FYI.

This story is over 5 years old.

Varials

Dlaczego nie bulwersuje mnie Warsaw Shore?

W gruncie rzeczy to mili ludzie, którzy kierowani chęcią przeżycia czegoś, co w ich rozumieniu będzie przygodą, poszli do programu, który dawał im to, czego akurat od życia chcieli

Kiedy na antenie MTV pojawił się pierwszy sezon polskiej wersji Jersey Shore Internet zalała znana nam już z wielu sytuacji fala nienawiści i oburzenia. Ludzie złapali za widły i popędzili z wrzaskiem na bohaterów nowego show, producentów, telewizję, widzów, całą „upadającą” Polskę, na cały „zdegenerowany” świat. Przyrównali ludzi do karykatur, potworów, debili, troglodytów, dzikusów, a program do zwierzyńca. Była mowa o bagnie, jaki osiągnęła telewizja, o dnie dna, o mule pod dnem i gównie pod mułem, o deprawacji, degeneracji, zezwierzęceniu, zeszmaceniu, kompletnym, absolutnym, totalnym upodleniu. Jak cudownie różnorodnie potrafią się w Internecie denerwować Polacy. Niektórzy przybrali pozę krytykująco-wyśmiewczą ukazując swoją twarz pod tytułem „ja jestem ponad to” - mnie ta żenada nie dotyczy, ja się tak nigdy nie zachowuję, jak można się tak sprzedać. Komentujący dali dużo bardziej interesujące show niż na to zasługuje sam program – który, szczerze mówiąc, trochę wieje nudą. Czasem się tam ktoś na kogoś obrazi, ktoś z kimś trochę pokłóci, czasem ewentualnie można uświadczyć jakiejś bójki, a w Internecie – tu się dopiero dzieje reality – zgrzytanie zębami i rzucanie mięchem. Bardzo zajmujące jest to, jak reagujemy na trochę głupoty i seksu przed kamerami, szczególnie w wersji polskiej.

Reklama

Ale może już dość mówienia o superbohaterach Internetu, bo wiadomo, że to do niczego nie prowadzi. Jeszcze bardziej bawi reakcja innych mediów, jak na przykład redakcji Playboya, który w swoim oświadczeniu nie powstrzymał się od złośliwego komentarza:

Doszliśmy do tego, że magazyn z gołymi kobietami, stworzony przez faceta posiadającego harem, jest teraz wyznacznikiem dobrego smaku, wysublimowanego stylu

i wysokiego poziomu.

Wracając do Warsaw Shore - skoncentruję się chwilę na sobie. Mam wszystkie powody ku temu, żeby ten program był dla mnie bulwersujący i obrazoburczy – jestem z Warszawy, studiuję, wolę poczytać książkę niż iść do klubu - ale kurczę jakoś nie jest. Zastanawiam się, co ze mną nie tak? Fakt, czasem unosi mi się brew, jak pojawia się tekst w stylu: „Zlałam ją ciepłym moczem prosto z cipy”, bo intryguje mnie jak coś tak w swojej głupocie i wulgarności oryginalnego może w ogóle narodzić się w czyjejś głowie. Ale żeby od razu się oburzać?

Rozmawiałam z niektórymi z uczestników – Wojtkiem, Anią „Małą”, Eweliną i Pawłem. Wrażenie? Spodziewałam się osób zblazowanych, uważających się za celebrytów. Błąd. Cała czwórka to bardzo sympatyczni, weseli ludzie. A przede wszystkim, ludzie z ogromnym dystansem do samych siebie. Ujmują swoja bezpośredniością i wierzcie mi, lub nie, można ich polubić.

