FYI.

This story is over 5 years old.

Varials

Druidzi na kwasie!

Kwas i piknik druidów

Wszystko jest takie dziwne po kwasie, prawda? Jimi Hendrix jest jak Barack Obama…po kwasie; Lewe oko Thoma Yorke’a jest jak prawe oko Thoma Yorke’a…po kwasie; deszcz jest jak prysznic…po całkiem sporej ilości kwasu! Itd. By przekonać się, czy ten utarty zwrot jest prawdziwy, zdecydowaliśmy się na straszne, straszne rzeczy. W tym tygodniu padło na piknik druidów!

Nie uwierzycie ilu ludzi podsyła nam artykuły o druidach. Prawie tylu, ilu podsyła nam cyganki. Dokładnie tylu. Na szczęście, seria po kwasie stoi w opozycji wobec leniwego dziennikarstwa, zmieniając słabe pomysły w genialne.

Reklama

To nasz francuski przyjaciel Ben. Jest godzina 11:30, a Ben właśnie łyka kwas.

To znów Ben, po krótkiej przejażdżce do londyńskiego Primrose Hill. Właśnie bierze udział w ceremonii obchodów jesiennej równonocy przez Zakon Druidów. Byli na tyle mili, że pozwolili potrzymać mu tę linkę, co było najlepszym punktem dnia. Kiedy wsiadaliśmy do metra, zmartwiony Ben stwierdził, że wszystko robi się jakieś dziwne. Chyba nie czuł się najlepiej. Jego stan poprawił się, gdy dotarliśmy do NW1. Być może sprawiła to reklama, na którą gapił się przez 15 minut. Na miejscu dostrzegliśmy jakieś 30 osób. Wszyscy – ubrani w białe szaty - stali w kręgu, trzymając się za ręce i klaszcząc. Ben był oczarowany tym spektaklem.

W tym słońcu czuliśmy się jak na festiwalu w Glastonbury, tylko że zamiast dudniącego w tle Glasvegas, słuchaliśmy króla druidów prawiącego o powrocie do kręgu życia, duchach przyrody oraz ich ostatecznym celu - jedności z nieskończonością. Jego słowa poruszyły Bena. - Jestem tak spierdolony – wyszeptał z francuskim akcentem – że zaczynam to rozumieć.

Spójrzcie na niego. Wygląda tak groźnie na tle tych pogan.

Po półgodzinnej ceremonii druidzi zstąpili z Primrose Hill, ciągnąc za sobą Bena. Na pewno dobrze się bawił, ale nie wierzę, by czuł się szczególnie uduchowiony.

Zaskoczyło mnie, że mimo powagi tej religijnej ceremonii, druidom nie przeszkadzał naćpany Francuz.

Ta kobieta dziękowała wszystkim (również Benowi) za obecność, kiedy staliśmy w świętym kręgu. Wygłosiła też jakieś przemówienie, które niezbyt dokładnie słyszałem. W pewnym momencie roześmiany Ben powiedział: - To była kozacka sztuczka. Kiedy później zapytałem, co miał na myśli, stwierdził, że nawet nie wie, co to znaczy.

Reklama

Po tej krótkiej inicjacji, Ben poczuł się na tyle pewnie, żeby podbić do kilku kobiet-druidów. Odniosłem wrażenie, że interakcja z nimi sprawia mu wiele radości; hipisi wydają się bardzo rozsądni kiedy jesteś naćpany.

Z tym gościem Ben związał się najbardziej, pewnie z powodu wibracji wytwarzanych przez jego pozytywną, wąsatą twarz. Prawdopodobnie gadali o jaraniu.

Kiedy Ben zapytał tego faceta, czy może dotknąć jego sprzętu, atmosfera zrobiła się napięta. O dziwo, zgodził się. - To było najlepsze - powiedział Ben. – Najostrzejsza rzecz jakiej kiedykolwiek dotykałem.

To z kolei było najgorsze. Wszyscy bawili się dobrze, szerząc radość i szczęście, kiedy Ben zdjął tej kobiecie wieniec z głowy. Nie dość, że ciężko było go zdjąć, to jeszcze zaraz musiał go oddać. Spojrzała na niego surowo i zapytała: - Jesteś dziennikarzem? - Nie mam kurwa pojęcia - odpowiedział. Sytuacja była dość niezręczna.

Do sielankowego przesłania jedności głoszonego przez druidów nijak nie pasowały ciężkie miecze, które leżały w kilku miejscach. Jednak to, że nie zwracali uwagi na chwilowo pomieszanego Francuza, który przed chwilą ukradł wieniec, a teraz trzymał miecz większy od siebie, naprawdę świadczyło o ich spokoju i wyrozumiałości. Druidzi są wyluzowani.

Prezentujemy buty do ćpania. - Cieszę się, że je założyłem…są zajebiste – stwierdził Ben.

Jesienna równonoc to festiwal zbiorów, obchodzony kiedy dzień i noc są równej długości. Jest to czas równowagi przed pogrążeniem się w ciemnościach zimy. Czas zbierania plonów i ewaluacji uczynków. Podczas rytuałów, zbiory leżały rozrzucone w kręgu druidów. Jedzenie było ofiarą dla przyrody.

Reklama

Tu Ben zjada świętą ofiarę druidów.

Na szczęście kradzież jedzenia z boskiego talerza nie popsuła imprezy tak bardzo jak oni. O co chodzi ze steampunkami? Czy byli zaproszeni? Raczej nie, nikt nie zaprasza steampunków. Ich ciemne ubrania zaniepokoiły Bena. Kiedy zaczynał panikować…

…spotkaliśmy tego gościa! Szczęście i ulga, jakie widziałem na twarzy Bena, nie dały się z niczym porównać. Przez następne dziesięć minut Ben i pies robili do siebie głupie miny. W tym czasie druidzi zdjęli obrzędowe szaty i Ben przeraził się, że przeistoczyli się w zwykłych ludzi. Zostawiliśmy ich w połowie pikniku i przenieśliśmy się na drugą stronę Primrose Hill, ponieważ Ben musiał „wyszczać się żyletkami”. Dzień był bardzo udany. Wychodzi na to, że spędzanie czasu w słonecznym parku z przyjaznymi ludźmi w pięknych białych szatach na kwasie, może być całkiem przyjemnym doświadczeniem.