynarodowe (głównie amerykańskie) korporacje chciały w ten sposób zagwarantować sobie ubezpieczenie od inwestycji w krajach Trzeciego Świata. Chodziło o to, aby w razie nagłej rewolucji środki zaangażowane np. w budowę pól naftowych albo kopalni udało się choć w części odzyskać.

ISDS to miejsce, w którym firmy mogą domagać się odszkodowania od państwa np. za naruszenie ich własności lub potencjalnych zysków. Dlaczego to problem?

Po pierwsze dlatego, że nikt inny nie ma takiego prawa. Ani obywatele, ani lokalni przedsiębiorcy nie mogą domagać się w taki sposób odszkodowania od swojego państwa. Zagraniczni inwestorzy mogą. Możliwości są szerokie.

Za „naruszenie potencjalnych zysków" można uznać np. konsekwencje podwyższenia płacy minimalnej czy uchwalenia nowego prawa o ochronie środowiska (tak było m.in. w sprawie firmy Vattenfall, która pozwała Niemcy). Załóżmy, że polski parlament zakaże stosowania niebezpiecznego środka, który produkuje lub sprzedaje firma z Kanady. W efekcie zakazu jej zysk spadnie. Musi wtedy wykazać, że nowe prawo nie jest wymierzone w firmy z zagranicy.


Nie szkalujemy Polski. Polub nasz fanpage, żeby być z na bieżąco


Arbitraż ISDS pozwala firmom ubiegać się o pieniądze nie przed sądami, ale przed prywatnymi firmami prawniczymi. Tam strony publiczna i prywatna postępują nie w oparciu o kodeksy, ale umowę arbitrażową. Daje to większą elastyczność i pozwala zachować poufność. CETA także wprowadza takie rozwiązanie. Międzynarodowi „sędziowie" mają jednak być poddani pewnej kontroli, a państwa członkowskie będą miały prawo nominować do tych „sądów" swoich przedstawicieli.

Trybunały ISDS powinny być krytykowane przez wszystkich, którym bliskie są wartości demokratyczne. Za ich sprawą prywatna firma może przed prywatnym arbitrem uzyskać wielomiliardowe odszkodowanie za decyzję, która jest realizacją woli większości obywateli. W przypadku większych kwot może nawet dochodzić do faktycznego paraliżu systemu demokratycznego. Wiedząc, że zagraniczni inwestorzy zażądają odszkodowania np. za podniesienie płacy minimalnej parlamenty i rządy będą musiały poważnie zastanowić się, zanim rozważą taką drogę.

Polska gospodarka może zyskać, jednak kosztem suwerenności

Już teraz Polska wypłaca z powyższego tytułu wielomiliardowe odszkodowania prywatnym firmom na mocy podobnych porozumień np. z USA (głównie z firmami z tego kraju przegrywa Rzeczpospolita). W samym roku 2014 firmy zagraniczne pozywały nasz kraj na prawie 8,4 mld zł – to połowa wydatków na cały program 500 plus. Od początku lat 90. Polska podpisała wiele umów, na podstawie których działają trybunały ISDS. Warto zwrócić uwagę, że regulacje w nich zawarte są na ogół mniej korzystne dla nas niż te, które zawierają się w CECIE (czy TTIP).

Dla nas nowy model arbitrażu międzynarodowego byłby zatem prawdopodobnie korzystny – nawet jeśli reszta krajów UE na tym straci. Pozornie CETA mogłaby przynieść nam lepsze standardy arbitrażu. Różnica jest jednak zasadnicza. Umowy dwustronne Polska może wypowiedzieć. CETA – nie. Oznacza to, że jeśli za jakiś czas nowy premier uzna, że zagraniczne firmy nie powinny być traktowane preferencyjne względem polskich, to nie będzie mógł nic z tym zrobić. Teraz Polska może po prostu jednostronnie wypowiedzieć umowę. Po wejściu w życie CETA taka decyzja będzie wymagała zgody innych państw.