Tak naprawdę, jak widzę później w odcinkach na jakie ja teksty wpadam i jakie ja rzeczy robię, to się łapię za głowę. Nie jestem aktorką i nigdy nie byłam – tak samo jak się wypowiadam w domu, tak się wypowiadam w programie, tylko że w domu zazwyczaj na to nie zwracam uwagi, że gadam głupoty, a jak już siedzę na kanapie spokojnie i słyszę w programie jakie ja czasem teksty sadzę, to mówię: ooo, jaka masakra, po prostu rozpierdalam sama sobie serce. Ale to co podoba mi się w programie to to, że nie jest sztuczny. Po prostu weszliśmy do domu, żadnej reżyserki, czy czegoś takiego – wchodzimy do domu, poznajemy się i tak naprawdę żyjemy życiem, które jest tam. Kiedy oglądam program po zmontowaniu go jestem w stanie powiedzieć „tak, to jestem ja”. Jestem z tego bardzo zadowolona, bo może nie jestem zbyt inteligentna, nie jestem damą, ani żadną tam panienką, której trzeba otwierać drzwi i całować ją po stopach, ale jestem po prostu sobą. Taka jestem. – Ania „Mała”.

Reklama

Upadek cywilizacji? Króciutka lekcja historii – w starożytnym Rzymie rozrywką ludu były organizowane przez Cesarza Igrzyska Olimpijskie, na których ludzie zabijali się nawzajem. Z kolei na dworze królów, a także papieży urządzano orgie z udziałem kurtyzan – a przecież mówimy o ludziach cywilizowanych! O wielkich tego świata. Świat zepsuł się już bardzo dawno, teraz po prostu możemy oglądać to zepsucie w telewizji i Internecie.

Dlaczego w dobie gimnazjalistek grających w słoneczko w szkolnych łazienkach bulwersujemy się kilkoma dorosłymi ludźmi, uprawiającymi seks, upijającymi się przed kamerą i rzucającymi głupimi tekstami? Czy to naprawdę takie straszne? W gruncie rzeczy to mili ludzie, którzy kierowani chęcią przeżycia czegoś, co w ich rozumieniu będzie przygodą, poszli do programu, który dawał im to, czego akurat od życia chcieli.

  Czy program fałszuje obraz polskiej młodzieży? Jeżeli zwróci się na to dobrze uwagę i posłucha czasami młodych ludzi wypowiadających się wokół – i nie mówię tu wyłącznie o dresach z ławeczki w parku, tylko też o studentach spod bramy Uniwersytetu, to tak naprawdę wszędzie mamy Warsaw Shore. Ludzie wygłupiają się rzucając idiotycznymi tekstami, rozmawiają bez skrępowania o seksie, obmacują i oblizują się wzajemnie w klubach. A przecież zachowanie się w imprezowej sferze życia nie mówi wszystkiego o człowieku. Ta sama osoba, która akurat wyszła do klubu i jest pijana będzie się inaczej zachowywać jak innego dnia wyjdzie do kina czy do teatru.

Reklama

Jeden z internautów w dyskusji co do programu Warsaw Show jako lustra odbijającego obraz polskiej młodzieży napisał: Jak przyłożysz lustro do twarzy to zobaczysz twarz, a jak do dupy, to zobaczysz dupę. Trudno się z tak oczywistą oczywistością nie zgodzić. Zatem program to lustro, które odbija osiem konkretnych osób i ich naturalne zachowanie w sztucznie zaaranżowanym środowisku. Ludzi, którzy dużą wagę przywiązują do wyglądu zewnętrznego (w przypadku mężczyzn liczą się mięśnie, dobrze przystrzyżona fryzura, a w przypadku dziewczyn wszystkiego rodzaju atrybuty dodatkowe, które mają wpłynąć na wygląd – tipsy, doczepiane włosy, sztuczne rzęsy), którzy zostali dobrani względem określonych kryteriów i są wyznawcami podobnych wartości. A dlaczego akurat takich?

 Gdyby to nie byli tacy ludzie, to program byłby nudny. To musi być atrakcyjne. Stworzenie programu i emitowanie go ma podłoże czysto komercyjne, a MTV jest telewizją rozrywkową. – Jerzy Dzięgielewski, producent.

Czy poziom programu jest niski? Tak jest. I co z tego? Czy ktokolwiek kto myśli, rzeczywiście po obejrzeniu stał się głupszy? Czy ktokolwiek rzeczywiście czuje się zdeprawowany?

Często nie docenia się polskiej młodzieży. Jeżeli chodzi o uczestników, to to, co się dzieje w programie to jest tylko część ich życia – to nie jest tak, że całe ich życie poza programem polega na imprezowaniu. Nie wydaje mi się, żeby młodzież w dzisiejszych czasach traktowała to tak poważnie. Oni wiedzą, że to jest program telewizyjny. 

Reklama

Rolą MTV nie jest kształtowanie wzorców w społeczeństwie. MTV wyprodukowało programy takie jak Jackass i to była banda kolesi, którzy rzucali w siebie piłkami bejsbolowymi, no trudno to nazwać wzorem do naśladowania. I nasz program też nie jest i nie ma być wzorem do naśladowania. 

Zdaję sobie sprawę, że są ludzie, którzy będą traktować to bardzo dosłownie, są tacy, którzy będą to traktować w kategoriach wzorca – niestety. Ponieważ they don’t know any better. Ale są tacy, i wierzę, że jest ich więcej, którzy traktują to w kategoriach programu rozrywkowego, który jest robiony według pewnych zasad i dzieją się w nim rzeczy niezwykłe, ale niekoniecznie rzeczy do powielania. Bo tak generalnie działa rozrywka. – Jerzy Dzięgielewski, producent.

Przecież każdy sam może wybrać to, na co patrzy. A jaki target, takie programy - będą powstawać, dopóki ludzie będą je oglądać. I dopóki będą je hejtować, bo programy tego typu nie istnieją bez hejterów, a im jest ich więcej tym lepiej. Nic tak nie zasiewa ziarnka ciekawości jak ktoś mówiący, żeby broń Boże czegoś nie próbować – i wiemy to już od Adama i Ewy.

Skądś przecież bierze się tak duża oglądalność Warsaw Shore. Bardzo wielu z widzów zobaczyło pierwsze odcinki, bo zainteresował ich szum powstały wokół. Poza tym jest to rozrywka niewymagająca myślenia, od którego dzisiejszy człowiek z chęcią ucieka (co jest tematem na oddzielny artykuł). Do tego wielu z nas lubi żyć cudzym życiem, a program może być łatwą podnietą dla tych znudzonych czy poddenerwowanych własną egzystencją. Mamy też tych co próbują podreperować swoje ego, złudnym uczuciem, że są od kogoś lepsi. A w końcu i tych, pewnie najliczniejszych, co oglądają program dla beki. Niezależnie od pobudek, każdemu zażenowanemu i oburzonemu poziomem programu polecam w ramach rekompensaty pójść do teatru, zapisać się na wolontariat w domu dziecka albo wesprzeć jakąś akcję charytatywną. Zróbmy z Warsaw Shore pożytek! Jeden obejrzany odcinek – jeden dobry uczynek.

Reklama

Zachęcam też do nabrania zdrowego dystansu – przyda się, bo jestem pewna, że czeka nas jeszcze więcej dużo bardziej „patologicznych” i szokujących programów.

Jest coś atrakcyjnego w tym, co oni tam robią – sam po sobie nawet widzę, że program powoduje, że uruchamiają się we mnie jakieś tam ukryte pokłady shore. The shore element. To niesie ze sobą powiew jakiejś frywolności, fajnie się czasem zapomnieć. Ja też postawiłem przed sobą lustro i przypomniałem sobie moje grubsze imprezy i myślę, że z niektórych  można by skręcić niezły odcinek.

Kiedy pracowałem dla HBO, zajmowałem się innego rodzaju programami, ale i tak to właśnie wysokie słupki oglądalności zawsze cieszyły najbardziej. – Jerzy Dzięgielewski, producent.

Na imprezie castingowej prawie nic nie wypiłem. Cały czas piłem albo fantę albo redbulla. Ja jestem sportowcem, więc ogólnie rzadko zdarza się, że dużo wypiję, podczas kręcenia Warsaw Shore, może ze dwa razy byłem tak totalnie wstawiony. Bo żeby dobrze się bawić, wcale nie muszę dużo pić. Często znajomi właśnie mi mówią, że super jest to, że nawet jak jadę samochodem i nic nie wypiję, to i tak się bawię, jakbym był pijany. 

Uważam, że alkohol to nie jest jakaś super używka. Znam swoją granicę i nie lubię jej przekraczać. Zabawne jest to, że po programie tak dużo ludzi chce z nami pić, bo myślą, że ja nie wiadomo ile piję. - Wojtek, uczestnik programu